Część 11: Charna vs Mardon
16 grudnia 2020Trening ciągnął się w nieskończoność. Oczywiście Tyris ukarała ich za spóźnienie, patrząc na Charnę z dezaprobatą. Była niecałe dwa miesiące w Steadwick, a już dwukrotnie się spóźniła. Jednak w tej chwili nabycie rycerskiego rzemiosła odstawiła na później. Podobnie jak Maron i Tamara cały czas myślała o poprzednich akcjach, przez co miała problem ze skupieniem się na treningu.
Kiedy się skończył panna Aberville przypomniała sobie o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Sprowadziła ich za najbliższe domostwa i gdy mieli prowizoryczną kryjówkę przed światem zaczęła.
– Fiona jest w klasztorze u kleryków, a to oznacza, że ktoś musi przejąć jej rolę.
– Charna, mało ci jeszcze? – rzekł Maron. – Przecież …
– O czym ty mówisz? – W stosunku do chłopaka Tamara doszukiwała się drugiego dna w słowach panny Aberville.
– Fiona miała przekonać Mardona, aby wydał te pieniądze tak?
– No zgadza się, ale jak to teraz zrobimy?
– Po prostu ktoś zamiast Fiony musi to zrobić.
– A niby kto?
Natychmiast spojrzenie Charny i Marona skierowało się ku Tamarze. Początkowo nie wiedziała o co chodzi, ale gdy się domyśliła głośno zaprzeczyła, ale jakie miała wyjście, skoro jak to sama powiedziała koło zaczęło się toczyć i należało pokierować je na odpowiedni tor?
Mardon wyszedł z treningu jak król nie przejmując się nikim i niczym. Kopnął dzieciaka w nogę, które natychmiast się rozpłakało, żebrakowi odebrał ostatni pieniążek, a gdy jechała dama w karocy, to podrzucił ją jej, elegancko przeczesując ciemną grzywą, na co jej serce szybciej zabiło. Jego ego podskoczyło, a gdy jakiś inny żebrak, nieświadomy wcześniejszej sytuacji poprosił go o pomoc, to przewrócił go na ziemię i kazał mu tak leżeć dopóki nie zniknie z jego widoku.
Następnie spostrzegł, jak kilkunastu mieczników spacerowało po mieście, a potem rozchodzili się w swoich kierunkach. Doszły do niego słuchy, że ktoś się włamał do kapitolu i ukradł cały dzienny utarg. Nie wiedział, kto był na tyle głupi, żeby wtargnąć do jednego z najważniejszych miejsc w Erathii.
– Takiego kogoś powinni skazać na śmierć i to przez powieszenie. – pomyślał na głos kręcąc głową z obrzydzeniem.
Wszedłszy do koszar skierował się do swojego pokoju. Chciał roztrwonić pieniądze przysłane przez ojca na wszelkiego rodzaju przyjemności. Kolejny trening mieli za kilka dni, więc postanowił skorzystać z chwili wolności.
Jego pokój był wystrojem elegancji i przestronności. Meble, oczywiście starannie wyrzeźbione przez najlepszych rzemieślników, pościel, wyszyta przez najwyższej klasy tkaczy, a na środku każdego z nich wyszyte dwa krzyżujące się topory i skrzydła anielskie nad nimi. Widząc herb swojego rodu czuł dumę, że jest reprezentantem Blake, a nie Aberville. Od razu pomyślał o Charnie w kontekście uprzykrzenia jej życia. Chociaż była to twarda sztuka, to mocno go irytowała, zwłaszcza jej pewność, z jaką mu się sprzeciwiała. Cokolwiek jej nie robił, to ona z jeszcze większą determinacją stawała mu naprzeciw, a to, ze została wybrana giermkiem Sorshy Margary, to już nie mógł przeboleć. Jak to żałosne dziewczę mogło zostać giermkiem jednego z najbardziej szanowanych rycerzy w Erathii?
Musiał to przemyśleć, więc wyszedł na balkon i jego myśli o Charnie szybko zniknęły, gdy zobaczył leżące sakiewki.
– Nie dostałem żadnego listu od taty. – Ostatni otrzymał miesiąc temu, a jak ojciec podsyłał mu sakiewki ze złotem, to również dodawał do nich list. – Co one tu robią?
Wziął pierwszą z brzegu i otworzywszy ją dostrzegł sztuki złota, po przeliczeniu około pięćset i każda następna miała ich tyle samo. Sakiewek było osiem, a gdy wykonał proste obliczenia wyszło mu … że ich ilość równała się dziennemu dochodowi generowanemu przez kapitol. Kwota, którą ktoś wykradł z budynku i próbował wrobić go w tą kradzież.
– O nie, na pewno nie zrzucisz tego na mnie, kimkolwiek jesteś. – Z tą myślą wyszedł z pokoju, gdzie natknął się na Tamarę. Przepchnął ją.
– Mardon gdzie się tak śpieszysz?
– Nie twoja sprawa. – Co ją nagle zaczęło obchodzić, co on robi?
– Wyglądasz jakby coś się stało. O co chodzi?
– Powiedziałem nie twoja sprawa! – Kłócili się schodząc ze schodów. Całe szczęście nikogo nie było, bo nie chciał się tłumaczyć przed innymi.
