fb Rozdział XLII: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XLII: Bunt Charny

8 marca 2020
Pobierz w formacie PDF

Następnego dnia panna Aberville punktualnie z wybiciem dzwonów zwiastujących nowy dzień zjawiła się w sali kopułowej gildii magów. Mimo kiepskiego początku teraz tryskała optymizmem i chęcią poznawania nowych zaklęć. Tym bardziej że Rion widział w niej potencjał.

Czekając na swojego nauczyciela, zastanawiała się nad wczorajszymi wydarzeniami. Głosy specjalnie prowadziły ją do poznania magii. Taki wniosek przeszedł jej przez myśl, gdy po skończonym treningu skupiła się nad sensem ich słów. Wciąż jednak nie rozumiała, czemu zjawy mówią na nią „nasza”. Dlaczego widzą w niej kogoś, kto jest z nimi? Nawet ich nie zna, więc jakim cudem może do nich przynależeć? Nie czuje swojej przynależności do Deyji.

Rion uznał, że to magia tak na nią działała. Tkwi w błędzie. Magia była skutkiem ubocznym. Głosy chciały, żeby zagłębiała się w otchłań magii, aby wskoczyła do wielkiego magicznego jeziora, które nie ma dna. Tylko po co? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzieć. Brakowało jej na to czasu, bo do sali wchodził doświadczony kapłan. Wczorajszy miły uśmiech odszedł w niepamięć, teraz wręcz patrzył na Charnę ponurym wzrokiem, jakby ktoś go zmusił do nauki panny Aberville. Skierował młodą rycerkę do pierwszego poziomu gildii magów, stając na środku wczorajszego pobojowiska.

– Rozumiem, że jest to moja kara? – Początkowy entuzjazm w niej zgasł, widząc z jakim nastawieniem przyszedł Rion Sinkarina.

Nie odpowiedział jej. Podszedł pod wielką stertę zwojów, wyciągnął jeden i wręczył dziewczynie. Charna nie była pewna, czy powinna wziąć ten zwój do ręki. Wciąż miała przed oczami wczorajsze wydarzenia i nie chciała znosić głosów po raz kolejny. Jednak jej ciekawość wygrała nad przykrymi wydarzeniami. Przekonana, że w każdej chwili może ją czekać walka z głosami, wyciągnęła rękę po zwój. Dotknęła go i… nic. Nic nie poczuła. Nic nie usłyszała. Nic się nie działo. Po prostu trzymała zwój.

– Czujesz coś? – Wydobył z siebie pierwsze słowa Rion.

Nic nie czuła oprócz tego, że dotyka szorstkiego i postrzępionego zwoju, w którym kryją się wszelkie magiczne tajniki.

– Oprócz właściwości naturalnych zwoju, to nic.

Charna nie wiedziała, co Rion o tym myśli. Wczoraj tryskał życiem. Podbudowywał innych uczniów, gdy coś im nie wychodziło. Natomiast dzisiaj jego postawa zachęca do wszystkiego, tylko nie do nauki. Jeśli do młodych kadetów też tak podchodzi, to dzięki temu szybko będą mijać gildię magów szerokim łukiem.

– To dobrze. – Wyglądał na zadowolonego, mimo że Charna zmartwiła się brakiem jej więzi ze zwojem. – Specjalnie wziąłem ten zwój, żebyś małymi krokami mogła odkrywać w sobie magię.

– Czyli wczoraj to nie był mały krok?

Zbył jej uwagę milczeniem. Charnie nie podobało się, że ten zamierza traktować ją jak powietrze i mówić tylko to, co chce powiedzieć, bez odpowiedzi na jej pytania. Nim zdążyła mu to przekazać kapłan nakazał jej otwarcie zwoju.

Rozwinęła początek. Było tam napisane: „Błogosławieństwo”. Przeczytała na głos, po czym kleryk wprowadził ją w podstawową wiedzą o zaklęciu.

– Kiedy rzucasz to zaklęcie oddział, którym dowodzisz atakuje z największą zawziętością, na jaką go stać. Inaczej mówiąc, zadaje największe obrażenia, jakie są możliwe. Jeśli wgłębisz się w magię wody na poziomie mistrzowskim, to raz rzucisz zaklęcie i wszyscy będą pod jego wpływem. Ale zanim to nastąpi, czeka cię mnóstwo nauki.

Nie spodobało jej się to. Spodziewała się, że magia nie jest czymś czasochłonnym, lecz jest jej potrzebna na teraz, a nie za kilka lat. To teraz dzięki niej może uratować wielu swoich żołnierzy.

– W dalszej części zwoju masz przedstawiony sposób jego rzucenia. Napisał go jeden z moich kleryków. Nie ręczę własną ręką za jego pismo, więc nie zdziw się, jak zobaczysz słowa napisane jak kura pazurem.

Przeciągła dalszą część zwoju i rzeczywiście kadet, który stworzył ten zwój, nie słynął z kaligraficznego pisma, ale dało się go odczytać. Napisał krok po kroku, jak należy rzucić błogosławieństwo. Pierwszym krokiem było poczucie wody przepływającej przez rękę. Żeby takie coś poczuć, należało zamachnąć ręką do tyłu, jakby się rzucało oszczepem. Gdy Charna zrobiła to, Rion natychmiast ją powstrzymał.

– Na razie czytaj, później będziesz rzucać.

Słowa kapłana ugodziły ją. Kipiała wściekłością, a im bardziej kipiała, tym mocniej chciała zrobić Rionowi na złość i wypowiedzieć zaklęcie.

Sztukę trzymania języka za zębami opanowała do perfekcji. Czytała dalej. Następny punkt należał do wyobraźni. W momencie zamachu ma ona podsuwać jej obraz najpiękniejszego kielicha, jaki kiedykolwiek widziała. Im piękniejszy i dostojniejszy będzie ten kielich, tym zaklęcie wyjdzie z niej z większą skutecznością.

W tym momencie przerwał jej Rion.

– Każde zaklęcie rzucasz swoim umysłem. Ręce i ewentualnie słowa są tylko dodatkowym narzędziem, które nie mają głębszego sensu oprócz utwierdzenia cię w przekonaniu, że rzucasz dobre zaklęcie.

Przekazał jej to w taki sposób, że Charna nie miała już żadnych pytań, a nawet jakby pragnęła się czegoś dowiedzieć, to jego reakcja zniechęcała ją do tego.

Punkt trzeci też się tyczył wyobraźni, lecz w stosunku do poprzedniego punktu w tym wyobraża się, jak kielich nad głowami swoich żołnierzy wlewa w nich dodatkowe siły.

Tym razem Rion nie skomentował tego punktu, wręcz ponaglał Charnę, żeby przeszła do kolejnego, którym było wypowiedzenie nazwy zaklęcia.

– To jest jeden z najważniejszych punktów. Oczywiście, jeśli nie czujesz wody płynącej przez ciebie, nie rzucisz czaru, lecz gdy ten punkt nie łączy się z poprzednim, to choćbyś była w magii wody na wysokim poziomie, to i tak nie rzucisz nawet tego prostego zaklęcia. Nie wiem, czemu ten, kto spisywał zwój, nie dodał tego jednego ważnego aspektu, ale najważniejsze, gdy wypowiadasz zaklęcie w umyśle, cały czas widzisz ten kielich wlewający się do ich głów. Słowo nie istnieje bez wyobraźni sytuacji ani na odwrót. To najważniejsza zasada każdego zaklęcia.

Dlaczego Sorsha krzyczała w trakcie rzucania zaklęć? Zastanawiała się Charna. Dowódca armii potrzebuje dyskrecji w swoich działaniach, aby zaskoczyć wroga. Kiedy wypowie zaklęcie na głos, wszyscy o nim wiedzą.

– Czasami rycerze wypowiadają słowa zaklęcia na głos, żeby wspomóc swoją wyobraźnię tym słowem. Jednakże to nie dzięki niemu powstaje zaklęcie.

Odrzekł, jakby czytał w jej myślach. Następnie klasnął, dając znak przejścia do następnego punktu zajęć.

– Rozwiń zwój do komendy zaklęcia. – Rozkazał Rion. – Czujesz w sobie wodę?

– Jak ją mam z siebie wydobyć?

– Ona jest w tobie.

Jak ma być we mnie, skoro nic nie czuję? Chciała zapytać kleryka, lecz najpierw sama próbowała odkryć wodę. Krążyła swoimi myślami po wszystkich częściach ciała, szukając choćby najmniejszego śladu po wodzie. Nie miała pojęcia, czy w ten sposób znajduje się ten żywioł w sobie, lecz wiedziała też, że kleryk nie wyjawi jej tego.

Błądziła wewnątrz siebie, lecz jedyne, co widziała, to wielką pustkę. Ciemność, prowadzącą do czerni, lecz nie do wody.

– Czujesz w sobie wodę?

– Nic a nic.

Rion był zdziwiony, że dziewczynie nie udaje się tak od razu znaleźć wody. Wczoraj magia wręcz w niej wybuchała, a teraz nie chce do niej trafić?

– Próbuj dalej. – Zachęcał ją kapłan, czekając cierpliwie na pierwsze rezultaty.

Ale one nie przychodziły. Charna próbowała, wręcz wymuszała na sobie, żeby choćby najmniejsze krople z niej wychodziły, lecz jak na złość nie czuła nic. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wczoraj jej magiczna rzeka wylewała swoją moc na zewnątrz, a dzisiaj jest wyschnięta jak nighońska ziemia?

Jej nieporadność dostrzegał Rion Sinkarina. Miał kilka sposobów, jak pomagać młodym adeptom znaleźć pokłady tego żywiołu. Postanowił przetestować jeden z nich na Charnie.

– Wyobraź sobie ogromny akwen wodny.

Przed oczami młodej rycerki pokazał się wodospad, z którego zeskakuje do jeziora wydrążonego przez wodę spadającą z uskoku rzeki. Skacze na główkę. Wbiła się do niego jak włócznia w przeciwnika i gdy siła skoku wyhamowała, zaczęła pływać w ogromie akwenu, a wszechobecna woda przytulała ją. Jednak działo się to tylko w wyobraźni. W świecie ludzkich zmysłów wciąż siedziała na pustyni, błagając chociażby o łyk wody. Sinkarina był zaniepokojony jej magiczną mocą. Nie mógł wątpić, że ma ogromne pokłady magiczne, lecz ma wielki problem, żeby je wyjawić. Widzi, że z całych sił, próbuje przywołać wodę do siebie, lecz nie może. Może dziewczyna za bardzo chce wydobyć z siebie wodę, przez co jej myśli nie potrafią wydobyć z siebie tego żywiołu?

– Charna, uspokój się. Nie wiem, gdzie jesteś myślami, ale cokolwiek wyobraziłaś sobie z wodą, krąż w tym. Nie myśl o tym, czy czujesz ją w wystarczającej ilości. Po prostu krąż w tej wodzie. Wiedział, że również i jej moc magiczna odnajdzie ten żywioł, a wtedy nauka pójdzie jak po maśle.

I w końcu poczuła. Niewielki strumyk wody wylewał się w jej rękach.

– Czuję wodę w rękach. – Wypowiadała słowa, czując ogromną ulgę, jaką spowodowała pojawiający się w niej żywioł.

Również i Rion odżył. Wcześniej wyglądał na ponuraka, a teraz jest taki żywy? Zaraz z powrotem wyjdzie z niego ponurak. Domyśliła się Charna, przypominając sobie jego zawód, gdy coś mu nie wychodziło.

Motywująco zachęcił ją do kolejnego punktu.

– Teraz wyobraź sobie ten kielich. Przyozdób go w najpiękniejsze klejnoty, w rubiny, które chciałabyś nosić, kamienie szlachetne, które chcesz wyciągnąć od podbitych ludów. Kielich, którego nie chciałabyś oddać Tyris Lockenhole ze względu na jego piękno. Najpiękniejszy puchar, jaki chcesz zachować dla siebie. – Zostawił rycerce trochę czasu na wyobrażenie. – Masz?

5 1 vote
Article Rating

Strony: 1 2

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x