fb Rozdział XII: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XII: Bunt Charny

7 sierpnia 2019
Pobierz w formacie PDF

Trening z Tyris minął bardzo szybko. Po raz kolejny Charna ćwiczyła z Mardonem. Chłopak i tym razem nie dał jej taryfy ulgowej. Wielokrotnie ją powalał, tak że jutro to zamiast pięknego białego ciała będzie oglądać w lustrze osobę o biało-fioletowych łatach. Ciągłego okładania ma już dość, a ledwo minęły dwa dni. Chyba każdy jej trening będzie wyglądał podobnie. Oczywiście w końcu będzie z nimi walczyć jak równy z równym. Przynajmniej nie wprost powiedziała jej tak Sorsha.

Powinna bardziej przejmować się niechęcią wobec niej ze strony Sini i całej kompanii, lecz myśli o Sorshy i Tyris weszły do jej głowy i zakorzeniły się niczym drzewce w Avlee. Z dnia na dzień mistrzynie zmieniły nastawienie do treningów. Ledwo wczoraj pozwalały na samowolkę, a dzisiaj wprowadziły żelazne zasady i ostre kary dla tych, co ich nie przestrzegają. To dobrze, że po skończonym treningu nie odezwała się w stosunku do Sini. Jakoś nie wyobrażała siebie biegnącej w pełnym uzbrojeniu wokół koszar.

Trenerki nie stosowały wobec kogokolwiek taryfy ulgowej. Wszyscy otrzymywali podobne obrażenia. Różnica dotyczyła jedynie liczby uderzeń, a tu najwięcej razy oberwała Charna. Wynikało to jednak z tego, że jest nowa i jeszcze wiele musi się nauczyć. Nie przeszkadzało jej to, chociaż inni na jej miejscu mogliby się poczuć dużo gorzej.

Dochodziła wieczorna pora, więc skorzystała z przyjemnej pogody i udała się na spacer po Steadwick. Miała czas, by przemyśleć to, co ją dotychczas spotkało w koszarach.

Myślała o wszechobecnej nienawiści współtowarzyszy względem niej. Zastanawiała się, czy zorientowali się, że Sorsha i Tyris ją wsparły. Jeśli to dostrzegli, to teraz rozumie, dlaczego tak bardzo jej nienawidzą. Nikt nie lubi, kiedy ktoś wybija się z tłumu. Zwłaszcza jeśli jest to ktoś taki jak Charna, która dopiero co rozpoczęła szkolenie, a już osiągnęła wyższy poziom umiejętności niż na przykład trenująca parę lat Iwona. Chciała to wyjaśnić, lecz nie wiedziała jak. Skoro nie może nic z tym zrobić, to przynajmniej chciała przygotować się na kolejną eskalację złości przeciwko niej. Tylko skąd może wiedzieć, kiedy ona nastąpi?

A może by ich tak podsłuchać? – Pomyślała. Jeśli tak bardzo jej nienawidzą, to muszą się zebrać, by ustalić, jak się jej pozbyć. W oddziale nie ma miejsca dla kogoś, kto wybija się przed szereg, a jest dopiero od kilku dni. Pewnie wtedy, gdy ona przemierza ulicami Steadwick, wszyscy siedzą w jednym pokoju i próbują znaleźć sposób na dobranie się młodej dziewczynie do skóry.

Spojrzała na niebo, które pozbyło się słońca, spychając je na zachodnie części Antagarich. Nadchodziło coś, czego obawiała się najbardziej. Zdecydowanie wolała przeżywać męczarnie z rąk członków jej kompanii, niż słuchać tych chichotów dochodzących z czeluści piekieł, z krain nieumarłych czy innych mrocznych stron podziemnych władców. Z panem Blakiem i jego potężnymi sługusami poradzi sobie. W walce z nimi jej bronią był czas.

W walce z tymi potworami czas się nie kończył. Czuła się, jakby wchodziła do magicznej kapsuły, w której czas zwalnia i wysysa z niej całą energię potrzebną do życia. Nawet jak przeżyje daną noc, to i tak na niewiele się to zda, bo już następnej czekają na nią w pełnej gotowości, żeby ją pożreć niczym zgłodniałe bestie zwierzynę.

