Rozdział V: Bunt Charny
10 maja 2019Tyris Lockenhole wraz Charną Aberville przechadzały się po najważniejszych miejscach w Steadwick. Rycerka pokazywała adeptce stolicę, zwracając co jakiś czas uwagę na miejsca, do których będzie się udawać, kiedy otrzyma odpowiedni rozkaz. Młodziutka Charna z zachwytem i ciekawością oglądała ogrom twierdzy, podobnie jak obserwuje się wielkiego kolosa, który zszedł z gór Bracady i którego trzeba bardzo dokładnie opisać. Spoglądając na otoczenie, jednego nie mogła zrozumieć.
– Patrzę na to wszystko i zastanawiam się, jakim cudem tak potężna twierdza mogła upaść.
– Od tamtych wydarzeń minęło pięć lat – zaczęła Tyris. – Byłam osiemnastolatką, kiedy wraz z pozostałymi wyrośniętymi dzieciakami stanęłam na tamtej baszcie. – Pokazała jedną z nich, znajdującą się najbliżej bramy wejściowej. – Stamtąd miałam widok na ogromną armię demonów i władców podziemi. Bałam się jak jasna cholera – wspomina Tyris przerażające wydarzenia z roku 1165 po ciszy. – Bałam się śmierci. Każdy z nas się jej boi mniej lub bardziej.
Charna, dostrzegając w jej oczach pojawiające się łzy, podała jej chustę.
– Nie trzeba – podziękowała Charnie. – Wtedy twój brat Lascott powiedział mi: „Nie kryj się ze strachem, to żaden wstyd się bać. Strach potrafi wyostrzyć twoje zmysły, przez co zobaczysz więcej. Nie bój się przeciwstawiać mu”. Później, gdy demony przebiły się przez bramę, a troglodyci z minotaurami weszli na nasze mury, wiedzieliśmy, że sytuacja jest krytyczna. Moja wyobraźnia podpowiadała mi, że zginę od topora minotaura albo od dzidy troglodyty. Kiedy już niemal widziałam własną śmierć, znikąd pojawił się Lascott. Zatrzymał minotaury i kazał mi uciekać. Chciałam walczyć, lecz strach sparaliżował moje ruchy. Drugi raz nie zdążył na mnie krzyknąć. Troglodyci wielokrotnie przebili go dzidami. A ja zamiast pomścić jego śmierć, to stchórzyłam i uciekłam – mówiła z trudem. Charna domyślała się, że wspomnienia tamtych dni musiały być dla niej ciężkie.
– Nieprawda – odparła dziewczyna. – Jeśli wszyscy dobrzy i utalentowani rycerze by wtedy zginęli, to kto uwolniłby Steadwick spod okupacji Nighonu i demonów? – Pytanie zawisło w powietrzu, ale wystarczyło, żeby doświadczona rycerka przenikliwie spojrzała na młodą adeptkę. – Uciekłaś ze Steadwick, żeby potem odbić je z rąk prześladowców. Gdybyś tam została, to byś zginęła.
Tyris czekała, aż Charna dokończy rozpoczętą myśl.
– Nie stchórzyłaś, tylko… – zamyśliła się na chwilę, by znaleźć odpowiednie słowa. – Po prostu postąpiłaś racjonalnie. Steadwick i tak upadało, więc o obronie już nie było mowy. Trzeba było przygotować się do odzyskania stolicy.
– Muszę przyznać, że jak na swój wiek myślisz bardzo logicznie – doceniła Charnę. – I tak oceniam swoje zachowanie jako tchórzostwo, ale dzięki tobie mogę na nie spojrzeć z innej perspektywy. Dziękuję.
– Nie wiem wiele o stolicy, ale słyszałam, że stąd nie da się uciec. To jakim cudem udało ci się opuścić Steadwick? – Zapytała zdziwona Charna.
