Powstanie Ragilii – Rozdział 6 – część 2 – fantastyka
18 czerwca 2024Rozdział 6 – część 2 – fantastyka w najlepszej postaci
Fantastyka w najlepszej postaci 🙂
Wszystko szło zgodnie z planem. Krol poszedł po wsparcie gnolli, Mokar i Krap przygotowywali jaszczuroludzi do rebelii, a dodatkowo wśród żołnierzy barona pojawiło się coraz większe zniechęcenie do pracy, a część jego świty zaczynała podważać decyzje barona. Nie wystąpili jeszcze ze zdecydowanymi krokami, lecz wiedział, że nadejdzie to wkrótce. Żołnierze są zbyt zmęczeni, żeby godzić się na taki los. Co innego im obiecywano, gdy przybywali do Ragilii, a żołd, który otrzymują od barona nie był w stanie wyrównać niedogodności tego miejsca.
Najbardziej jego uwagę zwróciła kobieta, która pewnego dnia rozmawiała z czerwonołuskowym. Widział w niej mądrą osobę i zaczął ją obserwować. Doradziła baronowi, żeby zmniejszył intensywność prac, bo choć wydłużono dzień pracy, to nie przełożyło się to na ich postęp. Zasugerowała, żeby częściej żołnierze szli na odpoczynek, bo już część z nich wyglądała na zmęczonych i odbywała służbę wyłącznie z obowiązku. Zignorował jednak jej zdanie, miał bowiem swoją wizję przypodobania się królowi Waren i nie zamierzał jej zmieniać.
– Witaj Oranio.
Kobieta rozejrzała się niespokojnie po pokoju.
– Bądź pozdrowiona, Oranio.
Orania wyjrzała zza księgi nie wiedząc, co się dzieje. Widział, jak błądziła wzrokiem po pomieszczeniu.
Lubił takie momenty, kiedy był niedostrzegalny. Podobało mu się to, że kobieta nie miała najmniejszego pojęcia, skąd pochodził ten dźwięk, ale on był.
– Niech szczęście spłynie na ciebie Oranio.
Odłożyła księgę, otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz.
– Co się dzieje? – zapytała samą siebie.
Wróciła do lektury księgi, ale tym razem z czujnym wzrokiem i słuchem. Gdy siadała na łóżko, odezwał się ponownie.
– Wielkie szczęście spływa na ciebie Oranio. Bądź pozdrowiona.
– Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! – wrzasnęła.
– Uspokój się Oranio. Nie chciałem cię wystraszyć, a wyłącznie porozmawiać.
– Kim jesteś i co chcesz ze mną zrobić?
– Moje imię niech pozostanie tajemnicą, ale masz rację, nie przybyłem bez celu. – Widział, jak patrzyła w ścianę, jakby tam znajdował się jej rozmówca. Kiedy się ozwał, odwróciła się w jego kierunku. – Zaimponowałaś mi, że rozmawiałaś z tamtym jaszczuroczłowiekiem i jesteś jedną z nielicznych osób, które potrafią się przeciwstawić baronowi.
Kobieta się wyprostowała, ale widział, że była bardzo spięta.
– Jestem skrybą, więc nie tylko spisuję, ale również doradzam. Zwłaszcza, jak widzę, że ktoś źle postępuje.
– I to mi imponuje. Mam względem ciebie plany.
– Wybacz mi tajemniczy głosie bez imienia, ale nie współpracuję z kimś, kogo nie znam, i nie ma odwagi się pokazać.
Nastała cisza. Wzburzył się na zarzucenie mu braku odwagi. Przewrócił szafę, która z głośnym łoskotem upadła na podłogę roztrzaskując się na kawałki.
Dostrzegł, jak kobieta podskoczyła na trzask mebla, po czym przewrócił stolik, przy którym jadła. Złamał go w trzonie. Również ją zaskoczył, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Zdenerwował się, że nie zlękła się na jego pokaz siły.
– Nie wolno mi zarzucać braku odwagi! – wrzasnął. – Mam podziw dla ciebie, ale jestem w stanie w każdym momencie cię unicestwić, za swoją zuchwałość, więc baczaj na słowa.
– Nigdy nie słynęłam z trzymania języka za zębami. Zwłaszcza do kogoś, komu nie ufam. Wzbudź moje zaufanie, wtedy porozmawiamy.
Zaimponowała mu. Mimo, że mógł z nią zrobić wszystko, to kobieta pozostała niewzruszona. Oczywiście wystraszył ją jego pokaz, ale miał świadomość, że śmierci się nie bała. Nie przerażała jej świadomość, że rozmawiała z potężniejszą od siebie postacią, i to mu imponowało. Postanowił dać jej to, o co prosiła.
