Rozdział XVIII: Bunt Charny
26 września 2019Niepowstrzymywany przez nikogo oddział zwiadowczy nekromantów doszedł aż pod miasto. Jakby w tłumie nikt nie zobaczył przelatującego nad nim archanioła. Gdyby to były zjawy, można by jeszcze zrozumieć ich niezauważalne przejście w głąb Erathii.
Miasto postawiono w stan gotowości. Podniesiony alarm przerwał Tyris zakupy i przygotowania na dalszą drogę do Hartferd. Dopiero od panny Margary dowiedziała się o incydencie. Tyris zastanawiała się nad sensem dalszej podróży do Hartferd, skoro nekromanci dotarli aż tutaj. Wiedziała, że sytuacja na północy jest kiepska i jeśli szybko nie zareagują, będzie jeszcze gorzej. To rozwiało jej wątpliwości co do dalszej podróży.
Gdy Sorsha opowiedziała o waleczności Charny, Tyris zapytała:
– Dlaczego nie użyłaś magii?
Dla Charny było to dość zaskakujące pytanie. Oczywiście wiedziała, że nie tylko klerycy mogą poznawać tajniki magii, lecz nie spodziewała się, że Sorsha i Tyris się nią posługują. Tym bardziej że nigdy jeszcze nie była świadkiem ich zdolności magicznych. Najwidoczniej tylko dowódcy wojsk poznają magię.
– Wolałam zachować swoją manę na gorsze okresy. W końcu jedziemy do Stonecastle.
Przed nimi jeszcze dziesięć dni drogi. Ten etap podróży mijał im na rozmowie o obleganym mieście, choć rycerki stawiały już na nim krzyżyk.
– Myślę, że Stonecastle nie wytrzymało – upierała się Sorsha. – Nekromanci zbyt dużymi siłami zaatakowali. Nie przygotowali się na długie oblężenie.
– Skorzystali z tego, że prowadziliśmy wojnę Nighonem i Kreeganami, a potem o ostrze Armagedonu.
– Nawet jak pokonamy teraz Deyję, to i tak czeka nas kolejna wojna – wtrąciła dziewczyna, czym od razu zwróciła uwagę rycerek.
– Mało ci walki z zombiakami? – Wypomniała jej Sorsha.
– Przewiduję przyszłość. Jeśli Gelu nie zdobędzie ostrza mrozu, to nawet nie chcę wyobrażać sobie, w jakim potwornym niebezpieczeństwie się znajdziemy.
Rycerki chciały zaprotestować, ale jednak przyznały jej rację. Jest bowiem prawdopodobne, że Gelu przegra wyścig o miecz mrozu, a wtedy cała koalicja skupi się na powstrzymaniu złego powiernika artefaktu.
Kilgor dał się poznać jako ambitny władca z imperialistycznymi zapędami. Wykosił konkurencję w trakcie festiwalu życia i praktycznie podbił już całą Tatalię. Jeszcze nieliczne oddziały jaszczuroludzi broniły się w Ghanzi. Barbarzyńca odciął im wszelkie drogi ucieczki. Tarnum był każdym po trochu: barbarzyńcą, jednym z władców podziemi, alchemikiem, rycerzem. Wyruszył po miecz mrozu, żeby powstrzymać zapędy Kilgora, lecz jego wygrana też nie będzie dobra dla Erathian. Nighon już raz powalił na kolana Erathię, więc jeśli będzie posiadał tak potężny artefakt, zagrozi po raz drugi. Dlatego to elf Gelu musi wygrać z konkurentami, żeby zapobiec następnym wojnom.
W głowie Charny kłębiły się myśli o nadchodzących bitwach pod Stonecastle. Po kolejnej wygranej walce czuła, że już jest prawdziwą rycerką, mimo wciąż popełnianych prostych błędów w walce wręcz. Teraz los będzie miał okazję, żeby zabrać ją do siebie. Stanie w samym środku bitwy, przeciw przeważającym oddziałom wroga, wyćwiczonym w zabijaniu i plądrowaniu. Widziała w akcji drugi poziom jednostek Deyji. Nie były szybkie, ale i tak ich zabicie przysporzyło jej i Sorshy ogrom problemów.
Gdy spojrzała na Sorshę, pomyślała o tajemnicy, jaką jej wyjawiła. Chciała dowiedzieć się, co po tym rycerka o niej myśli. Patrzyła na nią, oczekując jakiejkolwiek zmiany w jej zachowaniu. Nic po sobie nie dała poznać, nie wyjawiła powierzonej tajemnicy nawet przed najlepszą przyjaciółką. Charna nie była pewna słuszności podjętej decyzji, lecz postawa rycerki wskazywała, że dobrze zrobiła, darząc ją zaufaniem.
Od Stonecastle dzieliły je jeszcze trzy dni drogi, kiedy na leśnym trakcie zatrzymał ich erathiański żołnierz.
– Skąd przybywacie? – Zapytał, kiedy zbliżył się do powozu.
– Ze Steadwick – odparła Tyris.
Rycerz słysząc, z kim ma do czynienia natychmiast upadł na ziemię, kłaniając się przed szanowanymi rycerkami.
– Proszę mi wybaczyć pomyłkę, nie poznałem pań – mówił szybko i nieskładnie.
Wyszły z powozu, a uniżony rycerz pomógł im, nie zapominając o manierach względem dam. Jednakże ostatnie, na co miały czas rycerki, to na uprzejmości. Kazały powstać rycerzowi. Jedno pytanie wymknęło się z ust Tyris:
– Jak sytuacja w Stonecastle?
