Część 1: Charna vs Mardon
2 września 2020Już drugiego dnia w Steadwick kompania pokazała Charnie Aberville, że nie jest tu mile widziana. Mardon nie dał jej żadnych szans na treningu z Tyris upokarzając ją przy wszystkich.
Pozostali również nie dawali jej wytchnienia. Jeszcze tego samego dnia po treningu z Sorshą Margary kompania kadetów, na której czele stał Mardon, pokazała jej miejsce w szeregu. Powiesili ją na haku wyginając jej ręce i nogi do tyłu, a nad nią wisiała świeca z woskiem, która skapywała na nią. Z racji, że dziewczyna bała się ognia, to wierzgała się niczym wąż po ziemi, czym przyprawiała radość nienawistnych kadetów.
Zdawała sobie sprawę, że ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie i w końcu nabędą do niej szacunku, jeśli jej nie złamią. Motywowała ją Sorsha, która jasno dała jej do zrozumienia, że nie może dać im wejść na głowę. Aczkolwiek Tyris widząc, w jaki sposób katują dziewczynę uznała, że nawet ona nie zadawała takich tortur zakładnikom w celu wydobycia informacji. Miała wrażenie, że z przybyciem kolejnych kadetów poszerzał się ich wachlarz znęcania się nad młodymi. Gdy obserwowała, jak pastwią się nad dziewczyną, wtedy miała ochotę złamać kodeks rycerski i ruszyć jej na pomoc, jednak w porę się opanowała. Żaden z rycerzy nie może stawać w obronie kadeta, jeśli znęca się nad nim inny kadet. Każdy przyszły żołnierz Erathii musiał sobie radzić w takich sytuacjach i jeśli sam sobie nie pomoże, to nikt mu nie poda ręki.
Niemniej Tyris podobnie jak Sorsha postanowiła poprzeć Charnę. Dlatego, kiedy kompania skończyła znęcać się nad dziewczyną, a ta leżała nieprzytomna na ziemi, czempionka wsadziła sztylet w jej ręce, aby nie musiała męczyć się z więzami. Charna nie rozumiała tego podarku i zamierzała go oddać, jednak ona kazała jej go zostawić, wprawiając dziewczynę w niemałe zaskoczenie.
Jeśli kompanii było mało, to dziewczyna miała jedną dziwną zależność, z którą nikt nie potrafił sobie poradzić. Od najmłodszych lat, co noc głosy nie dawały jej spać. Przypominały głośne piski zjaw albo innych demonów, które wchodziły do jej głowy. Próbowała jakkolwiek je uciszyć, niekiedy nawet miała wrażenie, że przeciwnik stoi przed nią i ją katuje, jednak to były tylko zwidy, halucynacje spowodowane zbyt dużym bólem, jak na tak wątłą dziewczynę. Jej walka z głosami kończyła się na zgięciu kolan i przystawieniu głowy do nich, albo na wymachiwaniu mieczem w powietrzu. Odpuszczały, kiedy zbliżał się świt i podnosiła się rosa wokół Fort Riverstride.
W Steadwick też ją zaatakowały. Już pierwszej nocy musiała wyjść na arenę walk, aby nikt jej nie widział, albo co gorsza, czegoś nie zniszczyła. Nie ujawniała się ze swoją tajemnicą, póki nie dowie się, z czym miała do czynienia.
Początki w Steadwick nie były proste dla dziewczyny. Za dnia kadeci, w nocy głosy, i na jedno, i drugie nie miała rozwiązania. Jedynie do bezsenności już się przyzwyczaiła, przez co tak zbladła, że nawet twarz pełna mąki ma więcej życia niż ona. Jak sobie wmawiała jej czarne oczy obrazują mroczną duszę, z którą próbuje walczyć. Chociaż jej ojciec starał się, żeby nie szła w stronę kariery wojskowej, podobnie jak jej zmarli czterej bracia, tak wiedział, że i Charna najlepiej się odnajdzie się w roli rycerza. Z tego powodu wysłał ją do stolicy Erathii.