– Jestem Korindan i mogę powiedzieć, że jestem zarówno żywy, jak i martwy. Nie mam materialnej postaci, ale też nie oznacza to, że nie istnieję. Mam wielki wpływ na to co się dzieje.
– Zauważyłam – spojrzała na pobojowisko w pokoju – Jestem Orania, skryba barona Joasa i wielka hańba rodu Satirino, ponieważ nie wyszłam za mąż, za pierwszego podstawionego mi mężczyznę.
– Bardzo mi miło.
– Mnie również, to czego chcesz ode mnie? – Usiadła na łóżku. – Robiąc taki bałagan w moim pokoju nie przybyłeś napić się wina.
– Jak zauważyłaś nie jestem cielesną postacią. – Skłamał, mógłby się zmaterializować, kiedy tylko chciał i w co tylko by chciał. – Ale mam plany względem ciebie.
– Nie jestem przekonana, czy chcę uczestniczyć w twoich planach.
– A jeśli cię do nich przekonam?
– Spróbuj, lecz nie obiecuję, że ci się uda. – Opowiedział jej o swoich planach. Nie nadmienił jej o wszystkim, bo część jego planów już jej nie uwzględniała. Nadmienił jej tylko o tych, które ją uwzględniały. Orania słuchała z uwagą. Początkowo niechętnie, ale z każdym jego słowem z coraz większym zapałem, a gdy skończył była przekonana, co do niego. Jednak resztki rozsądku pozostały jej w głowie. – Dlaczego mi to mówisz?
– Ponieważ już dość się napatrzyłem na cierpienia ludów Ragilii, a jaszczuroludzie sami nie dadzą sobie rady z ludźmi.
– Kim mam być?
Dalsza część opowiadania poniżej
Jeżeli treść opowiadania Ci się spodobała i chciałbyś wpłynąć na rozwój świata literackiego, to serdecznie zachęcam Cię do sprawdzenia mojego Patronite. Kliknij w poniższe logo.
Albo postaw mi kawę, będę serdecznie za nią wdzięczny:
– Moim głosem u jaszczuroludzi.
Po czym głos znikł, a po chwili służba pojawiła się w pokoju.
– Moja pani, co tu się stało?! – Przeraziła się starsza kobieta. Natychmiast wzięła pościel i zaczęła ją zmieniać. Zawołała stolarza, który przybył wraz z pomocnikiem i zaczęli naprawiać szafę i stolik.
Orania pozostawiła ich i zaczęła się zastanawiać nad porą przybycia służby. Czemu nie zjawili się wcześniej, tylko dopiero wtedy, jak Korindan odszedł? Co prawda mówiła im, żeby jej nie przeszkadzali bez powodu, ale dźwięk trzasków roznosił się po całym budynku, więc na pewno musiał je ktoś usłyszeć, ale mimo to nikt nie przybył. Założyła, że była to sprawka tajemniczego głosu o imieniu Korindan. Nie wiedziała tylko czemu mu zależało, aby jaszczuroludzie odzyskali wolność, bo chociaż miał altruistyczne stanowisko, to nie potrafiła uwierzyć w jego altruizm.
Krol zazem z Broanem i Kroiciem wyszli z portu. Obeszli Gazi blisko murów, aby nikt nie zauważył Krolla, a tak nie było dużo ludzi. Gdy gnolle odwróciły uwagę strażników zielonołuskowy prześlizgnął się do wyjścia, a póżniej wyszły psiepodobne istoty. Prowadzili go w głąb lasu, który o wieczornej godzinie stawał się coraz trudniejszym miejscem do spaceru ze względu na ograniczoną widoczność. Swobodnie Gnolle przechadzały się, jakby znały drogę na pamięć. Krol co chwila się potykał o wystający korzeń lub napatoczony kamień.
Gdy Krol usłyszał pierwsze szczeknięcie stanął sparaliżowany, a gdy doszło do niego więcej szczekania natychmiast chciał uciec. Czuł, że wpadł w pułapkę. Wyobraźnia podpowiadała mu, że za chwilę go porwą i rzucą na ich pożarcie, tak jak nieraz ludzie rzucali nieporadnych jaszczuroludzi na pożarcie psom.
– Krol, nie bój się – rzekł Kroić, kiedy zauważył, jak zielonołuskowy trzymał się z tyłu. – Szczekamy, żeby odstraszać inne zwierzęta. Na ludzi to nie działa.
