fb Rozdział LXIV, LXV i LVI: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział LXIV, LXV i LVI: Bunt Charny

13 lipca 2020
Pobierz w formacie PDF

Rozdział 64

 

Wojsko w Fort Riverstride nie było zbyt zmobilizowane, dzięki czemu Charnie udało się dojść do areny walk i opuścić miast niepostrzeżenie. Dopiero gdy pognała konia z areny, dostrzegł ją pierwszy żołnierz.

Pognała konia w stronę bram miasta. Za sobą usłyszała stukot kopyt. Nim dobiegła do bramy krzyżowcy utworzyli szereg, by ją zatrzymać. Nie byli dobrze wyszkoleni, przez co Charna wbiła się w nich niczym taran.

Główna brama miasta była coraz bliżej. Tam czekali już kusznicy, magowie oraz krzyżowcy. Za nią pełni wściekłości i rządzy zemsty galopowali kawalerzyści. Nie ma wyjścia. Po raz kolejny musi się przebić. Poczuła, że jeszcze posiada odrobinę many. Wystarczyło jej na tyle, aby rzucić implozję. Wykrzyczała zaklęcie i nad głowami czempionów pojawiła się brązowa gęsta maź przypominającą walącą się ziemię na nich.

Wszyscy czempioni zginęli. Kusznicy widząc, pokaz magiczny Charny, zlękli się. Jedynie ostrzał kapłanów próbował zatrzymać dziewczynę, lecz nieskutecznie. Nim kusznicy zdążyli zareagować, Charna wybiegła z Fort Riverstride i skierowała się na północ w stronę Stonecastle. Zaraz za panną Aberville wyruszyli kawalerzyści, lecz mieli dużą stratę do byłej Erathianki.

Charna czuła, że nie może wrócić na główny trakt. Miała świadomość, że Tyris już na pewno dotarła do Killdare i teraz zmierza na północ.

Spojrzała za siebie, cieszył ją widok oddalającego się pościgu z Fort Riverstride, lecz martwiło ją to, że wciąż nie wie, gdzie jest Tyris.

Wybrała jeden z bocznych i wąskich tuneli prowadzących do Hartferd. Spodziewała się, że gryf na pewno zauważył, gdzie zmierza i już leci zameldować o tym królowej. Wciąż się zastanawia, dlaczego ich wcześniej nie dostrzegła. Teraz to bez znaczenia. Miała nadzieję, że jej nie przeszkodzą w podróży do miejsca jej pamiętnego zwycięstwa nad nekromantami.

Do miasta miała dwa tygodnie drogi. Wystarczająco dużo, by Tyris mogła ją dogonić. Praktycznie bez przerwy na pełnych obrotach żyłowała swojego rumaka. Robiła jedną krótką przerwę na dzień. Charna wykorzystywała ten czas także na uzupełnienie zapasów jedzenia.

Gdy koń choć trochę odpoczął, siadała na niego i pokonywała kolejne dystanse. W półtora tygodnia dojechała do Hartferd. Miasto wyglądało, jakby nie słyszało królewskiego rozkazu o wzmożonej czujności z powodu nekromantki. Minęła miasto i pognała w stronę Stonecastle.

Posłyszała dźwięk rogu, kiedy Hartferd znikało w oddali. Odwróciła głowę i dostrzegła królową Lockenhole i jej czempionów.

 

Rozdział 65

 

Tyris czuła, że pościg zmierza do końca. Od Hartferd do Stonecastle było zaledwie kilka dni drogi. W tym czasie musiała dorwać Charnę.

Żałowała, że ma tak mało many. Od momentu, kiedy dowiedziała się o obecności Charny w Fort Riverstride i ucieczki na północ w stronę Hartferd, zużyła na zaklęcie lot tyle many, ile miała. Wystarczyło to, żeby dostać się w pobliże Clovergreen, potem bez przerwy galopowali do Stonecastle.

Nie wzywała kolejnego gryfa, tylko skupiła się na złapaniu panny Aberville. Zbliżała się do niej. Z dnia na dzień czuła, jak zbliża się do dziewczyny. Czuje, że jej zwycięstwo jest w zasięgu końskich kopyt.

Pisk gryfa zagłuszył tupanie kopyt. Tyle razy słyszała ich dźwięczne nawoływanie, że nawet nie poświęcała im już uwagi. Widziała, jak duma Erathii przelatuje nad jej głową i leci w stronę Stonecastle. Ucieszyła się na myśl, że kompania z miasta zostanie ostrzeżona i powstrzyma pannę Aberville przed jej wtargnięciem do Deyji. Lecz nagle coś go odrzuciło, jakby jakaś siła w niego uderzyła. Próbował lecieć dalej, pragnienie wypełnienia rozkazu pchało go do przodu. Nie uleciał daleko, gdy otrzymał kolejny cios, który tym razem roztrzaskał mu skrzydło. Tyris dostrzegła, jak Charna wypuściła bełty z kuszy, które śmiertelnie ranił gryfa. Jeszcze bardziej przyśpieszyła oddalając się od swojego oddziału czempionów. Nekromantka po raz ostatni zagrała na jej uczuciach. Nikt nie ma prawa bezcześcić symbolu Erathii. Pełna rządzy odwetu poganiała swojego wierzchowca.

 

Rozdział 66

 

– Jakim cudem Stonecastle wie o mojej zdradzie? Przecież zabiłam gryfa lecącego z tą wiadomością – zastanawiała się Charna. Zrozumiała, że zabiła jednego gryfa, ale w trakcie jej przerwy w Fort Riverstride wiele z nich mogło przelecieć na północ. Tak czy inaczej ze Stonecastle w jej stronę zmierza oddział dwudziestu kawalerzystów.

