Rozdział III: Bunt Charny
19 kwietnia 2019Gdy skończyła naukę z lady Baylie, Charna miała chwilę czasu dla siebie. Poszła do ogromnego ogrodu dworskiego, gdzie w ukryciu przed ojcem i całym dworem próbowała zrozumieć tajniki posługiwania się mieczem.. Nie miała żadnego wzorca do nauki, więc jej cięcia przypominały bardziej zabawę niż poważną naukę.
– Witaj, droga córko! – Zza krzaków wyłonił się jej ojciec, nakrywając Charnę na łamaniu jego zakazu.
– Przepraszam, tato, miałam się uczyć tego, co mi przekazała lady Baylie, ale…
Podniósł rękę do góry, powstrzymując ją przed tłumaczeniem. Uklęknął przed Charną i czule objął ją w ramionach.
– Od tego momentu nie kryj się z tym patykiem, który traktujesz jak miecz. – Wyciągnął podobny zza płaszcza i skierował go w jej stronę. – Skoro już chcesz być rycerzem, to przynajmniej rób to dobrze.
Charna była nie lada zaskoczona, słysząc ojcowskie słowa. Nie przepadał, gdy próbowała poznać elementy szermierki kosztem nauki, a teraz mówił, że mu to nie przeszkadza. – Ktoś podmienił mi ojca? – Zastanawiała się.
Pośpieszył z odpowiedzią, jakby czytał w jej myślach:
– Wierzyłem, że jak zostaniesz na dworze i będziesz się zachowywać jak dama dworu, to uda mi się ciebie zatrzymać. To nieprawda… Nie uda mi się. Podobnie jak Izaak, Roland, Brian i Lascott również i ty masz w sobie krew wojowniczki. Jeśli siłą bym cię tu zatrzymał, to byś się wyłącznie męczyła.
Nie pamiętała swoich braci. Izaak i Lascott zginęli w trakcie obrony Steadwick przed Nighonem i Kreeganem, a zmasakrowane ciała Rolanda i Briana przysłali barbarzyńcy jako przestrogę dla Erathian przed chęcią odbicia ziem podbitych przez Krewlod i Tatalię. Po takich doświadczeniach pozwoli jej się stać rycerzem? I to dla „jej dobra”? Od kiedy lordowie przejmują się dobrem swoich dzieci?
– Jak powiedziałem, skoro masz być rycerzem, to przynajmniej rób to dobrze. Zanim pojedziesz do stolicy nieco nauczysz się ode mnie. Przyjmij postawę.
– Zaraz, zaraz, że co? Chce mnie wysłać do Steadwick? Czy ktoś w nocy nie podmienił mi ojca? – Wciąż nie dowierzała. Kłębiły się jej myśli o Steadwick oraz o tym, kim ma się stać w przyszłości. Czuła się jak w śnie, w którym się spełnia wszystko, co najlepsze.
Chwilowo wspomniała swoją pierwszą wizytę w stolicy. Była siedmioletnią, ciekawską dziewczyną, której usta nie zamykały się na widok rycerzy. Była tam wraz z lady Baylie oraz ojcem, a głównym celem wycieczki było poznanie dam z wysokiego rodu. Charna wychwyciła wszystko inne, oprócz tego, co się tyczyło dam dworu. Zwłaszcza jej wzrok gonił wokół krzyżowców i łuczników.
Wróciła myślami do ogrodu. Stanęła i wyciągnęła miecz w kierunku ojca. Lord Aberville, widząc, jak to robi, zniesmaczył się i podszedł do niej, by udzielić kilku wskazówek.
– Po pierwsze, źle układasz nogi. Nie możesz stać z nogami złączonymi, bo mimo swoich pięćdziesięciu sześciu lat mogę bardzo łatwo cię przewrócić, chociaż jesteś dużo szybsza i zwinniejsza ode mnie. Po drugie, nie trzymaj miecza jedną ręką. Patyk, który dzierżysz, jest lekki, więc wydaje ci się, że trzymasz go mocno. – Szybko zamachnął się i trzymanym patykiem wybił Charnie z ręki jej dziecięcą broń. – Ale nie na tyle, żeby utrzymać go w swoich rękach, kiedy ktoś zaatakuje z większą siłą.
