Rozdział LII: Bunt Charny
11 maja 2020Zajęcia dość szybko minęły, ale denerwowała się na nich dużo więcej niż na jakichkolwiek wcześniejszych. Charnę i Riona otaczało napięcie wywołane tym, co ukrywali nawzajem przed sobą. Dziewczyna dziwiła się, że kleryk nawet nie próbuje wyrwać z niej jej prawdziwego pochodzenia. Może na czas ćwiczeń zaniechał prób wydobycia z niej prawdziwej tożsamości.
Jednak jej wygląd nie przeszedł mu obojętnie. Zauważył zmiany na twarzy, podobnie jak większość rycerzy i kapłanów, z którymi Charna miała do czynienia. Nie ma co im się dziwić. Nawet zwykli ludzie zauważali, że jej oblicze przypomina truchło.
Dziewczyna postanowiła, że nim cokolwiek i komukolwiek wyjawi, przekona się, czy ma rację. Potrzebowała trupa, żeby dokonać na nim nekromancji. Skoro zjawa w ciele kadeta miała rację, to wychodzi, że całe jej życie było kłamstwem. Przeczucie jej podpowiadało, że w Middleheim potwierdzi swoje nekromanckie pochodzenie. Już zwątpiła, że jest Erathianką.
Do Middleheim dojechała tydzień później. Tyris i Rion byli zdziwieni jej nagłą chęcią podróży, lecz nie oponowali. Pewnie było im to na rękę.
Stanęła przed podniesionym mostem.
– Wasza godność rycerko – zawołał z murów pikinier.
– Charna Aberville.
Swobodnie pognała swoim rumakiem przez most. Spokorniały pikinier błagał rycerkę o litość, gdy zszedł z bramy.
– Proszę mi wybaczyć, moja pani.
– Macie wybaczone. W końcu sama wprowadziłam taką procedurę – odparła Charna, wjeżdżając do miasta.
Po byłym nighońskim mieście niewiele pozostało. Wszystkie miasta władców podziemi zostały przekształcone w erathiańskie. Niektóre koncepcje architektoniczne były przydatne dla nowych właścicieli miast, jak na przykład fort.
Wjechała do fortu, po czym udała się w okolice wodnego zbiornika. Do miejsca, gdzie swoim żołnierzom po raz pierwszy i zarazem ostatni pozwoliła napić się wody, której skosztowanie przypłacili życiem. Od tego momentu nikt tutaj nie przebywa. Miejsce to idealnie się nadawało, żeby po raz pierwszy wydobyć z siebie moc nekromancji.
Na brzegach stawu leżało kilka kościotrupów, które dzięki Charnie miały z powrotem ożyć. Wyciągnęła zwój z sakiewki, przewinęła go na dalsze części, w których autor opisywał sposób dokonania rytuału. Chociaż znała go już na pamięć, wolała się posiłkować.
Wszystko zaczynało się od wyczucia w sobie żywiołu ziemi. Zamknęła oczy i przez jej myśli przechodziły drzewa, które mają korzenie w jej ciele. Widziała siebie jako drzewca z Avlee. Wielokrotnie wykonywała te czynności, kiedy uczyła się magii ziemi. Gdy otworzyła oczy, dostrzegła na rękach kiełkujące liście i cienkie gałązki.