I tym pytaniem ją złapała. Jeśli przekaże jej całą prawdę o ucieczce, wtedy będzie zmuszona pokazać jej sposób, w jaki zrobili to pozostali dowódcy. Złożyła przysięgę, że dochowa tajemnicy i choćby barbarzyńcy żywcem ją kroili, słowem o ucieczce się nie zająknie. Jednak jeśli jej nic nie powie, to nie za dobrze rozpocznie znajomość. Tajemnice oraz kłamstwa są to dwa słowa, które są źródłami konfliktów. To od tych słów rozpoczynają się wszelkie niesnaski dzielące nie tylko osoby, ale i szanowane rody. Czegokolwiek jej nie powie, odpowiedź i tak będzie nieadekwatna do prawdy, dzięki czemu tylko postawi pierwszy mur pomiędzy sobą a Charną. Na to nie mogła pozwolić.
W ostatniej chwili wpadła na pewne rozwiązanie:
– Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Charna kiwnęła głową, potwierdzając złożenie obietnicy. Tyris ściągnęła naramienniki i pokazała jej blizny po cięciach na rękach. – Takie ślady zostawiają łuski czarnego smoka. Gdy uciekłam od minotaurów i Lascotta, szukałam możliwości ucieczki z twierdzy. Dobiegłam do kuźni, gdy potężna smocza noga zagrodziła mi drogę.
– Pokonałaś smoka?! – Wykrzyczała zdziwiona Charna.
– Jeden człowiek nie ma na to szans – roześmiała się Tyris. – Dziewczynko, byłam pewna, że będę kupą popiołu. Na szczęście smok mnie nie zauważył. Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł i jak się okazało – skuteczny. Miałam mnóstwo skór jednorożca narzuconych na siebie. Okryłam się nimi, a zbroję zrzuciłam, bo mogła mi tylko przeszkadzać, a tak pozostałam niezauważona. Owinęłam ręce, tułów i wszystko, co się dało, żeby mnie nie pocięło, zanim wylecę. I o ile wylecę. Smok stał i kontrolował teren. Wskoczyłam na niego i gdy się wzbił, wyleciałam poza mury Steadwick. Potem uciekłam z obozu, do którego trafiłam ze smokiem, by odszukać Katarzynę Ironfist. Armię Katarzyny spotkałam na Gryfich Wzgórzach, skąd ruszyliśmy w kierunku Steadwick.
Piękną bajkę opowiedziała z tym smokiem. Gdyby ktokolwiek z rycerzy posłyszał takie brednie, wybuchnąłby śmiechem. Niemniej Charna uwierzyła w jej historyjkę. Tyris miała nadzieję, że jej podopieczna nie będzie drążyć tematu. Nie chciała przecież bardziej jej okłamywać. Charna nie zdążyła ochłonąć z zachwytu nad basztą znajdującą na zachód od głównej bramy Steadwick, toteż nie myślała zgłębiać szczegółów opowieści Tyris Lockenhole.
Gdy już się napatrzyły widokami znad bramy, przechadzały się po przedmieściach stolicy. Mijały podobne do siebie domostwa. Małe, maksymalnie dwupiętrowe domki zdolne pomieścić kilkuosobową rodzinę. Im bardziej zagłębiały się w przedmieścia, tym więcej mijały tłumów i kupców.
– Zbliżamy się do największego targowiska w mieście – zapowiedziała Tyris.
Kilka kroków dalej główne targowisko otworzyło swoje podwoje. Kupcy przekrzykiwali się ofertami własnych produktów. Panował istny rozgardiasz, który pozostawał pod kontrolą pieniądza. Charna miała nadzieję, że nie będzie musiała tu długo i często przebywać.
– Tutaj będziesz przychodzić po najpotrzebniejsze rzeczy. – Zmartwiła dziewczynę Tyris. – Pamiętam, jak Izaak na tym targu kupił dla mnie różyczkę – rozmarzyła się. – Twój brat to było prawdziwe ciacho.
– No nie, jeszcze mi powiedz, gdzieżeście to robili – odpowiedziała jej w myślach Charna. O Lascotcie posłuchała, bo opowiedziała jej istotną przygodę, która miała wpływ na jej całe życie, lecz od tej ciekawostki zrobiło jej się niedobrze.
Całe szczęście dla niej, opuścili targ przez znajdujące się w pobliżu skupisko chat. Gdzieniegdzie znajdowały się tawerny, w których przebywało całe mieszczaństwo z chłopami pomimo wczesnej pory. Wyszły obok wielkiej kuźni, z której kominów wydobywał się dym zakrywający niebo.