Podniosła wytrącony miecz i czekała na kolejny ruch ojca. Wprowadziła poprawki, ustawiając się zgodnie z jego wskazówkami. Pokiwał głową z uznaniem, choć miał jeszcze kilka zastrzeżeń.
– Doczepiłbym się do kilku mankamentów, lecz do jakich, to już poznasz dzięki swojej nowej nauczycielce. Idź do pokoju się spakować. Jutro wyruszasz do stolicy. – Nim pobiegła wykonać zadanie, przekazał jej dodatkowe wskazówki. – Charna, masz się sama spakować. Nikim ze służby się nie wyręczaj. To będzie twój pierwszy test samodzielności. Rozumiemy się?
Pokiwała głową. Jak najszybciej chciała wykorzystać moment zamiany jej ojca. Biegła szybciej niż sądziła, że potrafi, euforia z decyzji ojca wydobywała z niej dodatkowe siły. Wbiegła po schodach do swojego pokoju. Wyciągnęła ogromny kufer i wrzuciła do niego wszystko, co wydawało jej się najpotrzebniejsze. Nie myślała nad tym, co wrzuca. Chciała pokazać sobie i innym, że jest gotowa na wyjazd do Steadwick, wielkiego świata, który już chciała mieć u stóp.
Zeszła na dół z ogromnym bagażem. Bicz, widząc, jak Charna się męczy, natychmiast podbiegła do niej.
– Dlaczego panienka mnie nie zawołała? – Zmartwiła się. – Przecież nie przystoi, żeby dama nosiła tak ciężkie bagaże.
– To zadanie było dla mnie. Jutro jadę do Steadwick, więc musiałam się spakować. Zaczynam nowe życie. Już nie mogę się doczekać – promieniała Charna.
Bicz była zaskoczona tymi nowinami. Co prawda sugerowała lordowi takie rozwiązanie, aczkolwiek nie wierzyła w tak błyskawiczną zmianę jego nastawienia. Lord Aberville nie słynął z szybkiej zmiany raz wypowiedzianego słowa. Należało go długo przekonywać do zmiany decyzji. Był pod tym względem uparty jak osioł i wierzył, że ma całkowitą rację, a mylą się inni. Nie wydawało się jej to normalne. Niczego nie podejrzewała, ale dziwiła ją szybkość reakcji lorda Aberville’a.
Zarządca Fort Riverstride, widząc całe zajście w przedsionku, podszedł do córki i jej starszej służącej. Jako pierwszy rzucił mu się w oczy wielki kufer, do którego dziewczyna musiała powrzucać wszystko, co przyszło jej do głowy. Zwrócił się do córki:
– Czy wsadziłaś do niego wszystko, co miałaś w szafie? – Ocenił po wielkości bagażu.
– Tylko to, co najpotrzebniejsze, ojcze – odparła Charna.
– Według mnie to pół domu spakowałaś, jakbyś wyruszała na wyprawę co najmniej roczną. – Po chwili uprzytomnił sobie, że przeprowadza się ona na dłużej, bo na całe życie. Nie wiadomo, gdzie ze Steadwick ją pokierują i to go zabolało. Jednak już pogodził się, że nie będzie widział zbyt często swojej córki. I tak rzadko ją widywał przez swoje obowiązki w głównym mieście Northern Avauntnell, lecz ojcowskie uczucia odzywały się w nim na myśl o opuszczeniu przez jedyną córkę rodzinnego gniazda.
– Teraz masz inne zadanie. Ogranicz się do pięciu najważniejszych rzeczy, bez których sobie nie poradzisz.
– Do pięciu? – Zdziwiła się Charna. Według niej wszystko, co miała w kufrze, było jej potrzebne i to na już, a ojciec jeszcze kazał jej skrócić listę. Nie wydawało jej się to racjonalne, lecz posłusznie wzięła bagaż i wróciła do swojego pokoju. Wypakowała się, po czym przeglądała chwilę swój dobytek, by wybrać z niego dwie niezakłócające ruchów sukienki, miękkie futro, halkę i najlepsze buty, jakie miała.