Wyobraź sobie żywego zmarłego. Przeszła do kolejnego punktu. Wybrała szkielet jednego z żołnierzy, który miał założoną pełną zbroję erathiańską. Stała się jego malarzem. Wzięła pędzel do ręki i malowała to, w czym ten żołnierz czuł się najlepiej, czyli bitwę. Namalowała go na koniu, który szarżuje na wroga. Tratuje go oraz najbliższych jego towarzyszy w boju. Gdy wbił się w szeregi wroga wyciągnął miecz i zaczął walkę klinga za klingę. Dziewczyna spostrzegła duszę tego rycerza. Oczami wyobraźni świdrowała ją, skupiając się na odpowiedniej osobie. Poczuła, że łapie go wzrokiem. Wyciągnęła rękę do góry. Jedyne, co widziała, to ciemność, która otoczyła obraz namalowany przez Charnę. Wówczas dusza poczuła, jakby odzyskała na nowo życie. Była przestraszona i spanikowana. Po chwili dostrzegła Charnę, od której bił mrok niczym z czeluści Deyji. Z młodej rycerki wydobył się zielony dym, a jej ciało zapłonęło na zielono. Dusza rycerza rzuciła się do ucieczki. Panna Aberville, trzymając rękę w górze w wyobraźni stworzyła linę, którą związała uciekiniera. W trakcie przyciągania go do siebie, zakładnik desperacko szukał sposobu ucieczki z niewidzialnej mocy. Charna czuła, że kontroluje ten pojedynek, ale wtedy dusza rzuciła w nią magiczną strzałą. W ostatniej chwili Charna uchroniła się przed skutkami zaklęcia, lecz wystarczyło to, by została wytrącona z równowagi. Dusza uwolniła się z więzów. Rycerka nie pozwoliła jej uciec. Tym razem spętała duszę łodygami drzew, które wyrosły spod jej nóg. Litościwie spojrzała na Charnę, ale ona w odpowiedzi pokazała jej, że nie ma sensu uciekać przed nieuniknionym. Panna Aberville nie wiedziała, jak wygląda, lecz czuje, że musi wzbudzać grozę.
Strach duszy przerodził się w determinację, by uwolnić się z sideł ciemiężcy. Z rąk wyrzuciła żywiołaki wody, które zaczęły nacierać na córkę zarządcy Fort Riverstride. W odpowiedzi Charna wysłała żywiołaków ziemi, dużo potężniejszych niż żywiołaki wody. Jednostek wodnych była dużo więcej, więc część z nich uwolniła duszę, która znowu porwała się do ucieczki.
Charna zagrodziła przejście duszy polem siłowym. Widząc zieloną nieprzechodnią łunę, dusza znalazła się w potrzasku. Wszystkie możliwości ucieczki zostały odcięte. Żywiołaki ziemi pokonały swoich wrogów. Charna, czując przewagę nad duszą, zbliżała się do niej. Na jej twarzy zagościł uśmiech, jakby zabawa z duszą sprawiała jej przyjemność. Im rycerka bardziej się zbliżała, tym dusza mocniej próbowała się wyrwać. Panna Aberville spętała jej ręce i nogi. Wokół rąk zrobiła to silnym sznurem, natomiast wokół nóg łodygami drzew wyrastających z ziemi. Obezwładniła swoją ofiarę, która z przerażeniem patrzyła na bijącą śmierć z oczu swojej ciemiężycielki oraz na zielone siły nekromancji, które wręcz kipiały z dziewczyny.
Rycerka oczami wyobraźni powróciła z duszą do stawu, w którym wszystko się rozpoczęło. Dusza rozpoznała to miejsce i wiedziała, co teraz nastanie. Świadomość powrotu do swojego poprzedniego szkieletu była dla niej gorsza niż śmierć, dlatego jeszcze wytrwalej próbowała uciec, wręcz wywijała wszystkimi częściami ciała. Jeśli z powrotem wejdzie do ciała, wyłącznie przywróci życie zmarłemu. Nie będzie miała kontroli nad ciałem. Reszta należała do dziewczyny. Wyobraziła sobie, jak ze szkieletu wydobywają się magiczne siły, które ciągną zakładnika do celi. Mimo nadchodzącej porażki dusza wciąż walczyła, lecz Charna wiedziała, że jej walka się skończyła. Spętana dusza była wpychana do szkieletu. Próbowała walczyć, lecz liny, łodygi oraz magiczne moce przytrzymały ją w ciele, a dziewczyna zamknęła duszę w szkielecie.
Na tym skończyła się nekromancja. Gdy wróciła do realnego świata czuła się wykończona. Ciężko dyszała, jakby sama zbudowała mury wokół Steadwick. To musiała być cena rytuału.
