Rozdział LVI: Bunt Charny
8 czerwca 2020Charna świdrowała wzrokiem swojego przeciwnika. Miała przed sobą wielkiego znawcę magii, który wie, jak może ją zastosować przeciwko niej. Musiała ze wszystkich sił zatrzymać kleryka w tym miejscu. Nawet jeśli zakończy się to kolejnym zabójstwem.
– Już po drugim dniu czułem, że coś z tobą jest nie tak – zaczął z przekąsem Rion. – Masz w sobie wielkie pokłady magii, lecz nie miałaś w sobie wody. Nie jesteś rodowitą Erathianką.
Obydwoje obchodzili się wokół, nie odwracając wzroku od siebie.
– Mówiąc, że nie jestem rodowitą Erathianką, oczerniasz mojego ojca i braci, którzy byli wielkimi Erathianami. – Nie ma sensu przekonywać kleryka, że jest inaczej. I tak by jej nie uwierzył, bo choć widziała w Rionie mądrego kapłana, to jeszcze bardziej opisywała go jako zatwardziałego obrońcę starszych nauk bez świeżego podejścia.
– Nie jesteś godna nosić nazwiska Aberville. Gdyby ojciec widział twoją zdradę, nie przeżyłby tego. Wolałby, żebyś zginęła na wojnie.
– Nie miałbyś nic przeciwko. Pozbyłbyś się jednego problemu.
– Moją duszę też z powrotem ściągniesz do ciała?
Charna zbyła to milczeniem.
– Jak to możliwe, że nikt z nas nie dostrzegł wroga w naszych szeregach? Skrzętnie się ukrywałaś.
– Tłumacz to sobie, jak chcesz. – Dla Charny było już wszystko jedno, co ktoś o niej myśli. Zabije go i ucieknie z Erathii, jedynie zabierze najpotrzebniejsze zwoje. – Wcześniej byłam Erathianką i wypełniałam służbę tak dobrze, jak tylko mogłam, ale od pewnego czasu czuję, że nie pasuję tutaj. A zjawa w postaci twojego kadeta tylko mi to udowodniła.
Poraziło go, że nie potrafił dostrzec zjaw kryjących się wśród jego własnych kadetów.
– Wiesz, jak to się teraz kończy? – Ukrywał, że trafiła go w czuły punkt.
Rion stał zaraz przed wyjściem z pomieszczenia. Korzystając z nadarzającej się okazji, rzucił w dziewczynę lodowy pocisk. Panna Aberville w ostatniej chwili odskoczyła, pocisku trafił w ścianę, robiąc w niej ogromną dziurę. Widząc krzątającą się po podłodze przeciwniczkę kleryk rzucił się do ucieczki, lecz leżąca Charna kontrolowała sytuację.
– Pole siłowe. – W wyjściu pojawiła się zielona bariera, która uniemożliwiła przejście przez nią.
Kapłan zatrzymał się widząc, że utknął w pokoju wraz z panną Aberville. Szykował się do jednej z wielu walk magicznych, lecz po raz pierwszy ma do czynienia z ekspertką magii ziemi.
Charna czekała na ruch kleryka. Chciała go sprowokować, by rzucił w nią zaklęciem, bo tak mógłby zacząć tracić manę, której ma dużo więcej od niej.
Nie musiała się trudzić. Kleryk wymierzył w nią kolejnym lodowym pociskiem, znów nie trafiając. Dziewczyna przewróciła jedną z półek, by stworzyć chwilową barierę przed zaklęciami Riona. Szukała sposobu, w jaki mogłaby go pokonać. Wiedziała, że jest on bardziej doświadczony od niej i wykorzysta to w walce.
Dostrzegła niebiańską łunę napełniającą kleryka dodatkowymi siłami. Modlitwa. Wzmocnił się w podstawowych kategoriach walki, dlatego będzie dużo szybszy i potężniejszy. Wiedziała, że nim zaatakuje, musi powstrzymać jeden z jego atutów:
– Spowolnienie – rzuciła Charna, a pod nogami kleryka pojawiło się błoto.