Nie dysponuje już maną, oddziały Tyris są bliżej niż pół długości areny walk w Steadwick, nie ma żadnej możliwej drogi ucieczki, a co gorsza trakt się zwężał, tak że oddziały jeźdźców konnych zastawiły jej możliwe przejście z obu stron.

Sytuacja wydawała się bez wyjścia, ale nie dla Charny, która nie dawała za wygraną i z uporem szukała choćby najmniejszej luki w szyku otaczającego ją wroga. W końcu wypatrzyła kawalerzystę, który nie radził sobie z opanowaniem wierzchowca. Był ustawiony na flance, gdzie powinni się znaleźć bardziej doświadczeni wojowie. Jeśli to wykorzysta, będzie mogła zachwiać szykiem.  Zwróciła się w stronę młodego kawalerzysty. Cały oddział przesuwał się w jego stronę, by wzmocnić miejsce, w które ma uderzyć Charna. Oddział przypominał trójkąt, którego najostrzejszy kąt tworzył pik wymierzony w rycerkę. Wszystkie manewry wykonywała, ani prze chwilę nie myśląc o zwolnieniu.

Natychmiast zawróciła w stronę luki, która powstała między oddziałem a ścianą. Niezdarnie przemieszczali się za Charną i nawet lance mieli wyciągnięte w złym kierunku. Manewr wymijający zrobiła tak sprawnie, że kawalerzyści mimo powrotu do poprzedniego szyku nie zdołali powstrzymać nekromantki.

Mam za dużo szczęścia, ale wiecznie mnie nie będzie otaczać. Pomyślała na widok dwóch oddziałów krzyżowców, które zastawił tunel prowadzący do Deyji.

 Za sobą miała armię czempionów. Przyśpieszyła, licząc, że przebije się przez krzyżowców, którzy uformowali się w szyku obronnym, zasłaniając się tarczami.

Panna Aberville szarżowała na krzyżowców. Przebiła się przez pierwszy szereg, lecz drugi skutecznie ją powalił. Teraz pozostała jej wyłącznie walka. Kilku rycerzy rzuciło się na nią, lecz dziewczyna jednemu z nich odrąbała rękę, a drugiego pozbawiła głowy. Zdobywając nieco przestrzeni, pewnie wycofywała się w stronę Deyji. Wiedziała, że rycerze nie mogą przekroczyć granicy, bo oznaczałoby to wypowiedzenie wojny silnemu przeciwnikowi.

Jednak póki wciąż była po tej stronie, paru rycerzy próbowało ją powstrzymać. Rycerze widzieli jednak, że mają do czynienia z prawdziwym szermierzem, o umiejętnościach podobnych do Sorshy Margary. Żaden z nich nie kwapił się do ataku.

Przed dalszą walką powstrzymał Charnę nasilający się stukot kopyt. Odwróciła się i pobiegła do Deyji.

Uciekając, co kilka kroków odwracała się, by zobaczyć, czy ktoś wciąż jej nie ściga. Twarze krzyżowców zlewały się, lecz dostrzegała ich nienawiść skierowaną w jej stronę. Ich złość, że dali się wyrolować przez nekromantkę, ale najbardziej bolało ich to, że już nic nie mogą z tym zrobić. Do krzyżowców dogalopowali czempioni królowej i kawalerzyści ze Stonecastle. Jeden z nich wyrywał się, żeby złapać pannę Aberville, ale drugi momentalnie go zatrzymał. Nikt nie mógł ryzykować wojny z Deyją.

Nie miała nic przy sobie, oprócz swojego ubioru rycerskiego, czyli czarnej zbroi, hełmu, naramienników i nagolenników, srebrzystej kolczugi i miecza od ojca oraz sztyletu od Tyris. Na każdym elemencie jej ubioru widniały herby erathiańskie. Powinna je ściągnąć i rzucić, pieczętując tym swój wybór. Biegła w stronę krainy, z której biło śmiercią, nekromancję oraz magię ziemi. Wręcz czuła, jak oddycha innym powietrzem. Powietrzem, który napełnił całe jej ciało pozytywną energią, zupełnie jakby na nowo odżyła.

Ale stare demony o niej nie zapomniały. W ziemię tuż obok niej wbił się bełt, potem następny i następny. To kusznicy z miasta dołączyli do oddziałów. Tylko oni jeszcze próbowali zabić uciekinierkę.

Bełty wbijały się w ziemię, zbliżając się w stronę Charny. Wiedząc, że następne już ją trafią, rycerka pobiegła w stronę Deyji. Jedna ze strzał przebiła się przez jej kolczugę i ugodziła ją w prawą część torsu na wysokości żeber. Ogromny ból rozrywający jej ciało powalił ją na ziemię. Leżąc, dostrzegła, jak następne bełty spadały w jej stronę. Powstała o własnych siłach, uciekając kolejnym żądnym pozbawienia jej życia bełtom. Robiła wszystko, żeby jej nie dosięgły. Resztkami sił pobiegła w głąb Deyji, umykając z zasięgu kusz. Kiedy kusze jej już nie sięgały, po raz ostatni zerknęła w stronę Erathii. Zebrał się tłum gapiów, który patrzył na główną atrakcję, uciekającą im sprzed wymiaru sprawiedliwości. Odwróciła się i pobiegła w głąb krainy nekromancji.

5 2 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x