Rozdział XI: Bunt Charny
29 lipca 2019Gdy zbiegali ścieżką wiodącą na arenę walk, zatrzymali się, by omówić dzisiejszy trening z Sorshą.
– Mogę wiedzieć, co jej odwaliło? – Spytał Mardon.
– Dawno tak się nie zachowywała. Zgodzę się, była czasami ostra, ale dzisiaj przeszła samą siebie – narzekała Iwona.
– Do teraz czuję na ręce jej metalową klingę. – Pokazała wszystkim spuchniętą dłoń Marzina. – Wydaje mi się, że wiem, dzięki komu mamy to, co mamy.
Zdecydowanym krokiem podeszła do Charny. Młodsza dziewczyna próbowała się bronić, lecz nie miała szans z większą i silniejszą Marziną.
– To wszystko przez ciebie, dzieciaku. Od kiedy tutaj jesteś, wszystko zrobiło się inne. Jesteś dopiero jeden dzień i już zmieniłaś nam szkolenie w karcer.
– O co ci chodzi? – Broniła się Charna. – Co mogłam zmienić przez jeden dzień?
Charna nie mogła zrozumieć, o co ją oskarżają. W jeden dzień miałaby wszystko zmienić? A kim ona jest, żeby wpływać na metody treningowe Tyris Lockenhole i Sorshy Margary? Jest tylko wątłą ciemnowłosą dziewczyną o czarnych oczach. Nawet obronić się przed kadetami nie potrafi, więc jakim cudem miała wpłynąć na decyzję tych dwóch szanowanych w całej Erathii rycerek?
Podobnie myślał też i Mardon.
– Przesadzasz Marzina. Puść ją. Oberwała dokładnie tak samo jak my wszyscy, a nawet bardziej, więc twoje oskarżenie nie ma pokrycia w rzeczywistości.
– Co Blake, już zdążyłeś się zakochać w młodziutkiej Aberville? – Zerknęła z pogardą na Charnę.
Córka zarządcy z Fort Riverstride z ledwością powstrzymała się przed wyśmianiem kadetki. Nawet nie wiedziała, że Mardon jest synem szanowanego hrabiego Samuela Blake’a, trzymającego pieczę nad Keventry, miasta na wschód od Steadwick.
– Nie, Marzino z rodu Sandown. Skoro tak bardzo cię to interesuje, to nie jestem zakochany w pannie Aberville, ale w stosunku do ciebie potrafię użyć tego, co mam pod czachą – odpowiedział równie sarkastycznie.
Pod wpływem słów Mardona puściła młodziutką Charnę. Wróciła do swojej grupy znajomych, którzy sami zaczęli między sobą szukać rozwiązania tej nietypowej sytuacji.
Jedno w tym wszystkim jest dziwne. Wszyscy mówią o zmianie Sorshy, a nikt nawet przez chwilę nie wspomniał o zmianie Mardona w stosunku do mnie. Zauważyła Charna. Ma kolejny powód do rozważań. Nie wierzyła w przypadek. W koszarach nic się nie dzieje przypadkowo.
W ciągu niecałych trzech dni otrzymała już mnóstwo pytań, na które nie zna odpowiedzi. Ze wszystkich pytań, jakie kłębiły jej się w głowie jedno jej najbardziej przeszkadzało. Niby poprzedniej nocy miała spokój od tych nienawistnych głosów dobiegających do jej uszu, ale ma świadomość, że ich powrót jest tylko kwestią czasu. Pewnie tej nocy znowu wrócą.
Ruszyła biegiem na arenę walk, zostawiając całą swoją kompanię z tyłu. Jeśli nie potrafi znaleźć odpowiedzi na te pytania, to przynajmniej nie chce mieć kłopotów u swoich nauczycielek.
Po chwili pozostali adepci zauważyli zniknięcie młodziutkiej Aberville, która wbiegała na arenę walk. Chłopak z rodu Blake, patrząc na młodą dziewczynę, oznajmił całej grupie niczym dowódca:
– Panna Aberville, ma faktycznie coś dziwnego w sobie. Od początku ją katujemy, a ona mimo to śmieje się nam w twarz. Trzeba wymyśleć, jak się pozbyć tej nurtującej i irytującej osoby.
– W końcu mówisz jak człowiek – pochwaliła go Marzina.