Jej radość na myśl o wyjeździe do stolicy nie malała, mimo hamowania jej entuzjazmu przez ojca. Najchętniej wyjechałaby do stolicy jeszcze dzisiaj. Nie mogła się doczekać, kiedy pozna swoją nową nauczycielkę.
Zeszła z powrotem na dół, gdzie wciąż jej ojciec rozmawiał z opiekunką. Lord Aberville, patrząc na mniejszą torbę Charny, ucieszył się z dobrze wykonanego polecenia.
– Gotowa do podróży?
– Przecież jedziemy dopiero jutro? – Zdziwiła się Charna.
– Mam pilne załatwienia w stolicy, więc wyruszymy jeszcze przed zmrokiem. – Spojrzał na słońce, które wciąż było wysoko na horyzoncie. Zamierzał wsiąść na okręt floty Erathii, która stacjonowała w porcie blisko Fort Riverstride. Flotą dowodziła Sylvia Witmore, która jest specjalistką od nawigacji wodnej. Flota ma opuścić port jeszcze dzisiaj wieczorem, dlatego przyśpieszył termin wyprawy do Steadwick. Zazwyczaj żegluga rzeką Teal do Whitemoon, ostatniej fortyfikacji przed jednym z wielu magicznych garnizonów strzegących Steadwick, zajmowała niecałe dwa tygodnie. Dzięki umiejętnościom nawigacyjnym panny Witmore statki skracały czas podróży do półtora tygodnia.
Dla Charny był to jeden z najpiękniejszych dni w życiu. Właśnie rozpoczynała nowy etap, do którego ciągnęło ją od dziecka.
Zarządca poprowadził ją przed dwór. Charna po pożegnaniu się ze służbą, z którą miała dobre relacje, wsiadła wraz z ojcem do powozu. Miejsce, w którym spędziła swoje pierwsze dziesięć lat, oddalało się i malało na horyzoncie. Teraz zostawiała je za sobą i rozpoczynała zupełnie inne życie. W sumie niewiele zostawiła. Przyjaciół nie miała, a ze służbą, mimo że traktowała ją z sympatią, nie zadzierzgnęła bliższych więzi. Patrząc na mający jej za chwilę zniknąć z oczu dwór, niczego nie poczuła. Żadnej tęsknoty czy bliskości. Nic.
Dojechali do portu. Z daleka lord Aberville dostrzegł pannę Witmore koordynującą pracę majtków. Flota składała się z trzech okrętów, dwa z nich już były zapełnione. Zatrzymał powóz przed trapem. Razem z Charną i woźnicą wyciągnęli bagaże.
Panna Witmore, gdy zauważyła nowych pasażerów, zeszła ich powitać:
– Miło jest widzieć lorda zarządcę w tak dobrej kondycji.
– Bardzo dziękuję, choć przesadza pani – odrzekł lord zarządca. – Mam nadzieję, że nie opóźniłem wyjścia z portu.
– Macie szczęście, że akurat majtkowie nie mają dziś ochoty do pracy i włóczą się jak muchy w smole. Hej ty! – zawołała na jednego z nich, który podpierał maszt. – Jeśli ci się nudzi, to tutaj są bagaże do ściągnięcia. Mógłbyś łaskawie pomóc?
Majtek od razu złapał energię do pracy i w szybkim tempie wniósł bagaże na statek.
Charna była wściekła, że rycerka nawet jej nie zauważyła. Zupełnie jakby się nie liczyła w tej podróży i była piątym kołem u wozu. Była to pierwsza wojowniczka, którą zobaczyła zobaczyła w życiu. Mimo że panna Witmore była admirałem floty erathiańskiej, miała jaśniejącą kolczugę oraz lekką zbroję, która na napierśniku posiadała odmalowany symbol Erathii – gryfa na biało-niebieskiej szachownicy.