Rozdział LIV: Bunt Charny
25 maja 2020Rion nie mógł zrozumieć, dlaczego królowa wciąż się opierała. Co prawda już mu nie zaprzecza z taką samą determinacją jak wcześniej, ale wciąż do przekonania jej daleka droga. Zastanawiał się, z czego wynikał jej opór. Nie uwierzył, że ta twarda i pragmatyczna Tyris nagle pokazała serce akurat przed panną Aberville. Miał świadomość, że przeżyły ze sobą sporo czasu. Przecież Charna najpierw była giermkiem Sorshy Margary, zanim trafiła w ręce Tyris Lockenhole. Nawet gdy pasowała młodą Aberville na rycerza, to wciąż pozostawały w bliskiej relacji, choć nie aż tak jak wcześniej.
Dla niego było to nie do pomyślenia, że argumenty, które starał się przedstawiać królowej, nie trafiają do niej. Jego dowody bazowały na logice i przypuszczeniach. Nikt, kto ma tak ogromny w sobie zasób magiczny, nie miałby problemu z odnalezieniem wody. Charna jako jedyna ma. Niby nauka magii i nauka rzemiosła wojennego idą tak samo w parze jak pegaz z meduzą, ale mimo to widział predyspozycje dziewczyny i do jednego, i drugiego. Tak więc czemu nie może wydobyć z siebie magii wody? Na to pytanie Rion nie potrafił odpowiedzieć. Od momentu, kiedy młoda rycerka wyjechała ze Steadwick, kleryk cały czas przebywał na pierwszym poziomie gildii magów. Przeczesywał wiele zwojów magicznych, żeby poszukać choćby jedno zdanie świadczące o inności Charny Aberville. Czuł, że przeglądanie zwojów napisanych nie przez nią i kadetów nie ma sensu. Skoro wie to on, to tym bardziej wiedziała o tym Charna, a mimo to dziewczyna po zajęciach z nim przebywała tutaj i ćwiczyła magię. Z tego też powodu wertował zwój za zwojem. Przejrzał już setki z nich, ale wciąż czekało na niego co najmniej drugie tyle.
Podszedł do półki znajdującej się naprzeciwko wejścia do pierwszego poziomu. Zazwyczaj wpaja młodym uczniom, by dbali o porządek i układali równo zwoje i nie tworzyli góry pergaminu. Z wściekłością podszedł i zaczął równać górkę zwojów. Tym zrządzeniem losu zauważył obtarcie na podłodze od częstego przesuwania regału. Tak odkrył ukryte pomieszczenie.
Różniło się ono od pozostałych. Znajdowały się tu zwoje, o których Rion nie miał pojęcia. Dotknął jednego z nich i w tym momencie atakował go żywioł, z którym dawno nie miał do czynienia – ziemia.
Otworzył kilka zwojów, szukając choćby najmniejszej wzmianki o wodzie. Nieskutecznie. Wszystkie dotyczyły zaklęć magii ziemi, magii, która nie jest praktykowana w Erathii od setek lat. Nawet przed wojnami drzewnymi król David Gryphonhearth IV zakazał używania magii ziemi, chcąc tym samym pokazać przewagę magii wody nad magią ziemi. Ale zwoje pozostały. Skoro zakazano używania magii ziemi, to dlaczego nikt ich nie spalił lub w inny sposób się nie pozbył?
Pewnie muszą mieć coś z wody.
Natchniony swoim pomysłem rozpoczął przeglądanie wszystkich zwojów. Każdy z nich posiadał zaklęcie magii ziemi. Ciężko mu było przeglądać te zwoje, ponieważ działała na niego ziemia, która wchodziła w sprzeczność z wodą. Pomimo utraty many na czytanie zwojów zmusił się, by przestudiować chociaż ich treść. Wiedział, że nie bez powodu nie zostały zniszczone. Przeglądał zwoje zawierające spowolnienie, pole siłowe, tarczę i wiele innych zaklęć z magii ziemi. Nie uczył się ich, bo nikt z Erathian nie jest w stanie nauczyć się magii ziemi. Wiedział jednak, że odkurzone zwoje dowodziły, że ktoś tutaj przebywał.
Czytając zwój za zwojem, tracił mnóstwo energii i czasu. Nie wiedział, która jest pora dnia, ale na pewno już wybiło popołudnie. Zmarnował zbyt wiele czasu, a nic nie wyczytał. Zwoje były podobne do tych znajdujących się na poziomach gildii magów, z tą różnicą, że zamiast wody, wymagały ziemi.
Ostatni zwój nie leżał na swoim miejscu. Pozostała po nim przestrzeń oznaczona płonącą ludzką czaszką. Rion wzdrygnął się. Coś mu podpowiadało, że zwój ten zawiera podstawy nekromancji.
Nie ma go. Ten, kto tutaj był, na pewno już posiadł tę umiejętność.
Myśląc o tym, zdał sobie sprawę, kim jest ten ktoś. Nagle wszystko złożył w jedną całość. W końcu znalazł dowody, że ten, kogo podejrzewał o inne niż erathiańskie pochodzenie, faktycznie nie jest Erathianem. Na myśl o jego pochodzeniu zbladł.
Charna Aberville jest nekromantką.
Ledwo zastawione przejście służyło jej, żeby uczyć się zaklęć ziemi, kiedy on myślał, że zostaje na pierwszym poziomie, by wydobyć z siebie wodę. Odsłaniała sobie przejście i wchodziła do tego pomieszczenia, by poznawać tajniki magii ziemi, a patrząc na jej potencjał pewnie teraz jest ekspertką w owym żywiole. Jeśli Charna opanowała zaklęcia tych wszystkich zwojów, to… Rion aż zbladł na samą myśl o tym. Jeśli poznała takie zaklęcia jak tarcza, fala śmierci, pole siłowe czy najpotężniejsze atakujące zaklęcie implozja, to dziewczyna jest większym magiem niż on. Jednak bardziej martwił go brak zwoju przy płonącej czaszce. Musiała do niego dojść i go otworzyć. Jeśli nauczyła się podstaw nekromancji?
Odpowiedź znalazła się sama przed jego oczami. W drugiej część pokoju leżała czarna szata, spod której wystawały kości ręki. Podszedł ostrożnie do pozostałości po jakimś kleryku. Rozpoznał, że wcześniej ten ktoś był zjawą. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem weszła aż tutaj?
Odpowiedź na to jego pytanie była tylko jedna. Charna Aberville przywróciła do życia zjawę. Dokonała swojej pierwszej nekromancji i prawdopodobnie też nie ostatniej. Więcej dowodów nie potrzebował. Odwrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej spotkać się z królową Tyris i skazać na śmierć Charnę.
Droga wyjścia została zastawiona. Na przejściu stała Charna Aberville, która widząc, że Rion połapał się we wszystkim, była gotowa na walkę, której zwycięzca będzie tylko jeden.