Rion miał na to sposób:
– Teleportacja. – Przeniósł się z jednego końca sali na drugi. Nim Charna zdążyła go dostrzec, po raz kolejny się przeniósł. Zrobił to kilkakrotnie, aż zmącił jej zmysły i straciła orientację i wtedy uderzył lodowym pociskiem. Oberwała w klatkę piersiową, a siła zaklęcia przebiła ją na wylot. Zatrzymała się na ścianie. Nie mogła złapać tchu, to zamiast powietrza czuła wciągającą krew. Pluła przed siebie i wraz z wypluwaną krwią widziała ulatujące z niej życie.
Kleryk poczuł się zwycięzcą. Patrzył, jak nekromantka w męczarniach spędza swoje ostatnie chwile. Był mistrzem leczenia, ale nie wyciągnął ręki do zdrajczyni. Patrzył na nią wzrokiem żądnym jej śmierci. Wtedy Charna zrobiła coś, z czego nekromanci nie są znani:
– Uleczenie – wychrypiała, obawiając się, czy dokładnie wypowiada zaklęcie. Dopiero gdy nad nią pojawiły się niebiesko białe migające gwiazdy, tworząc fale rozbijające się o brzeg, zrozumiała, że nie musi dobrze wymawiać zaklęcia. Wystarczy, że jej myśli dobrze to zrobią.
Nie spodziewał się, że Charna poznała to zaklęcie, tym bardziej że jest ono wyłącznie w kanonie magii wody. Najwidoczniej coś posiadała coś z pokładów magii wody.
Dziewczyna odzyskała nowe siły, szybko wstała na nogi, ale Rion nie zamierzał jej ułatwiać zadania. Wypuścił kolejny lodowy pocisk. Dziewczyna w ostatniej chwili uniknęła zderzenia z zaklęciem. Szybko wstała, oczekując kolejnego ataku.
Kleryk rzucił drugi najpotężniejszy czar, który pod względem siły był na takim samym poziomie jak modlitwa. Klonowanie. Do momentu trafienia klona zachowuje się on jak normalna istota. Erathianie często korzystali z tego zaklęcia, kiedy walczyli z nieporównywalnie większą armią.
Obydwaj rzucili na nią lodowy pocisk. Ponownie odskoczyła, ale w jej głowie krążyła myśl, że jeśli czegoś nie zrobi, w końcu zaklęcie ją trafi. Po kolejnym odskoczeniu zaatakowała jednego z nich dwóch magiczną strzałą. Przeteleportował się tak, że dwóch kleryków stało po dwóch przeciwległych stronach pokoju, mając dziewczynę pomiędzy sobą.
– Kamienna skóra. – Rzuciła na siebie, by otrzymywać mniejsze obrażenia.
Klerycy nie poddawali się, atakując ją lodowymi pociskami. Dziur w ścianach było coraz więcej. Ze zwojów magicznych pozostały same strzępy, a ziemia powoli zapełniała to pomieszczenie.
– Spowolnienie.
Rion i jego klon przed rzuceniem lodowego pocisku dokładali teleportację. Pomimo tak częstego rzucania zaklęć o wysokich kosztach many kleryk wygląda, jakby miał jej jeszcze sporo. Przebiegła na jedną ze stron, która według niej była bezpieczna. Kiedy się tam znalazła, jeden z kleryków teleportował się bliżej niej, by ułatwić sobie trafienie Charny. Już miał rzucić zaklęcie, ale dziewczyna szybciej wyciągnęła sztylet i trafiła go. Trafiła klona i rozbił się on niczym. Odwróciła się za siebie.
– Implozja! – Krzyknęła, obierając Riona na cel.
Rion jednak zdążył uciec, nim sufit się zawalił, choć jeden z odłamków trafił go w plecy, powalając go na ziemię.
Rion zdążył się uleczyć, nim dziewczyna do niego doskoczyła. Już miała wbić miecz w jego ciało, kiedy kleryk przeteleportował się na drugi koniec pomieszczenia.
– Charna widzisz, że to nie ma sensu. – Próbował ją złamać. – Mam zdecydowanie więcej many od ciebie. Po tobie już widzę, że twoja mana jest na wykończeniu. Będziesz mnie niczym barbarzyńca atakować mieczem?
– Nawet jeśli masz rację, to mogę cię zapewnić, że mam wystarczająco na rzucenie kolejnej implozji, a patrząc po tym, co się stało z tamtą częścią pomieszczenia możesz wywnioskować, co się stanie, jak użyję jej tutaj.