Nie przekonał go, ale dorównał kroku gnollom. Nie posiadali żadnej palisady, ani murów obronnych, które miały odgradzać je od dzikiego ragilijskiego życia. W osadzie było sporo dołów, do których wskakiwali i od których wyskakiwali. Rozpalono ognisko, przed którym tańczyło kilkunastu gnolli. Posiadali w rękach kij z kilkoma sznurkami, do których zaczepione były podobizny paszczy z ostrymi zębami. Uderzali nimi w ziemię, po czym przesuwali po niej, co w całości tworzyło harmonijny taniec. Jaszczuroczłowiek zauważył, że w porównaniu do nich, gnolle byli radośniejsi. Cieszyli się z małych prostych rzeczy. Byli razem, bawili się, śpiewali chociaż zauważył, że ich śpiew przypominał szczekanie. Mieli rozpalonych kilka ognisk, pod którymi przyrządzali jaszczurki, węże lub inne upolowane zwierzęta.
– A kto to? – zapytał jeden z gnolli wskazując na Krola.
Z każdym kolejnym gnollem radość i szczęście zastępowało nieświadomość połączona z dociekaniem kim był Krol. Wszyscy w wiosce zwrócili uwagę na jaszczuroczłowieka. Część z nich patrzyła na niego z góry na dół, jeszcze inni próbowali go dotknąć, a gdy to zrobili natychmiast uciekali. Jeszcze inni od razu trzymali się na dystans, zwłaszcza, że Krol z ilością uzębienia im nie odstępował, za to z wielkością przewyższał.
– Poznajcie Krola – przedstawił go Kroić.
– Gad z Itrapy. – dodał Broan.
– Przepraszam, jestem jaszczuroczłowiekiem, a nie gadem – doprecyzował Krol. – Jestem ponieważ … – zająknął się. Nie wiedział, czy po tym, co dzisiaj od nich usłyszał powinien im mówić, o powodzie przyjścia. W zamian powiedział co innego. – Chciałem was poznać i odnaleźć. Dużo o was słyszałem.
– Co takiego o nas słyszałeś! – krzyknął na niego gnoll ze skórą zwierzęcia na sobie. Trzymał coś na kształt laski, która była wyższa od niego całego. Jako jeden z nielicznych gnolli nie miał przekrzywionej głowy do przodu. Chociaż gnoll obleczony w skórę zwierzęcą na niego krzyknął, to jego głos nie był nienawistny, tylko niósł ze sobą radość. Krol miał wrażenie, że gdzieś tą skórę już widział.
– Słyszałem, że kiedyś razem z nami jaszczuroczłowiekami żyliście w Ragilii, nim przyszli ludzie i nas zniewolili.
– Właśnie Zdorak – wtrącił się Kroić – Krol nam mówił, że kiedyś żyliśmy bez ingerencji ludzkiej w nasze sprawy. Czy to prawda?
Zdorak zapowietrzył się.
– Nie, to bzdury – odrzekł, ale nie brzmiał zbyt pewnie.
– To prawda – odparł Krol – panował nad nami Daron i było prawo, na podstawie którego każdy z nas był równy.
– Nie wierzcie mu kundelki – powiedział do zgromadzenia. – Nic takiego nie było, więc jeśli masz złe zamiary to odejdź stąd.
– Nic wam nie chcę zrobić. Nie zamierzam nikomu wyrządzać krzywdy. Przeciwnie, nie chcę, żebyście kiedykolwiek czuli się pokrzywdzeni.
– Nie jesteśmy pokrzywdzeni – rzekł Broan. – Jesteś gościem, nie masz racji.
– Naprawdę uwierzcie mi, że kiedyś byliśmy wolnymi istotami i nie mieliśmy ingerencji ludzkiej.
Krol dalej próbował przekonywać, ale Zdorak odszedł do swojej jamy, a wraz z nim tłum, który zgromadził się wokół Krola. Zielonołuskowy odniósł wrażenie, że Zdorak coś przed nim ukrywał. Nie wiedział co, ale było coś, o czym nie chciał powiedzieć.
Po chwili jaszczuroczłowiek był sam w wiosce a pozostałe gnolle rozeszły się do swoich domów. Wskoczyły do jam i nie wychodziły z nich. Wraz z ich zniknięciem zgasły pochodnie, aż wkrótce cała miejscowość spowiła się ciemnością.
Kolejna część opowiadania w następny wtorek o godz: 16:00
Zainteresowany dalszą częścią? Jeśli tak to kliknij poniżej „Następny wpis”.
Sprawdź moje media społecznościowe:
https://www.facebook.com/KamilSobikPisarz
https://www.instagram.com/kamil_sobik_pisarz
Jeśli chcesz poznać inne moje opowiadania, czy powieści, fantastyka i nie tylko, to zapraszam do sklepu:
Korekta i Beta czytelnictwo: Karolina Kwarcińska