fb Część IV Part II: Podbój Steadwick - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Część IV Part II: Podbój Steadwick

9 lipca 2020
Pobierz w formacie PDF

            Aczkolwiek to był dopiero początek ujawniania się nieznajomych postaci. Potem wychodziły mięśniaki z głową byka oraz potężnymi toporami jedno i obosiecznymi. Te obosieczne miały złoty pancerz i wyglądały, jakby pozostałych swoich pobratymców poganiały do walki. Potem z ziemi zaczęły wylatywać istoty podobne do ptaków i do lwów. Lwy miały z tyłu ogon zakończony ostrym kłem i jeśli kogoś zaatakowały, natychmiast paraliżowały, tak, że ofiara nie mogła się ruszyć.

            Głośny ryk dochodzący z głębi ziemi, zagłuszył całe pobojowisko, tak, że cała armia potworów stanęła. Następny ryk bestii dochodził jakby z bliska, a wraz z kolejnym rykiem dochodził do tego odgłos machania skrzydeł i tak oto chwilę później wyleciała z ziemi potężna czarna istota. Sięgała do koron niższych drzew, a swoimi stopami potrafiła zgnieść człowieka. Zionęła ogniem, tak, że kilka domostw zostało zrównanych z ziemią, a ich mieszkańcy natychmiast się zwęglili. Domy obok zajęły się ogniem, a smoki i cała armia wrogów atakowała we wszystko, co mogło nadejść.

            – Mości Panie, ratuj nas. – zawołała jedna z dziewczyn, wybudzając Dannila z letargu.

            Nigdy nie widział tych jednostek, ale sparaliżował go sam ich widok. Patrzył z otwartymi ustami, jakby to co widział było jakimś złym snem, z którego za chwilę się wybudzi. Na nic nie reagował. Nawet nie czuł, kiedy dziewki, które wcześniej raczył swoimi wybujałymi opowieściami, trzęsły nim coraz mocniej.

            – Panie, błagamy! – krzyknęła kolejna.

            Mężczyźni, którzy służyli w straży miejskiej, jako pikinierzy i łucznicy, ruszyli do ataku. Czempioni Dannila szybko zarzucili tarczę na rękę i pik do drugiej. Podjechali pod zesztywniałego dowódcę i przyprowadzili mu konia, który w strojach paradnych wyglądał komicznie w porównaniu z wojskowymi.

            – Panie poruczniku, jakie rozkazy?

            No właśnie, jakie rozkazy? Co miał im rozkazać? Jego głównym obowiązkiem było dobrze się prezentować, a nie walczyć i przelewać krew za Erathię. Kiedy wojowie się odezwali, wyrwał się z odrętwienia i usiadłszy za konia dobył miecza.

            – Drodzy panowie, do boju! – Wskazał mieczem, rozpoczynając atak na przeciwników z podziemi.

            Czempioni z wrzaskiem zaszarżowali na przeciwników, natomiast Dannil skrzętnie trzymał się z tyłu. Schował miecz i obserwował okolicę. Pikinierzy i łucznicy szybko ginęli. Ci pierwsi zostali otoczeni przez ohydne, niskie i zielone potwory, które nawet nie miały oczu, a ich bronią była dzida. Natomiast miotacze próbowali na dystans eliminować minotaury, ale nawet oddanie kilku strzałów nie zatrzymało rozpędzonych byków i czekała ich bezpośrednia walka wręcz, z góry skazana na porażkę.

            Oddział Dannila wbił się we wrogów, zadając poważne obrażenia najbliższym przeciwnikom. Nadziewali na piki każdego, kto był w pobliżu i starali się nie zatrzymywać, tylko korzystać z impetu rozpędzonego konia. Zatrzymali się, gdy przeciwnicy gęsto ich otoczyli tak, że konie miały ogromny problem z dalszym przemieszczaniem. Czempioni wyciągnęli miecze i walczyli wręcz. Długo i dzielnie stawiali opór, ale w końcu coraz częściej zrzucano ich z koni, obrywali od obserwatorów, albo meduz.

            Porucznik zatrzymał się tuż przed wjazdem w armię wroga i rozglądał się po otoczeniu. Robotę meduz i obserwatorów dokończyły minotaury i zielone oślizgłe poczwary. Smoki podpalały wszystko, co znajdowało się w ich pobliżu lub swoim ogromnym ciałem wpadały na domostwa i pożerały ludzi żywcem. Lwy z ogonem skorpiona dopadały do nieszczęśników salwujących się ucieczką i rozrywały ich ciała. Obserwatorzy i meduzy pacyfikowali ludność, która próbowała uciekać. Minotaury niszczyły domostwa i wszystko, co napotkały na swojej drodze.

            Sielankowa okolica pełna zieleni i  śpiewu ptaków, teraz stała się ognistym teatrem śmierci. Płomienie sięgały wysoko do nieba, a drzewa zamiast koron złożonych z liści miały korony z ognia. Spokój w tej okolicy został zniszczony w jednej chwili, a zupełnie nic na to nie wskazywało.

            – Nighon nas atakuje!

