Rozdział VII: Bunt Charny
19 czerwca 2019Rozdział 7
Charna mimo usilnych prób nie mogła zasnąć. To zasypiała, to natychmiast się budziła, i tak bez przerwy aż do wybicia pierwszych porannych dzwonów. Na ich dźwięk zerwała się z pryczy. Założyła wczorajsze brudne ubranie i wybiegła z koszar, zmierzając na arenę walk.
Przybiegła możliwie jak najszybciej, będąc przekonaną, że już jest spóźniona. Jednak na miejscu nikogo jeszcze nie było. Dopiero po krótkiej chwili zjawiła się Tyris Lockenhole. Ucieszyła ją widok młodej adeptki przybyłej na trening przed wszystkimi.
– Na poważnie sobie wzięłaś moje słowa – wywnioskowała po obecności dziewczyny, co byłoby prawdą, gdyby w rzeczywistości Charna myślała nad słowami Tyris. W nocy nie miała już sił, by skupić się nad nimi.
– Dobrze, że nie dostrzegła, jakie mam umazane ciuszki na sobie – pomyślała Charna.
Chwilę później na stadion weszło wielu kadetów, którzy podobnie jak czempionka mieli na sobie większą część odzienia rycerskiego. Nie mieli jedynie założonych zbroi.
Tyris zwołała wszystkich i przedstawiła im krótki plan dnia:
– Dzisiaj będziemy ćwiczyć odpieranie kling przeciwnika w najskuteczniejszy sposób. Przy okazji przedstawiam wam nową adeptkę, która wczoraj zaszczyciła nas swoją obecnością. Poznajcie Charnę Aberville.
– Cześć – bąknęła w odpowiedzi nowicjuszka.
Myślała, że uda jej się wywrzeć pozytywne wrażenie, lecz jedyne, co osiągnęła, to zdenerwowanie wszystkich przyszłych rycerzy. Nie wiedziała, co takiego zrobiła, ale cokolwiek to nie było, wszyscy uraczyli ją gniewnym spojrzeniem. – A może od początku tak na mnie patrzyli? – zastanawiała się Charna.
– Dobieramy się w pary i ćwiczymy wspólnie – zarządziła panna Lockenhole. – Mardon – zwróciła się do najwyższego i najsilniejszego chłopaka w grupie kadetów. – Będziesz dzisiaj ćwiczył z panną Aberville.
– Słucham? Mam walczyć z tym behemotem? – Niedowierzała Charna. Sądziła, że to żart Tyris, lecz przekonała się, że jej nauczycielka mówiła poważnie i faktycznie będzie walczyć z tym behemotem. Nie miała na myśli, że jest brzydki, lecz silny i ogromny niczym te jaskiniowe bestie. Dodatkowo wyglądał na starszego od niej o kilka lat.
– Pozycja – rozkazała Tyris, która ustawiła się tuż za plecami Charny. – Atak.
Nim skończyła wydawać polecenie, Mardon wykonał szybki atak. Uderzył z całych sił w brzuch nowej adeptki, łamiąc ją wpół. Następnie niczym szmacianą lalkę przerzucił ją za siebie. Wylądowała w błocie, na co cała grupa gorąco się zaśmiała, przerywając ćwiczenia. Tyris nie wyglądała na chętną do pomocy dziewczynie. Nic z tych rzeczy.
Charna wstała o własnych siłach, nie zważając na obelgi rzucane pod jej adresem. Cieszyła się, że walczą na drewniane miecze. Gdyby zamiast drewna było żelazo, niewiele by po sobie zostawiła.
– Pozycja – powtórzyła Tyris, na co Charna przybrała podobną postawę jak jej treningowy przeciwnik. Tym razem patrzyła w jego oczy, czekając na jego pierwszy ruch.
– Atak.