– Zrobisz coś głupiego! Ochłoń i daj sobie pomóc.
– Mogę wiedzieć, czego ode mnie chcesz? – Widząc zainteresowanie Tamary odwrócił się w jej kierunku próbując dociec dlaczego nagle interesują ją jego problemy. – Poza tym wiem co robię.
– Nie wydaje mi się. – Wiedziała, że zaprzeczanie behemotowi, to nie jest dobry sposób, ale teraz interesowała ją sprawa Mardona, a nie tego, co on sobie myślał. – Działanie, kiedy krew buzuje, nigdy nie jest dobre.
– To co proponujesz? – Wyglądał, jakby rzeczywiście zrozumiał, że mógł zrobić coś kiepskiego.
– Po pierwsze powiedz co się dzieje.
– Nie tutaj. – Rozejrzał się dookoła. – Chodźmy do mnie.
Tamara nigdy nie przepadała za wykwintnością w jego pokoju, ale teraz misja była ważniejsza niż jej osobiste uprzedzenia.
– To o co chodzi?
– Nie powiesz nikomu? – Nawet gdyby nie wiedziała, o co chodzi, to i tak by nie powiedziała, bojąc się mieć Mardona przeciwko sobie. Chociaż Charna długo ją przekonywała, że syn Samuela Blake’a, pomimo tego, że jest jaki jest, to jednak nie jest zabójcą nasłanym przez jej ojca, to jednak wrażenie, że w każdej chwili mógł ją zabić nie pomagało w wyzbyciu się tej świadomości.
Dała słowo, a gdy dostrzegł, że mówiła prawdę, wtedy wskazał jej na sakiewki znajdujące się na balkonie. Tamara z udawaną trwogą podeszła do nich, mając w głowie widok spadającej Fiony. Chociaż klerycy zapewnili jej, że nic nie zagrażało jej życiu, to miała obawę, czy na pewno będzie w pełni sprawna. Pomimo tego, że wiedziała, co w nich jest, otworzyła je.
– Jakimś cudem znalazły się u mnie. – Usłyszawszy głos Mardona tuż za sobą, wyskoczyła jak struna i instynktownie zrobiła kilka kroków w tył. – Co się tak boisz, przecież nic ci nie zrobię.
– Czy to są te sakwy, które dzisiaj ukradziono z kapitolu? – przeraziła się Tamara.
– Tak mi się wydaje, ale nie mów o tym głośno, bo jeszcze ktoś nas usłyszy.
– Co chcesz z tym zrobić? – spytała, kiedy poczuła się pewniej w towarzystwie chłopaka.
– Iść do kapitolu i powiedzieć, że ktoś podrzucił mi te sakwy ze złotem.
– I myślisz, że w to uwierzą?
– A czemu by nie?
– Ktoś ukradł sakwy ze złotem, tylko po to by wrobić człowieka, który pieniędzy ma jak śniegu na Vori? Przecież to się kupy nie trzyma. Natomiast, że on dzięki kradzieży stał się bogatszy, to już uwierzą, a zważywszy na wystrój twojego pokoju, to mogę wręcz założyć, że wszelkie kradzieże kosztowności, jakie były w Erathii przypiszą na ciebie.
– Jak to?
– Rejestrujesz pieniądze, które podsyła ci ojciec u skarbnika? – Pokręcił głową. – Czyli nie odprowadzasz należnej daniny królowej za podarek, a przez to okradasz Erathię. – Nie znał się na prawie ekonomicznym i też się dziwił, skąd Tamara to wiedziała. – Więc skoro już na takim przestępstwie można cię przyłapać, to nic nie szkodzi, aby przypisać ci inne.
To był daleko idący wniosek, ale Mardonowi najwidoczniej wszystko łączyło się w całość.
– To co mam zrobić?
– Musisz się ich pozbyć.
– Jak?
– Moim zdaniem tak, jak najczęściej to robisz. Kupić coś.
– Nie rozumiem? – Natychmiast mu wyjaśniła, że jeśli zakupi kilka przedmiotów, to nikt nie będzie traktował go, jako złodzieja, bo zrobi to co zazwyczaj, czyli wyda pieniądze. Jedynie na koniec dodała, aby przekazał te dobra Fionie. – Dlaczego akurat jej?
– Bo ci się podoba.
– Nie prawda.
– Myślisz, że tego nie widać, jak się na nią patrzysz? Wodzisz za nią wzrokiem od góry do dołu. Podoba ci się, tylko nie chcesz się przyznać do tej oczywistości.
– Ale teraz jest w szpitalu.
– To tym bardziej się ucieszy, jak dodatkowe upominki będą na nią czekały. Zrobi jej się miło. Przemyśl to.
I skierowała się do wyjścia. Chłopak odprowadzał ją wzrokiem, rozważając pomysł, który mu zasadziła. Rzeczywiście tak było. Nie sądził, że to było aż tak bardzo widoczne. Wielokrotnie chciał jej to powiedzieć, ale kiedy przychodziło co do czego, to zawsze jakoś w ostatniej chwili rezygnował. Może właśnie nadszedł ten czas, żeby jej zaimponować?
przeczytalem wszystko.Dobre
Dzięki serdecznie 🙂
Miło to słyszeć 🙂