Teraz zamierzała uzupełnić swój ekwipunek o odpowiednie ubranie oraz broń potrzebną do walki, ale była tak bardzo zajęta rozmyślaniem, że nie dostrzegła, kiedy nastała ciemność. Wraz z nastaniem nocy czają się na nią duchy.

Czekała i ona, lecz nie doświadczyła tego wieczoru żadnych chichotów, żadnych śmiechów, żadnych odgłosów dochodzących z czeluści Eeofolu. Poczuła ulgę, że nic takiego nie słyszy, ale od razu szukała przyczyny. Rozejrzała się po okolicy. Była w miejscu, gdzie kupców było jak na lekarstwo, a karczm coraz więcej (dziw bierze, że nikt się nią nie zainteresował). Może w pobliżu jest za dużo ludzi? Dociekała Charna, która wiedziona ciekawością poszła w okolice wyglądającej na zamkniętą już kuźni.

Wokół budynku było jeszcze ciszej niż wcześniejszej. John Tracksmith skończył swoją pracę i odegnał swoich robotników do rodzin. Panowała tu całkowita cisza, nawet spacerujących robaków nie dało się usłyszeć. Wystawiła zawistne dźwięki na próbę, lecz one nie skorzystały z okazji.

– Dlaczego odeszłyście? – Zapytała swoje myśli, jakby znały odpowiedź.

Nie, żeby jej brakowało tych głosów, ale zawsze szukała przyczyny, gdy działo się coś dla niej korzystnego. Szybko przypomniała sobie poszczególne wydarzenia kończącego się dnia. Tak rozmyślając, uświadomiła sobie, że od wczoraj ich nie słyszy. Nigdy nie pojawiały się, gdy była w tłumie, lecz tłum w połowie nocy zniknął, a mimo to wciąż ich nie było z jakiegoś powodu.

Obudziła się po odegranej roli z ogromnymi siniakami i bólami poszczególnych części ciała, lecz nic nie wysysało jej życia. Żadne głosy. Poszukiwała czegoś charakterystycznego, co mogłoby je odgonić w jakikolwiek sposób. I pomyślała o sztylecie Tyris. Wyciągnęła go przed siebie i przyjrzała się mu. O rodzie Lockenhole niewiele wiedziała, tym bardziej o nekromantach. Teraz zauważyła, że rękojeść sztyletu jest ze złota, lecz zamieszczony w niej herb został już wyryty w drewnie. Szczegół, który nie rzucił jej się od razu w oczy. Dlaczego coś, co jest najważniejsze dla rodu wyryto na czymś tak mało wartościowym jak drewno? Wiedziała, że nekromanci wszystko sprowadzają do drewna. Kości według nich też są drewniane, więc nie powinni się bać czegoś, co posiada drewniany element. Oczywiście jeśli jej przypuszczenia, że to, co słyszy, pochodzi z Deyji, są trafne.

Jedno pytanie rodziło kolejne. Tyris pozbyła się swojego złotego sztyletu z drewnianym herbem, ale powód tego pozostawał dla Charny nieznany. Wystarczy, iż doszła w końcu do tego, że musiała wręczyć jej ten sztylet zaraz po tym, jak skończyli ją maltretować. Pewnie nie wolno jej ingerować w życie osobiste kadetów, a więc nie mogła ukrócić tego znęcania.

Stała przed wejściem do kuźni, kiedy z bocznej uliczki wyłoniły się sylwetki kilku zakapturzonych osób. Naliczyła sześciu rosłych mężczyzn, którzy między sobą niczym się nie różnili.

– Co taka młoda dziewczyna robi sama o tej porze w tym miejscu? – Zapytał zgryźliwym tonem jeden z rabusiów. – Zgubiła się panienka?

– Pomożemy ci wrócić, ale to będzie kosztować.