Mardon zaatakował równie szybko jak wcześniej. Panna Aberville tym razem zablokowała cios, lecz siła ataku chłopaka wybiła miecz z jej ręki, który o mały włos nie trafił w sąsiednią parę. Nim zdążyła zorientować się w sytuacji, młody chłopak zamachnął się i uderzył ją w twarz. Po raz kolejny wylądowała w błocie, stając się powodem drwin i wyzwisk ze strony pozostałych kadetów.
Czuła się, jakby miała na sobie zamiast ubrań błoto. Odnosiła wrażenie, że prędzej przypomina żywiołaka ziemi niż erathiańskiego rycerza. Jednakże najgorsze dla niej były śmiechy ze strony tych, z którymi kiedyś będzie walczyć w jednej bitwie.
– Chyba twój ojciec musi się bardzo wstydzić – wyśmiewał ją Mardon. – Aberville’owie słynęli z najwaleczniejszych rycerzy, a ty nawet obronić się nie umiesz.
Miała ochotę wydłubać mu oczy, a potem powalić go tak samo, jak on ją. Wielki zapatrzony w siebie bufon, któremu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy. Ogień złości rozpalał w niej nową chęć dokonania czegoś złego. Widziała, jak płonie na stosie, a ona dokłada drew do ognia. Jednakże na ten moment to on miał nad nią znaczącą przewagę, a ona była zabawką w jego rękach. Zamierzała to zmienić.
– Pozycja. – Stanęła jak pozostali kadeci, lecz widziała po nich, że tylko czekają, aż Mardon ją po raz kolejny powali.
– Atak.
Schyliła się przed atakiem Mardona. Zdążyła uniknąć pierwszego ciosu, ale zapomniała, że rycerz nie bije się tylko mieczem. Nim zdążyła wykonać kolejny ruch, chłopak z całej siły kopnął ją w plecy, powalając po raz kolejny na ziemię. Kadeci, zamiast skupić się na własnych ćwiczeniach, patrzyli, co robi z nią behemot. Złapał Charnę swoimi silnymi rękami za kark i, szurając jej głową po arenie, przeciągnął ją kilka metrów.
Charna nie miała już sił, żeby opierać się silniejszemu przeciwnikowi, ale jej upór i determinacja w zrobieniu mu krzywdy wykrzesały z niej dodatkowe siły. Podźwignęła się do pozycji siedzącej.
– Przez ciebie się umazałem! – Rzucił jej Mardon, wymierzając kolejny zamach w szczękę. Nie zdążyła zatęsknić za błotem.
Oprócz Tyris nie było nikogo milczącego. Charna spojrzała na swoją trenerkę bez wyrazu szacunku. Widziała w niej lekkie zadowolenie z tego, jak starszy chłopak ją traktuje, a ta ani nie kiwnęła palcem, pozwalając mu na takie ekscesy.
– Za karę siedź w tym błocie – rozkazał Mardon, jakby miał jakąkolwiek władzę nad nią.
Charna oczywiście nie posłuchała. Wstała i pomimo wielokrotnego lądowania błocie chciała nadal trenować. Stanęła przed swoim przeciwnikiem, czym wprawiła go w niemałą irytację, a innych w śmiech.
Tyris parokrotnie wydała rozkazy do wykonywania ćwiczeń i wielokrotnie patrzyła jak młoda adeptka obrywa od silniejszego od niej chłopaka. Po licznych przymusowych kąpielach błotnych Charna przypominała bardziej ziemistego potwora niż erathiańskiego rycerza, lecz czempionka dostrzegła w niej coś, z czego jej ojciec już dzisiaj byłby z niej dumny – upór i determinację. Wczoraj zarzuciła jej, że jest smarkulą, która boi się rywalizacji. Patrząc na jej dzisiejsze starania, doszła do wniosku, że pospieszyła się z osądem. Wielu młodych kadetów na jej miejscu nie wytrzymywało i opuszczało treningi, a ona po licznych upokorzeniach wstawała i walczyła dalej. Ani razu nie rzuciła broni, ani razu się nie poddała, ani razu nie błagała o litość, w żaden sposób nie pokazała swojej słabości. Musiała przyznać rację młodszej od siebie Sorshy. Ona inaczej rozumie rywalizację.