            Nighon – porucznik powtórzył w myślach słowa uciekającego mężczyzny, który później wpadł w potężne łapska lwa. Nazwa wielokrotnie wpadała do jego myśli i wypadała, jakby próbował wyplenić ze swojej głowy prawdę, która stała przed jego oczami. Jednak obraz masakry był przed nim, a dokonał tego ktoś, kogo miało tutaj nie być.

            Nie mógł walczyć. Nie dał rady. Jego oddział szlachetnie zginął w walce, ale on nie zamierzał. Był jeszcze zbyt młody, aby umierać. Schował miecz, złapał za lejce i wbrew przysiędze składanej przed królem Nicholasem zawrócił konia w stronę Steadwick. Poganiał konia, aby uciekał tak szybko, jak jest to możliwe. Nie spoglądał za siebie, mając nadzieję, że nikt go nie będzie chciał złapać.

            A tu jednak ktoś sobie o nim przypomniał. Najpierw był to obserwator, który puścił w jego stronę wiązkę magicznej strzały. Chybił. Później kolejny przeciwnik wypuścił podobną wiązkę i trafił porucznika w bark. Lekko się schylił, ale twardo trzymał lejce. Ściągał swojego konia raz w jedną, a raz w drugą stronę, dzięki czemu przeciwnicy mieli utrudnione zadanie, chcąc go trafić. Skręcił w bok zauważywszy, jak tuż obok konia wylądowała strzała, później chybiła następna  i jeszcze jedna. Wjechał w mały zagajnik, gdzie kilka strzał trafiło w drzewa, a obserwatorzy wkrótce przestali strzelać, bo już nie był widoczny.

            Dannil poczekał jeszcze chwilę, a gdy poczuł się bezpiecznie wyszedł z ukrycia i szybkim kłusem pognał w stronę Steadwick. I to był błąd, gdyż tuż przed nim wylądował czarny smok, który spowodował tąpnięcie tak, że jego koń się przewrócił, a on razem z nim. Koń natychmiast powstał i rzucił się do ucieczki. Równie szybko powstał jeździec i gdy smok zbierał ogień w swojej paszczy, to Dannil wsadził nogę w strzemię i niezdarnie wsiadł na wierzchowca.

            Smok zionął ogniem tuż za nimi i słup ognia przesuwał się w tą samą stronę, w którą uciekali. Kiedy przestał, Dannil spojrzał za siebie i dostrzegł ciemny, wypalony pas ziemi od której dochodził smród spalenizny. Smok wzbił się w powietrze, a koń nawet już nie słuchał Dannila, kiedy ten próbował skierować go w którąś stronę. Uciekał, byle z dala od smoka. Jednak ciężko uciec od bestii, kiedy ta ma skrzydła i lata dużo szybciej, niż biegnie koń.

            Porucznik widział, jak smok nabiera ognia do gardła i widział, jak zaczyna nim zionąć. Myślami był już na tamtym świecie, ale w przypływie instynktu przetrwania, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. W oddali widział las, do którego miał szansę się dostać.

            Kiedy smok zebrał odpowiednią ilość ognia zionął w nich. Dannil w ostatniej chwili puścił swojego wierzchowca, tak, że ogień strawił jego wiernego towarzysza. Korzystając z tego, że bestia jest zajęta, ruszył w stronę lasu. Ciężko oddychał, a im bliżej się znajdował, tym oddech stawał się coraz cięższy. Spojrzał za siebie i widział, że smok jeszcze nie dostrzegł, że ktoś przeżył.

            Nie mogło to trwać wiecznie, a przekonał się o tym wtedy, kiedy czerwone ślepia czarnej bestii spojrzały na niego. Bestia ponownie zamachała skrzydłami, unosząc swoje potężne ciało. Dannil zrzucił już z siebie miecz i zbroję paradną, i biegł ile sił miał w nogach. Już mu niewiele brakowało. Dosłownie widział, jak wpada do tego lasu i również słyszał, jak czarna bestia znajduje się coraz bliżej.

            Wbiegł do lasu, tuż po tym, jak poczuł za sobą nagły przypływ ciepła. Schował się za najbliższym drzewem, a smok zionął ogniem wprost przed siebie. Ciepło, które poczuł tuż po zionięciu ogniem stawało się coraz cieplejsze, aż zaczęło go parzyć. Sprawdził to, lecz poparzył się. Ściągnął koszulę czując, że smok ją podpalił i skoczywszy na nią zdusił ogień.

            Smok wściekle ryknął, tak, że wszelkie zwierzęta, jeśli jakieś były, natychmiast wybiegły z lasu, poszukując nowego schronienia. Aczkolwiek to, że smok ponownie wzleciał, było dla Dannila nietypowe. Nie słyszał, aby Nighon uciekał od walki, jeśli wygraną miał w kieszeni, więc dlaczego ten smok tak zrobił? Wolał się nad tym nie zastanawiać. Najwidoczniej szczęście mu dopisało i bestia uznała, że już go spaliła. Wyszedł ze swojego ukrycia i ostrożnie spoglądając do góry, ruszył w stronę Steadwick.

            Chwilę później zauważył przed sobą słup ognia, który przesuwał się zgodnie z granicą lasu, aż w końcu zamknął nim cały las. Dannil znalazł się w śmiertelnej pułapce.

5 2 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x