Część VIII Part 2: Podbój Steadwick
26 sierpnia 2020Z szacunku do żołnierzy, którzy postanowili zginąć honorowo nie odwracał głowy, choć widok, w jaki demony i nighończycy wybijali żołnierzy obrzydzał go. Nie robił tego, mimo, że bitwa już przypominała rzeź. Zauważył Izaka Abervilla, który walczył mieczem, jakby ogarnął go szał bitewny. Wiedział o nim, że jest dobry na koniu, ale nigdy nie postrzegał go, jako dobrego szermierza, a samemu pokonał z dziesięciu cerberów. Jednak w końcu któryś z minotaurów skrócił go o głowę i jego ciało bezwładnie upadło na ziemię.
Bestie zbliżały się do bramy, a generał czekał na honorową śmierć. Dotarły do niej minotaury z demonami i próbowały jakoś ją sforsować, ale bezskutecznie. Dopiero, kiedy przyprowadzili katapultę bliżej zamku, to kula trafiła w bramę, wyważając ją. Minotaury, cerbery i demony wbiegły do zamku i ruszyły na ostatniego obrońcę.
Generał z wrzaskiem ruszył na przeciwników i zabił jednego z demonów, a drugiego pozbawił ręki, lecz już następny przeciwnik powalił króla, a kolejny wytrącił mu miecz z ręki. Kendall jeszcze próbował walki wręcz, ale minotaury powykręcały mu ręce i wyprowadzały go z zamku.
Gdy szedł przez gąszcz wrogów, każdy z nich patrzył na niego z zajadłą nienawiścią. Nie chcieli go zabić. Przynajmniej nie natychmiast. Pachołki mogły zginąć od razu, ale on miał długo umierać. Tak długo, aż będzie czuł najmniejszą częścią ciała swoją śmierć. Dla tych istot, to nie śmierć była najgorsza, tylko sposób, w jaki się umrze.
Posadzili go w połowie traktu, między główną bramą, a zamkiem Gryphonheart. Generał będąc poniżonym nie zapomniał o manierach, które przysługują królowi. Choćby nie ważne jak bardzo go nienawidzili, musieli darzyć szacunkiem króla Erathii i to nawet regenta. Z tłumu wyłonił się demon, który każdy element zbroi miał wypełniony złotym kolorem, a i jego rogi były dużo mocniejsze, niż u pozostałych demonów. Do tego dochodziła złota bransoleta, nabiodrek i solidna zbroja ochraniająca cały tors. Jedynie nietypowo, jak na demona, płonął mu ogon, jakby był gogiem. Obok niego szedł koń, którego dosiadł mężczyzna z siwymi włosami odstającymi od głowy. Czoło było łyse, a jego spojrzenie, i zarazem grymas twarzy, oddawały wrażenie wiecznie zamyślonego człowieka. Wyglądał jak typowy druid, co jest nietypowe wśród władców podziemi.
Całe armia najeźdźców upadła do stóp demona i druida, kiedy ci znaleźli się przed królem regentem. Demon zaczął się śmiać, natomiast druid zrobił pogardliwy grymas.
– Proszę, oto jest król, który dopuścił do podbicia Steadwick. – wyśmiał go przywódca wojsk Eeofolu. – Kogoś tak wątłego bał się cały świat. – Przywódca wojsk Nighonu rozglądał się po mieście, szukając nie wiadomo czego.
– Za ile twój pan przybędzie?
– Już jestem, drogi Orwaldzie. – Ozwał się ktoś za nimi, a po chwili z powietrza wyłonił się ogromny płomień, z którego wyszedł najwyższy z arcydiabłów i jednocześnie król wszystkich Kreegan – Xenofex. Płomień zniknął za arcydiabłem, który podszedł do swojego sługi. – Steadwick leży u naszych stóp, nie zawiodłeś mnie Lucyferze. – Zerknął na klękającego obrońcę miasta. – Czyżby to król Erathii?
– Zgadza się mój panie. Zdecyduj, co powinniśmy z nim zrobić.
Lucyfer pozwolił sobie na zuchwałość względem swojego pana, pozwalając mu zdecydować. Jeśli jego pan byłby w złym humorze, mógłby to przypłacić śmiercią, ale w tej chwili na to nie wyglądało.
