Rozdział LV: Bunt Charny
1 czerwca 2020Wszystkie krainy przeżyły katastrofę, każda odczuła jej skutki, lecz Tyris miała wrażenie, że Erathia ucierpiała najbardziej, nie licząc Avlee, które wiekami będzie się odradzać, i mimo że los tak jej nie szczędził, to jeszcze podarował jej dwóch przeciwników, którym Rozliczenie przyniosło marginalne szkody – Nighon i Deyję. Nighon zawsze był związany z podziemiami, więc dla nich nic się nie zmieniło, poza niewyobrażalnym zwiększeniem armii. Całe szczęście dla ludzi spod godła gryfa Nighon jeszcze nie przebił się przez tunele, które zostały w czasie kataklizmu zawalone na wysokości Cieśniny Nighońskiej. Erathia do tego czasu jest bezpieczna.
Zagrożenie stanowiła Deyja. Umarli na nowo rozpoczęli. Korzystając z tej umiejętności na nowo tworzą potężną falę szkieletorów, która w niedługim czasie zaleje erathiańskie podziemia.
Królowa wie, że poradzi sobie z każdym problemem, jeśli siłą Erathii będzie jedność, której jednak nie czuła. Nie może przestać myśleć o słowach Riona, w których oskarża Charnę, że nie jest Erathianką. Początkowo pewnie się temu sprzeciwiała, z biegiem czasu czuła, że argumentacja kleryka nie jest zupełnie wyssana z palca. Lecz jeśli nie jest Erathianką, to kim? Walczyła z nekromantami na północy. Posłusznie wykonuje jej rozkazy, mimo że nieraz wyrażała niezadowolenie z nich. Do Nighonu też jej nie ciągnie, inaczej poczułaby więź ze smokami lub z troglodytami, z którymi miała styczność.
Z rozmyślania wyrwało ją pukanie do drzwi jej pokoju w kapitolu.
– Wejść.
W progu stanął młody chłopak, który wyglądał na posłańca. Nie miał zbroi na sobie ani wykwintnych szat, co najwyżej był giermkiem któregoś z rycerzy. Wyciągnął zza pazuchy list, który natychmiast przekazał jej do rąk.
– List z Middleheim, moja pani.
Zbyła jego szarmancki ukłon. Jej ciekawość zawartości listu wygrała z poprawnym zachowaniem. Wzięła list, rozerwała go i zaczęła czytać.
Droga królowo,
piszę, ten list, by poinformować panią, że parę dni wcześniej brutalnie został napadnięty i zabity Notril z Keventry. Nie wiemy, kto jest sprawcą zamachu na życie wielkiego rycerza, lecz został on ugodzony sztyletem w serce. Podejrzewamy, że sprawca zdążył uciec, zanim ogłosiliśmy alarm i zamknęliśmy bramy. Nie miał wiele czasu, więc musiał znać bardzo dobrze rozkład miasta, a ponadto wiedzieć, jakimi uliczkami podążać. Wiemy też, że sprawcę było stać na konia lub ktoś mu go zafundował, jeśli to drugie, to mamy do czynienia z zamachu stanu. Jeśli jest to prawdą, to piszę, żeby królową poinformować o śmierci wielkiego rycerza, ale przede wszystkim ostrzec panią.
Z poważaniem i szacunkiem,
Alfred z Welnin, tymczasowy zarządca Middleheim
Mało co królowej nie pękło serce. Znała go od kilku lat, lecz w ciągu nich rycerz zapisał się w jej pamięci wielkim oddaniem w służbie Erathii. Rozumiał ból każdego mieszkańca, cieszył się choćby z najmniejszego szczęścia, jakie ich spotkało. Nie mogła zrozumieć, kto tak bardzo czyhał na jego śmierć?
Już miała odgonić giermka, kiedy przypomniała sobie, że Charna miała być w Middleheim, a skoro Notril nie żyje, to naturalnym jego następcą jest młoda rycerka, więc to ona powinna napisać list.
– Czy Charna Aberville wjechała do miasta? – Zapytała.
– Tak – odrzekł nieśmiale, więc dodał. – Mój rycerz kazał mi zapisać jej odbytą kontrolę zgodnie z procedurą wprowadzoną przez pannę Aberville.
– A kiedy wyjechała?
– W tym samym dniu. Myśli pani, że to…
– Nic nie myślę, tylko zbieram fakty. Jest to dziwny zbieg okoliczności.
Odegnała posłańca.
Napisała do tymczasowego zarządcy Middleheim list z rozkazem wysłania ciała rycerza oraz zapisków z obecności Charny w mieście. Wezwała jednego ze sług, by polecić mu dostarczenie owego listu.
Nie chciała przyznać Rionowi racji, ale ta dziwna zależność nie dawała jej spokoju. Nawet jeśli Charna to zrobiła, to z jakiego powodu? Co Notril zauważył w dziewczynie, że ona była zmuszona go zabić? Wiedziała, że jej były giermek będzie się musiał gęsto tłumaczyć ze swojej obecności w Middleheim.