Dzień później po torturowaniu kadeci rozpoczęli trening z Sorshą Margary, która momentalnie zmieniła sposób trenowania. Solidnym smagnięciem żelaznego pręta dawała znać, że ktoś przyjmuje złą postawę i choć pannie Aberville lekko drgały usta z bólu, tak pozostali krzyczeli na całe gardło. Mistrzyni krzyżowców dała im solidną reprymendę i na żadnym z nich nie pozostawiła suchej nitki. Była tak zirytowana na postawę kadetów, że gdy Sini zapytała o śniadanie, to kazała jej w pełnym uzbrojeniu kilkukrotnie przebiec dookoła koszar.
Charna milczała, ale mimo to nie uniknęła oskarżeń od kompanii za wywarcie wpływu na metody treningowe. Wyjątkowo po jej stronie stanął Mardon i wywołał kłótnie z Marziną i Iwoną. Charna korzystając z tego zamieszania pobiegła na trening do Tyris, która szkoliła ich z zakresu rzemiosła jeździeckiego.
Mardon widząc jak dziewczyna biegnie w stronę areny walk rzekł w stronę kompanii:
– Panna Aberville ma faktycznie w sobie coś dziwnego. – Zaczął. – Od początku się nad nią znęcamy, a ona w zamian śmieje się nam w twarz. Trzeba wymyśleć, jak się pozbyć tej irytującej osoby.
Większość się zgodziła.
Kompania, skończywszy trening u Tyris, zebrała się w pokoju Mardona. Na spotkaniu byli wszyscy oprócz Charny Aberville. Syn Samuela Blake’a uśmiechnął się na myśl, jak po raz kolejny gnoił dziewczynę pod przykrywką ćwiczenia. Chciał to kontynuować, lecz panna Lockenhole podobnie jak panna Margary za pomocą metalowego prętu przywoływała kadetów do porządku.
Musiał obejść się smakiem. Dostrzegł, że najważniejsi są, czyli Sini, mieszkanka Steadwick, Iwona, którą przywiało z Clovergreen i Marzina, która w porównaniu do dwóch poprzednich koleżanek miała nazwisko rodowe Sandown. Oprócz tego było jeszcze trzydziestu innych kadetów i choć jest już z nimi cztery lata, a przynajmniej z częścią z nich, to wciąż nie zapamiętał ich imion. Jedynie pamiętał rudowłosą piękność Fionę Haart, córkę zdrajcy Erathii Lorda Haarta, wiecznie kulącą się Tamarę Quin oraz nieśmiałego Marona z Caryatid, który był elfem przyjętym do służby w Erathii.
Tylko on, Sini, Iwona i Marzina siedziały na pryczach. Pozostali siedzieli na podłodze. Słońce już dawno chyliło się ku zachodowi, a więc nadeszła pora na rozpoczęcie spotkania.
– Czy tylko mnie Charna Aberville wkurza tak mocno? – Pytanie retoryczne, na które nie spodziewał się innej odpowiedzi niż potwierdzenie. – Coś trzeba z nią zrobić, inaczej zamieni nasze życie w piekło.
– Zgadzam się. – rzekła Sini, która wciąż czuła efekt biegania wokół koszar w pełnym oporządzeniu rycerskim. – Już wczoraj sobie za dużo pozwoliła nazywając mnie wiedźmą z Tatalii. To jeszcze zniosłam, choć ta smarkula w ogóle nie przeprosiła, ale za to, że obraziła moją matkę, to już nie wytrzymałam i niech tylko dorwę ją w swoje ręce to …
– Tak Sini, wiemy. – przerwał Mardon, przeczuwając, w którą stronę pójdzie ten wywód.
Choć Charny nie znosił, to tutaj przyznał jej rację. Gdyby nie ludzka skóra, to patrząc na jej chude ręce i wyłupiaste oczy w połączeniu z rudymi włosami rzeczywiście przypominało wiedźmę z Tatalii. Jedynie nie miała syczącego głosu.