Początkowo Charna spanikowała, lecz po krótkiej chwili poczuła wewnętrzną moc wypełniającą jej ciało. Czuła się dużo odważniejsza i stanęła im naprzeciw. Wyciągnęła prezent od ojca, pokazując im herb rodu Aberville.

– Jeśli cokolwiek mi zrobicie, to zawiśniecie za tę zbrodnię – oznajmiła stanowczo, jakby to ona miała przewagę. – Natomiast jak pójdziecie w swoją stronę, to zapomnę wam ten uczynek.

Jeden z rabusiów podszedł zbadać miecz dziewczyny, na co ona skierowała szpikulec w jego stronę.

– Jeszcze jeden krok, a nie spojrzysz już na żadną dziewkę w mieście.

Cała zgraja wybuchła śmiechem.

– Słyszeliście ją? Ta mała, wątła dziewczyna nam grozi – Najwidoczniej nie zrozumieli, że panna Aberville nie żartuje i w każdej chwili jest gotowa do walki.

Wyciągnęli swoje miecze. Widząc ten pokaz siły, Charna lekko się wzdrygnęła, bo nie posiadała umiejętności, żeby im się przeciwstawić, a nawet gdyby nieudolnie władaliby orężem, to w końcu jest ich sześciu, a ona nie jest mistrzynią fechtunku.

– Słuchaj, złodziejko. – Charna miała wrażenie, że się przesłyszała. – Ukradłaś miecz z rodu Aberville i sztylet rodowi Lockenhole, więc przestań nam tutaj grozić. Albo nam oddajesz te dwa skarby, albo weźmiemy je i tak od ciebie, ale ty przywitasz się ze śmiercią. To jak będzie?

Udało im się ją nastraszyć. Charna zaczęła obawiać się o swoje życie. Zabłąkała się w opuszczonej na noc części Steadwick, więc teraz ma za swoje. Czegokolwiek nie zrobi, to i tak musi skończyć się na walce. Dziewczyna zrozumiała, że nie ma już odwrotu, dlatego trzymała wyciągnięty przed sobą miecz. Podziwiała samą siebie za brak drżenia w rękach.

Dowódca rzezimieszków rozkazał atakować swoim kamratom. Charna wiedziała, że musi opuścić ten krąg i uciekać. Napastnicy zbliżali się do niej szybkim i pewnym krokiem. Zablokowali jej wszystkie możliwe drogi ucieczki, więc będzie musiała jakoś się przez nich przebić.

Przypomniała sobie słowa Sorshy. Znienacka puściła się biegiem na jednego z nich, wyciągając sztylet Tyris. Rabuś zaskoczony zachowaniem adeptki chybił mieczem. Pozostali tak szybko jak mogli zbliżyli się do Charny. Za wolno. Dziewczyna w odpowiedzi na chybiony atak rzuciła się na ziemię i błyskawicznie, człapiąc, znalazła się za swoim przeciwnikiem. Mając tymczasową przewagę, jęła go ciąć sztyletem po łydce. Rzezimieszek padł na ziemię, łapiąc się za  zranioną nogę.

– Ty wredna suko!

Krzyczał z bólu i poganiał kompanów do zemsty, lecz Charna niewiele z tego słyszała. Zamierzała skorzystać z labiryntu domów pomiędzy głównym targowiskiem a kuźnią. Słyszała kroki ścigającej ją pozostałych bandytów, którzy nie zamierzali zaprzepaścić dogodnej okazji na zysk.

Wybrała małą, wąską ścieżkę, żeby wciągnąć ich w pułapkę.

– No, co jest z wami? Małej, bezbronnej dziewczynki nie potraficie złapać?! – Schowała się pod jednym z wielu wozów z sianem.

Odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Doszło do nich coraz wyraźniejsze tupanie. W świetle nocy spostrzegła, że rabusie weszli w ciemną alejkę. Minęli Charnę i dobiegli do końca dróżki, gdzie znajdował się mały plac łączący kilka domów, zapewne służący chłopom do domowych obowiązków.

– Gdzie ta mała pizda? – Warknął jeden z nich.

5 1 vote
Article Rating

Strony: 1 2

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x