Na myśl o tym, czego dokonała zwróciła się w stronę trupa. Niemrawo porusza palcami, później dłońmi, aż w końcu całymi ramionami. Oparł się o nie mozolnie i ociężale wstał na własne nogi. Miał problem z utrzymaniem równowagi.
W tym, co dokonała, widziała piękno. Rozumiała, czemu nekromancja poszukuje życia po życiu – by zdobyć mądrość. Nie mają szans z Erathianami w regularnej bitwie, więc próbują przez nieśmiertelność. Czemuś takiemu sprzeciwiał się Gavin Magnus, który widział w tym herezję i profanację alchemii.
Gdy jej pierwszy wskrzeszony nekromanta stał twardo na nogach, próbowała usłyszeć wołanie uwięzionej duszy o pomoc. Z opowiadań Gem wyczytała, że dusze, kiedy wejdą do szkieletu, krzyczą litościwie, żeby ktoś zabił ich ciało. Błagają wręcz o to, ale Charna zauważyła, że są nieświadome tego, czego pragną. Wyłącznie chce iść do świata starożytnych, którzy nas teraz kontrolują. Nie rozumie, że możemy ich pokonać i być panami swojego życia.
Gdy tak rozmyślała nad efektami dokonanego dzieła, kościotrup, czując się coraz pewniej, podszedł w jej kierunku. Był nastawiony ofensywnie, przez co Charna bez zbędnego wahania wyciągnęła miecz z pochwy i jednym ostrym cięciem przecięła go na pół.
Wtedy z przeciętego szkieletu dochodziły głosy do panny Aberville, w których dusza dziękowała za uwolnienie jej z więzienia. Uwolnienie duszy było ostatnim, co Charna chciała robić. Przede wszystkim chciała zatuszować to, czego przed chwilą dokonała. Jednego nekromantę ukryła, teraz to samo zrobiła z drugim.
A tym drugim nekromantą jest ona sama.
Po tylu latach nieświadomości wszystko stało się jasne. Zjawa miała rację. Nie jest Erathianką, tylko Deyjanką. Należy do świata umarłych. Ma predyspozycje, żeby stać się dobrą nekromantką. Dokonała pierwszej nekromancji i już się zastanawiała nad kolejną.
W nekromancji było coś, co zawsze ją pociągało w zabijaniu – władza nad innymi. To dzięki niej chciała iść w pierwszych szeregach do bitew. To ona chciała decydować, co się stanie z tymi, którzy nie poddadzą się jej woli.
Ma nową misję. Musi się szkolić w nekromancji, żeby pewnego dnia wskrzeszać umarłe istoty do życia. Wskrzeszać, żeby miały możliwość rozwijania się dla dobra ogółu.
Dlaczego mimo to wielu postrzega nekromancję jako coś złego? Czemu Gavin Magnus tak nią pogardzał? Czemu całe Antagarich pogardza nekromancją? Tak bardzo boją się nieśmiertelności? Przecież wiemy, że po śmierci dusze wędrują do starożytnych, to dlaczego boimy się im przeciwstawić? Przecież już Kreeganie zniszczyli tunele łączące Antagarich z ich światem. Gdyby chcieli, nie stworzyliby tego kontynentu. Po co tworzyć coś, co można zniszczyć?
– Charna?
Dziewczyna zbyt szybko i zbyt nerwowo odwróciła się w stronę źródła dźwięku. Zauważyła kogoś, kto nie słynął z zadawania dziwnych pytań. Kogoś, kto przelał wiele krwi wrogów na bitwach. Był jednym z tych, który wiedział, jak trzymać wysokie morale w szeregach. Z jego osobowości biło wiele cech, ale Charna nie przypominała sobie, by od momentu uwolnienia się spod jarzma nomadów bił w niej strach, a teraz to uczucie biło od niego.
Notril patrzył na Charnę, jakby widział w niej każdego, ale nie Erathiankę.