– Orwaldzie? Zabijemy go teraz, czy później?
Druid spojrzał na generała, który patrzył na niego z żądzą przebicia jego serca. Przywódca Nighonu nie dał się zwieść jego spojrzeniu i choć chciał się go pozbyć, to czuł, że jeszcze może im być potrzebny.
– Sugeruję Xenofexie, żeby go pojmać i przesłuchać. – Nietypowo jak na władcę podziemi wyrażał się elokwentnie i przeciągał niektóre samogłoski, zwłaszcza, jeśli słowo się na nie kończyło. – Myślę, że jeszcze może nam dużo powiedzieć.
– Nic wam nie powiem potwory! Przysięgam wam! – wywrzeszczał.
– To się jeszcze okaże, królu Erathii. – rzekł Xenofex, powstrzymując Lucyfera idącego wymierzyć karę za zuchwałość. – Niech więc tak będzie, Orwaldzie. Lucyferze, pojmij go.
– Demony, skuć go i wyprowadzić z miasta. – Dwóch demonów wyciągnęło kajdany i skuwszy Generała, wyprowadzili go z miasta. – A co sobie życzysz, mój panie, zrobić ze stolicą?
– Spalić i zabić wszystkich. Niech królowa Katarzyna wie, z kim ma do czynienia. – Po czym najwyższego z arcydiabłów porwała chmura ognia i przeniósł się z powrotem do Kreelah.
– Demony, zrównać miasto z ziemią, ale zostawić mury! – wydał rozkaz, a cerbery, demony i arcydiabły natychmiast ruszyły, aby go wykonać. Orwald wydał minotaurom i smokom podobny rozkaz i cała zgraja ruszyła, aby zrównać miasto z ziemią.
Arcydiabły zaczęły niszczyć dom za domem, a gdy w którymś z domów znajdowali się mieszkańcy, chwytali ich pomiędzy swoje ręce i zgniatali tak, że wypływała krew. Smoki krążyły po mieście i niespalone domostwa zamieniali w stertę popiołu, a przy okazji także ich mieszkańców, jeśli się trafili. Minotaury, demony, cerbery i pozostali troglodyci przeczesywali domostwa, poszukując w nich czegoś wartościowego.
Steadwick, które nigdy nikomu nie uległo, po raz pierwszy w historii płonie. Po raz pierwszy od momentu założenia miasta przez Riona Gryphonhearta.
Kendall wraz z demonami znajdowali się poza murami zamku. Dobiegały do nich krzyki niewinnych osób. Odwracał się, ale demony natychmiast go pośpieszały, jednak nadal próbował patrzeć na upadłe miasto, nawet gdy demony wciąż go popychały. Dostrzegł tylko płomienie sięgające ponad mury i trzask łamanych dachów. Zauważył również arcydiabły i czarne smoki, które równały miasto z ziemią.
Chwilę później doprowadzili go do celi więziennej, znajdującej się w pobliżu miasta. Znał ją dobrze, gdyż w niej przetrzymywani byli przestępcy najgorszego sortu, których jeszcze nie skazano na śmierć. Dominował tu odór śmierci oraz stęchlizna wywołująca odruchy wymiotne. Otworzyli drzwi do pierwszej lepszej celi i wepchnąwszy go do środka, zamknęli je.
Generał upadł na podłogę i przewróciwszy się na plecy zauważył jasną smugę wchodzącą do celi. Miał widok przez małe okno niebędące wysoko. Przystawiwszy taboret wszedł na niego, skąd miał widok na płonącą stolicę, gdzie ogień sięgał chmur. Nad miastem unosiło się kilka smoków, z których paszczy wydobywał się słup ognia spadający na miasto. Nad murami widział głowy arcydiabłów, które swoimi kosami niszczyły domy.
Jednakże najgorsze było to, że często słyszał krzyki mieszkańców, którzy nie zdążyli uciec. To było ich największe przewinienie w swoim życiu, za które musieli zapłacić okropną śmiercią. W tej chwili generał już nie wytrzymał i osunąwszy się na kolana, wylewał łzy bezsilności.