Nie zamierzał przystawać na ten warunek. Zaatakował dziewczynę kręgiem zimna. Wokół Charny pojawiła się mała lodowa kula, która szybko się rozrastała. Charna oberwała, lecz w stosunku do lodowych pocisków poczuła się, jakby Harin przywalił jej swoim młotem kowalskim. W ostatniej chwili zasłoniła tors ramionami, w których poczuła, jak kości się łamią. Od kiedy odkryła w sobie nekromancję, doświadczała większej tolerancji na ból. Nie krzyczała, tylko szukała sposobności na uleczenie się. Po chwilowej ucieczce nadarzyła się okazja na uleczenie, dodatkowo przyszedł jej do głowy pomysł, któremu dziwiła się, że wcześniej o nim nie pomyślała.
– Antymagia.
Wewnątrz dziewczyny pojawiła się energia kumulująca wszystkie znane siły magiczne i niemagiczne. Jej moc kipiała z niej, wysyłając wokół czarodziejskie iskry, które były powstrzymywane przez pierścień obracający się wokół energii. Dzięki temu Charna jest odporna na każdy rodzaj magii, który działa antagonistycznie na nią.
Rion widząc dziewczynę maszerującą na niego pewnym krokiem rzucił w nią lodowy pocisk, ale strzała zmieniła kierunek, kiedy zbliżała się do dziewczyny. Początkowo myślał, że nie trafił, lecz po kilku kolejnych lodowych zaklęciach zrozumiał, że Charna rzuciła ochronne zaklęcie na siebie, wyłączając jego główny atut.
– Dzięki temu zaklęciu jestem odporna na wszelki rodzaj magii. Nie możesz mnie niczym zaatakować i osłabić. Jestem niedostępna magicznie i możesz sobie nawet być Gavinem Magnusem. Jestem ponad czary. – Wyciągnęła miecz z pochwy. – Więc pozostaje nam walka na miecze.
Tego kleryk się nie spodziewał. Nie założył, że rycerka zmusi go, żeby walka toczyła się pod jej dyktando. Wyciągnął swój miecz, lecz nie był dobrym szermierzem. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni walczył z kimkolwiek w ten sposób. Rzucił na siebie modlitwę i ruszył na rycerkę.
Pierwszy atak Riona sparowała bez problemu, podobnie jak kolejne jego cięcia. Wiedziała, że gdyby nie modlitwa kleryk wykonywałby te ruchy w wolniej i to ona uzyskałaby przewagę.
Ich walka przypominała taniec, w którym rytm wymierzały uderzenia klingi o klingę. Charna nie spodziewała się, że Rion jest taki dobry. Liczyła, że stanie się on bezbronny jak małe dziecko. Wiedziała, że modlitwa przestanie działać, to jego spowolnione ruchy na nic się zdadzą, lecz na ten moment prowadzili zażartą walkę, raz rycerka powalała przeciwnika, a innym razem to kleryk był bliski zadania ciosu nekromantce. Dziewczyna nie chciała pokazywać swojego wielkiego wachlarza umiejętności, bo kleryk posiadał sokoli wzrok. Umiejętność, która nie tylko pomaga uczyć się zaklęć na podstawie samego patrzenia, ale też kopiować ruchy przeciwnika.
Czar wzmacniający Riona przestał działać. Charna wzmogła ataki i nie dawała mu chwili wytchnienia. Z uderzenia na uderzenie a kleryk tracił na siłach. W końcu pękł. Jedno z cięć rycerki wyżłobiło głęboką bruzdę w jego udzie. Upadł na ziemię. Próbował się uleczyć, ale Charna błyskawicznie i na niego rzuciła antymagię. Nie mogła go zabić zaklęciami, ale bronią białą już tak. Rion nie mógł się niczym wzmocnić, więc próbował uciekać, czołgając się do wyjścia, gdyż pole siłowe już zniknęło. Charna postanowiła popatrzeć, jak przed chwilą kleryk, który był blisko jej zabicia czołga się niczym karaluch uciekający przed nieuniknionym. Upajała się tym, do czego doprowadziła samego Riona. Sprowadziła wielkiego kapłana na ziemię.