– Wejdźmy do środka – zachęciła ją Tyris.
W kuźni uderzyło je bogactwo wszelkich narzędzi oraz broni. Na ścianach wisiały podkowy, miecze, bełty i strzały oraz wiele innych elementów uzbrojenia. Charna od razu dostrzegła panujący tu porządek. Praca kowali przypominała ciąg pomniejszych prac. Jeden odlewał stop metali, inny kuł, kolejny moczył, by po nim wrócił do poprzedniego i znowu kuł, i znowu zanurzał w wodzie. Wszyscy pracownicy zostali przywiązani niewidzialnym węzłem obowiązku.
Widząc wchodzących gości, najstarszy kowal podszedł do nich.
– Witam serdecznie mościa Tyris z rodu Lockenhole. – Jednocześni ukłonił się przed nią, oddając wyrazy szacunku. Na znak panny Lockenhole powstał. – Czego, mościa panna, potrzebuje?
– Dzisiaj akurat przyszłam w innej sprawie – powiedziała, wskazując na oddaloną Charnę. Gdy dziewczyna stanęła obok rycerki, kontynuowała: – Przedstawiam wam nowego kadeta. Charnę z rodu Aberville. Nieraz będzie przychodzić po potrzebny dla nas ekwipunek.
Krzepki kowal przyjrzał się wątłej dziewczynie. Nie wyglądała mu na rycerza, lecz na damę. Nie przejmował się tym, gdyż wiedział, że inni gorzej od niej wyglądali i nie przystawali do wyobrażeń o rycerzach.
– Miło mi cię poznać – przywitał się z najmłodszą przedstawicielką rodu Aberville. – John Tracksmith.
– Charna Aberville.
– Bardzo mi przykro z powodu twoich braci – odrzekł kowal. – Naprawdę ich lubiłem, zresztą mało kto ich nie lubił. Byli ostojami cnót i cech prawdziwego rycerstwa. Będziemy o nich długo pamiętać. Przy okazji mam coś dla ciebie. – Podszedł do jednego z kufrów. Po chwili grzebania w nim wyciągnął wielki miecz o dość dziwnej budowie, z solidną rękojeścią i nietypowym ostrzem. Zamiast zaostrzonej klingi posiadał zygzakowate końcówki, jakby był przeznaczony do krojenia chleba, nie zabijania ludzi. – Roland, zanim wpadł do niewoli zakopał ten miecz pod murami Steadwick. Nakazał, żebym po jego śmierci oddał go we właściwe ręce. Tak więc spełniam jego prośbę i oddaję go tobie.
Jego ciężar mało co nie wykręcił ramienia Charny. Dopiero jak chwyciła go oburącz, to ledwo utrzymała go w odpowiedniej pozie, kręcąc się nieskoordynowanie po kuźni, jakby to miecz nią prowadził. Wywołała tym chichot i Tyris, i Johna. Rycerka wzięła miecz z ręki Charny, poklepała ją po ramieniu i powiedziała:
– Spokojnie, jeszcze będziesz nim wojować. Na ten moment pozwól, że go zatrzymam. Oddam, jak będziesz na tyle silna, żeby nim władać.
Dziewczyna nie protestowała. Pożegnały się z właścicielem kuźni i ruszyły ku kolejnym punktom w wycieczce po stolicy.
– Na lewo od nas znajduje się tawerna dla rycerzy. – Wskazała młodej dwupiętrowy budynek ze spiczastym dachem. – Na jej wyższym piętrze część z nas trzyma swoje trofea z turniejów oraz wojen… czaszki wrogów, ich kości i tego typu rzeczy.
Charnę zainteresował wielki budynek obok tawerny. Tyris od razu wyjaśniła:
– To jest kapitol. Często Brian tutaj przychodził i pomagał twojemu ojcu w sprawach majątkowych. Oczywiście pod jego nieobecność urządzał tam różne imprezki, które dodawały pikanterii i balansowania na cienkiej linii łamania prawa. Wystarczyło, by ktoś go przyłapał i wtedy musiałby się gęsto tłumaczyć.