– Nawet nie mogłam jej porządnie zlać na treningu. – marudziła dalej wiedźma z Tatalii.
– Zatem Tyris i Sorsha zwariowały przez wzgląd na młodą. Potrzeba szybko się jej pozbyć, zanim pozostali zwariują. Jakieś propozycje? – W pokoju zaległa cisza. Nikt nie śmiał się odezwać, ani nerwowo ruszyć. Sini, Iwona i Marzina nie miały żadnego odkrywczego pomysłu. – No śmiało, nie bójcie się.
Zachęta nie podziałała, a wręcz jeszcze bardziej nastraszyła. Zanim to powiedział niektórzy patrzyli jeszcze do góry, po tych słowach wszyscy spoglądali w dół poszukując pod swoimi stopami jakiegoś odkrywczego pomysłu. Postawa Mardona, który pod względem siły przypominał młodego behemota zniechęcała do zabrania głosu. Nikt nie chciał mu podpaść, przez wzgląd na jego ojca, który ciężko traktuje służbę usługującą w jego pałacu, a przez cztery lata przekonali się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
– A może po prostu to przypadek, że Tyris i Sorsha nagle zmieniły swoje metody treningowe po przybyciu …
Odezwał się elf z Caryatid, który przerwał swoje domysły, kiedy zobaczył groźne spojrzenia ze strony Mardona i trzech przybocznych dziewczyn skierowanych na niego.
– Wydaje mi się, że Maron ma rację. – poparła go Fiona pewnym głosem z lekką nutką frywolności. – Przecież jest od trzech dni, to co mogła takiego narobić?
– Ty sobie żarty stroisz?! – Gruby gardłowy głos połączony z odrobiną ślamazarności wyszedł z ust Iwony, kobiety o posturze ogra. – Po czyjej jesteś stronie, naszej, czy tego przeklętego bachora?
– Właśnie, po czyjej jesteś stronie? – Dołączyła Iwona. – Może te dzieciaka?!
– Swoją stroną ciekawe czemu ciebie nazwała wiedźmą z Tatalii, a nie ją. – dostrzegła Iwona widząc, że Fiona również miała czerwone włosy i kolorystycznie pasowała do bagiennego królestwa. – Pewnie temu, że trzyma z tym słabeuszem. – osądziła Iwona.
– Właśnie Maron. Trzymasz z tym kurduplem?! – wyskoczył Mardon który już swoją posturą straszył, a co dopiero jak ciemne spojrzenie i włosy połączą się ze wściekłym grymasem. – Uważaj lepiej, bo i za ciebie się wezmę.
Chłopak mocno się wzdrygnął i jeszcze bardziej schował twarz między nogami. Błagał w myślach, żeby ten znalazł sobie inną ofiarę do męczenia. W tym momencie żałował, że się odezwał i chciał stąd wyjść, lecz wtedy skierowałby ich przeciwko sobie.
– Tak tylko powiedziałam. – Fiona próbowała odepchnąć od siebie Sini i Iwonę, które patrzyły na nią, jak na wroga do eliminacji. Zdziwiła się, że nie dołączył do nich Mardon, tylko wyżywał się na blondwłosym elfie z Caryatid.
– To lepiej, tak nie myśl, bo inaczej nauczymy cię posłuszeństwa. – rzekła ogrzyca przybierając świński wyraz twarzy.
– To jeszcze ktoś uważa, że Tyris i Sorsha zwariowały przez przypadek? – Syn Samuela Blake’a nie spodziewał się odpowiedzi. Cieszył się widząc, jaką władzę nad nimi sprawuje. Nikt nie ważył mu się przeciwstawić, oprócz Charny, ale ona odejdzie stąd prędzej czy później i już się o to postara. – To bardzo się cieszę, a więc czekam na pomysły, jak wypędzić tą szarlatankę.