Zbliżała się pora śniadania. Tyris przerwała trening kadetów:
– Na teraz koniec – zarządziła Tyris. – Zasłużyliście na sowite śniadanie.
Ostatnie słowa skierowała do Charny:
– A ty, idź się umyj przed śniadaniem.
Charna razem z kadetami weszła do koszar, lecz zamiast do jadalni wpierw wstąpiła do łaźni. Ściągnęła ubranie, lecz podejrzewała, że inni adepci mogą wywinąć jej jakiś numer, zwłaszcza po tym, jakim wzrokiem patrzyli na nią w czasie treningu. Nie zostawiła swoich ubrań w ogólnodostępnej przebieralni, tylko zabrała je ze sobą do łaźni. Położyła je na krześle i sama wskoczyła do basenu. Z pierwszym dotykiem wody poczuła przyjemne odprężenie, jakby na wszystkie poobijane części ciała wylała balsam pochodzący z samych wrót anielskich. – Dlaczego wciąż nie widziałam anielskich wrót – przypomniało jej się przy okazji.
Ledwo co zaczęła się oddawać rozkoszom kąpieli, usłyszała wyrywający ze stanu przyjemności głos Tyris, dochodzący sprzed wejścia do łaźni.
– A pannie nie za wygodnie? – Zapytała.
Charna przeczuwała, że to tylko cisza przed burzą:
– Czy powiedziałam, żebyś oddała się rozkoszom niebiańskim, czy żebyś umyła się przed śniadaniem?! Co sobie, rozkapryszona panno, wyobrażasz?! Nie jesteś już w Fort Riverstride, tylko w Steadwick, w dodatku w koszarach wojskowych!
Charna powoli wychodziła z basenu, żałując, że nie będzie mogła spędzić w nim ani chwili dłużej. Jednak Tyris nie zamierzała czekać, aż opuści basen. Pociągnęła ją za włosy i wyrzuciła na korytarz całkowicie nagą. Całe szczęście dla adeptki korytarz był pusty.
– Natychmiast szoruj na górę i ubieraj się, i schodź na śniadanie – rozkazała władczym tonem.
Młoda dziewczyna nie traciła ani chwili. Migiem wbiegła na wyższe piętro i udała się do swojego pokoju. Ubrała ulubioną granatową spódniczkę, która nie zakłócała jej ruchów. Czuła się w niej najbardziej swobodnie ze wszystkich swoich ubrań, jakie posiadała. Rzecz jasna miała na uwadze, że dzisiaj zostanie oszpecona, lecz na tę chwilę nie zamierzała się tym przejmować. Równie szybko zbiegła na śniadanie. Wchodząc do jadalni, po raz wtóry dzisiejszego dnia skupiła na sobie spojrzenia pełne nienawiści. Zastanawiała się, co im takiego zrobiła, że okazują jej jedynie takie uczucie? Podeszła do stołu, na którym panował urodzaj wszelkiego rodzaju wędlin i pyszności, chcąc uraczyć nimi swój pusty żołądek. Jedyne wolne miejsce znajdowało się obok czterech dziewczyn siedzących na drugim końcu jadalni. Nim zdążyła wykonać choćby najmniejszy krok w ich kierunku, Mardon krzyknął do nich:
– Mila, Iwona, Sini i Marzina, chodźcie do nas, bo jak nowa weźmie i się rzuci do jedzenia, to nic wam nie zostanie. Takie świnie jak ona nic innego by nie robiły tylko żarły. – Na jego słowa cała grupa wybuchła śmiechem, a zawołane dziewczyny przesiadły się do niego.
Urażona Charna nie dała po sobie poznać, jak bardzo dotknęły ją te słowa. Starała się ukryć emocje, bo cokolwiek nie powie, tylko pogorszy własną sytuację. Usiadła przy opuszczonym stoliku i zabrała się za śniadanie. Jadła przy akompaniamencie drwin i wyzwisk rzucanych pod jej adresem: