Rozdział XLIII: Bunt Charny
16 marca 2020Po skończonej lekcji Charna poszła do Tyris, by omówić kilka wojskowych spraw. Wiedziała, że znajdzie ją w kapitolu, szybko wybudowanym w podziemiach. Od Rozliczenia miejsce ich życia z dnia na dzień coraz bardziej przypominało nadziemne miasto. Wieża strażnicza, koszary i wieża łuczników znajdowały się na małym wzgórzu. Arena walk była pod nimi, a zaraz obok miejsca treningowego Tyris wybudowano tawernę i kapitol. Jedynie kuźnia i gildia magów zmieniły swoje położenia.
Znając Tyris, pewnie wolałaby szkolić na arenie walk swoich nowych czempionów, lecz obowiązki królowej nie pozwalały jej teraz na to.
Charnę po przestąpieniu progu kapitolu zaatakowały przeciągające się odgłosy kreślenia piórem po papierze. Za swoimi stołami siedzieli podeszli w wieku skrybowie, którzy zajmowali się tym, czym potrafili najlepiej – liczeniem.
– Przepraszam, powiecie mi, gdzie znajdę Tyris?
– Mimo późnej pory pewnie jest w swoim pokoju na drugim piętrze. Trzeba prawo ustanowić w naszej nowej społeczności.
Miała świadomość późnej pory, lecz weszła tutaj, licząc, że usłyszy, iż królowa już skończyła swoje obowiązki i wyszła. Nie sądziła, że Tyris wciąż tutaj będzie. Była przekonana, że czas wolny woli inaczej spędzić niż nad papierkami i przepisywaniem pergaminów. Ale takie są obowiązki królowej. Dziewczyna weszła na drugie piętro, na którego końcu znajdował się gabinet królowej Tyris Lockenhole. Spodziewała się, że będzie ono jakoś dostojniej ozdobione, tak by było widać, że ten, kto ma czelność przeszkodzić w monarszych obowiązkach, miał świadomość kary, jeśli się okaże, że przychodzi z błahostką.
Zapukała do drzwi.
– Wejść.
Nacisnęła klamkę i znalazła się w pomieszczeniu zapełnionym pergaminami. Miała wrażenie, że pokój Tyris przypomina archiwum, a nie zbiór papierów, z którego ma powstać nowe prawo. Pergaminy walały się po podłodze, a niektóre ich stosy sięgały do samego sufitu. W pokoju panował półmrok, bo wszystkie świeczki zostały przysłonięte przez stosy pergaminów.
– Archiwum przeniosłaś do tego pokoju? – Zapytała Charna, patrząc na wszechobecny bałagan.
– Jeszcze jeden taki dowcip i rozkażę, byś mi pomagała.
Jakby to, co robisz, było najbardziej pożądaną przeze mnie czynnością – pomyślała dziewczyna. Umiała czytać, pisać i nawet dużo więcej, ale nie po to szkoliła się na rycerkę, żeby teraz przesiadywać między papierami w poszukiwaniu czegoś potrzebnego.
– Założę się, że nie przyszłaś mi współtowarzyszyć.
Jak powiem, że nie, to wyjdę na kogoś, kto nie chce pomagać królowej w obowiązkach, jak odpowiem tak, to będę wbrew sobie pomagać, mimo że z inną sprawą do ciebie przyszłam. I co ja mam odpowiedzieć? – Zapytała samą siebie Charna.
– Przejdź do sedna i daj mi myśleć. – Tyris nie wyglądała na kogoś, kto oczekuje gości. Chciała swoimi problemami zająć się sama.
– Przyszłam omówić sprawę wyprawy wojennej.
Słowa Charny zbiły Tyris z nurtu prawno-urzędowego. Spojrzała na dziewczynę, oczekując szczegółów.
– Jesteśmy pod ziemią od trzech miesięcy, lecz na razie mamy więcej wrogów niż przyjaciół.
– Nie słyszałam, żeby ktoś nas atakował – skontrowała Tyris.
– Zapobiegam następnym atakom, a dokładniej jednemu atakowi. Mam na myśli wyprawę odkrywczą.
– Jeśli myślisz o smokach, to od razu odmawiam i nawet nie próbuj mnie przekonywać do zmiany zdania.
Charna czuła, że niełatwo zmieni decyzję. Smoki nawet czerwone były potężnymi istotami, ale do pokonania i to tym, co teraz posiadają.
– Tyris, wiesz, że te smoki są dla nas ogromną przeszkodą. Oblegają miasto, z którego czerpiemy zapasy wody. To miasto jest niezbędne Steadwick do życia. Nie możemy go tak zostawić na pastwę losu. Smoki muszą poczuć, że nie są bezkarne.
– Charna, a mamy kim pokonać te smoki?
– Mamy watahę czempionów i dodatkowo wielu kuszników, to na pewno wystarczy.
– A skąd wiesz z iloma smokami mamy do czynienia? – Zaatakowała w czuły punkt. Dziewczyna odpowiedziała milczeniem. Tyris, widząc, że ma rację, kontynuowała. – Nie wiemy, ile ich jest. Może faktycznie to są wszystkie smoki, które nas zaatakowały, a może jest ich zdecydowanie więcej? Za dużo ryzykujemy, a zbyt mało możemy zyskać.
– Spokój zyskamy i przy okazji podbijemy nighońskie miasto na południu od miasta Notrila.
– I to jest drugi niezbadany przez nas aspekt. Co się znajduje w tym mieście. Może wciąż są tam władcy podziemi i tylko czekają na odpowiedni moment, by ze smokami nas najechać i zgładzić?
– Gdyby faktycznie tam był jakiś władca podziemi, już by nas dawno najechał i to nie czerwonymi, ale czarnymi smokami.
Tyris lekko się wzdrygnęła, słysząc o czarnych smokach. Mimo że od oblężenia Steadwick minęło piętnaście lat, wspomnienia z tych dni wciąż są w niej żywe. W dalszym ciągu wspomina czarne smoki równające miasto z ziemią, zionące ogniem w niewinnych mieszkańców, którzy w kłębach ognia nie mieli żadnych szans, a przede wszystkim Lascott, który rzucił się by ją uratować. To wspomnienie było dla niej najboleśniejsze. Smoki wyłącznie wzbudzały w niej strach. W ogóle nie walczyłaby z nimi. Robi wszystko, żeby uniknąć tej walki. Podobnie jak teraz, mimo iż ma świadomość, że racja jest po stronie Charny, a smoki nie są nieśmiertelnymi istotami. Jednak nie chciała jej tej racji przyznać.
– Powtórzę to raz jeszcze. Nie wiemy, co tam jest, i nie mamy ludzi nawet na obronę miasta, a co dopiero na inwazję.
– Ty jednak wciąż się boisz smoków. – Królowa spojrzała na nią z wściekłością, że śmiała jej wypomnieć strach przed tymi stworzeniami. – Do tego zapomniałaś o słowach mojego brata, który ci powiedział, że to żaden wstyd się bać, że trzeba przeciwdziałać strachowi? Zdążyłaś już o tym zapomnieć? Po co Lascott ci to mówił, skoro teraz zamierzasz chować się jak tchórz za murami.
Tego było już za wiele. Lubiła, kiedy dziewczyna jest szczera względem niej, ale wyzywanie jej od tchórzy to już przesada. Gniewnie wstała od stołu i pewnym krokiem szła na dziewczynę, jakby nacierała na wroga. Charna stała nieruchomo. Nie bała się jej, choć również atakować nie zamierzała. Tyris chwyciła jej szyję i bez pardonu przystawiła ją do drzwi. Wyglądało to na próbę uduszenia, ale poluzowała chwyt.
– Boję się smoków i taka jest prawda – przyznała jej rację. – Ale potrafię przeciwdziałać strachowi, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś. Wyruszyłam ci na ratunek, mimo że miałam świadomość możliwego ataku smoków. Smoki zaatakowały, a czy spanikowałam? Nie, udało mi się odciągnąć moich żołnierzy, by spaliły wrogów i wypastwiły się na nich. – Wzięła kilka głębokich wdechów. – Charno, szanuję cię za bezpośredniość, ale pamiętaj, że rozmawiasz z królową. Możesz mi zarzucić wiele. Nie jestem bez wad. Ale kłamstw na swój temat nie będę słuchać, a nazwanie mnie tchórzem jest jednym z nich. Czy to jest jasne, rycerzu?!
Dziewczyna kiwnęła głową. Dopiero gdy to zrobiła, Tyris puściła jej gardło i z powrotem wróciła za swój stos papierów. Dla Charny nie był to koniec tematu.
– Dobrze wiesz, że musimy oczyścić ten rejon ze smoków. Nie możemy się rozwijać, kiedy nad naszymi głowami mogą krążyć smoki czekające na dogodny moment, by nas wykończyć.
Panna Lockenhole nie miała już sił. Nie wiedziała, jak ma jej przekazać, że nie ma ludzi, których mogłaby wysłać na tak szaloną misję. Jej zdaniem panna Aberville za bardzo uczepiła się tych smoków z powodu jej zapalonej chęci do wojaczki.
– Załóżmy, że pójdziemy pod to siedlisko smoków. Załóżmy, że będzie ich tam nieco więcej niż dwadzieścia. Kto w tym czasie będzie pilnował miasta?
– Przed kim? W pobliżu nas nie ma już żadnych wrogów.
– Troglodyci? Kupiec? Nomadzi? Dalej mam wymieniać? Nie znamy tych tuneli, dlatego nie będę wysyłać ludzi na śmierć.
– Właśnie dlatego powinniśmy eksplorować te tunele, bo one skrywają wiele dobrego. – Postanowiła już darować, przekonanie Tyris o słuszności walki ze smokami, bo i tak nie przemówi jej do rozumu. – Zgoda, że walcząc ze smokami, możemy wiele stracić, ale jeszcze jest druga kwestia.
– Prawdopodobnie też powiem nie, ale przedstaw mi ją.
– Chodzi o nomadów. – Królowa po raz kolejny okazała zainteresowanie. – Nomadzi mają to do siebie, że nie palą mostów za sobą. Mają swój określony cykl podróżowania. Nie raz i nie dwa wracają do tych samych miejsc.
– Przejdź do sedna.
– Gdy wraz z Notrilem byłam przybita do dybów, rzucali w nas warzywami i owocami. Skoro mają ich aż tyle, żeby nimi w nas rzucać, to na pewno zostawili gdzieś ich spore zapasy. Warto ich poszukać, żeby się o tym przekonać.
– Znowu wracamy do punktu wyjścia, kto będzie ich szukał?
– Do tego wcale nie potrzeba wojskowych. Wezmę ochotników, którzy zamiast oręża będą mieć ze sobą kilofy. Będziemy kopać w miejscach, gdzie nie da się przejść. Zadbamy, żeby nie rzucać się w oczy smokom. Przyznaj mi rację, już masz dość jedzenia tego świństwa, które ma w sobie ta ziemia. Masz ochotę urozmaicić swoją kuchnię kulinarną. A nawet jeśli nie, to pomyśl, jak ludzie zareagują, kiedy zjedzą marchew albo jabłko. Dobrze przy nich wyjdziesz.
Argumenty Charny przekonywały Tyris. Zresztą w kwestii smoków też się z nią zgadzała, ale nie chciała tracić ludzi tylko po to, by udogodnić sobie życie. Zabiją smoki, ale dopiero gdy będą mieli wystarczająco silną armię. Na razie nie mają aniołów ani gryfów, więc jeśli wróg zdecyduje się na walkę powietrzną, to już można postawić im krzyżyk na drogę. Dlatego nie mają szans w walce ze smokami.