– Tragiczna, moja pani. Stonecastle możemy uznać za stracone. Sylvia Witmore prowadzi ewakuację dla miasta i ludności cywilnej. Chce ją przeprowadzić do Hartferd tak szybko, jak jest to możliwe, i szykować obronę miasta.
Choć Sorsha wiedziała, że Sylvia dowodzi północną armią, to gdy rycerz przypomniał o niej, lekko się zniechęciła na myśl o ponownym spotkaniu z panną Witmore. Sylvia i Sorsha wspólnie przebyły sporą część rycerskiej drogi. Od zawsze się nie lubiły, podobnie jak Charna z Mardonem. Ich rywalizacja w erathiańskiej armii wzbudzała zainteresowanie w każdym zakątku Steadwick. Jedna nienawidziła drugą, kiedy pierwsza wygrywała, z wzajemnością.
Tyris nie przejmowała się problemami Sorshy.
– Kiedy dowódczyni będzie w Hartferd?
– Za dwa dni. Kazano nam tutaj czekać i wypatrywać możnych z południa. Mamy dla was konie, żebyście jak najszybciej mogły dostać się pod Hartferd, tam rozbiliśmy obozy. – Wskazał na swoich żołnierzy w oddali, którzy na jego znak przyprowadzili trzy wybiegane wierzchowce. Ich kopyta niczym zmory płonęły do biegania. Wsiadły na otrzymane konie i pognały ile sił w kierunku Hartferd. Konie wyćwiczono do biegów wyścigowych, dlatego były bardzo szybkie i wytrzymałe. W półtora dnia udało im się dotrzeć do pierwszej osady wojskowej. Gdy zsiadały z koni, podszedł do nich dowódca fortu.
– Kruk poinformował nas o waszym przybyciu. Jesteśmy nie lada zaszczyceni waszą obecnością. – Ukłonił się przed rycerkami.
– Dlaczego zawsze musicie być tacy uprzejmi względem nas – zastanawiała się Charna. – Nie można nas traktować po prostu jako równych sobie?
Sorsha mimo zmęczenia podróżą wolała zapoznać się z sytuacją.
– Macie jakiekolwiek mapy okolicy?
– Oczywiście, są w głównym namiocie dowodzenia – odpowiedział dowódca, po czym ruszył przed siebie, by zaprowadzić tam gości ze Steadwick.
Obóz wojskowy wyglądał jak jeden wielki zlepek namiotów i wozów bojowych. Pod namiotami walały się pojedyncze fragmenty zbroi, które żołnierze wyrzucali po każdej bitwę, sądząc, że już do niczego im się nie przydadzą. Niektórzy poili, inni walczyli między sobą, jeszcze inni zabawiali się z okolicznymi ladacznicami. Obóz stwarzał tylko pozory wojskowe. Gdyby ich zaskoczono, nie mieliby żadnych szans na obronę.
Weszły do namiotu dowodzenia, by tam czekać na Sylvię Witmore. Dowodząca armią przybyła późnym wieczorem. Podobnie jak Valeska nie rozstawała się z kolczugą, lecz jej była bardziej błyszcząca, jakby zamiast o walce myślała o modzie. Na przodzie zawiesiła zbroję w godle erathiańskim, do której zamocowała naramienniki. Od spodu wystawały metalowe blaszki, które tworzyły wachlarz odchylający się zgodnie we wskazanym kierunku.
– W końcu ktoś się zainteresował sprawą północy? – Zadrwiła. – No cóż, lepiej dołożyć kolejnego czempiona, krzyżowca i giermka do armii. Kiedy północ zobaczy koronne siły erathiańskie z prawdziwego zdarzenia?
– Zbieramy siły, żeby dokonać jednego wielkiego szturmu, który przegoni nekromantów z powrotem na Deyję – odparła Tyris, która rozumiała wściekłość Sylvii.
– Umarlaki dziesiątkują oddziały, a ty mówisz, że stolica zbiera posiłki?! I kiedy zamierza ruszyć do ataku? Pewnie wtedy, kiedy będzie już za późno. Nawet nie wspominajcie o wojnie z Kreeganami i o tej bajce z rzekomym ostrzem armagedonu.
– Rzekomym. – Nim Tyris i Sorsha zdążyły coś odpowiedzieć, wtrąciła się Charna, zdumiewając Sylvię Witmore.– Przecież Gelu je ma, a teraz szuka miecza mrozu.
– Naprawdę nie miałyście, kogo zabrać ze sobą, tylko dziecko, które jeszcze wierzy w bajki?
– Skoro to bajki, to czemu Kilgor i Tarnum też w nie wierzą? – Zapytała panna Margary. – Wojna też była w Eeofolu, więc nie dało się być jednocześnie w dwóch miejscach – odgryzła się Sylvii.
– Jeżeli chcecie opowiadać mi o bajkach, to darujcie, ale nie mam zamiaru marnować teraz czasu. Idę się przespać. Jak się skończy wojna na północy, poopowiadamy sobie kilka z nich. Też bardzo lubię bajki.
Najstarsza z gości podbiegła do Sylvii, chwyciła ją za rękaw i obróciła ją w swoją stronę.
– Zostawisz nas tutaj, nie poinformowawszy o bieżącej sytuacji? – Sylvia wydawała się zdziwiona tym, że ktoś potrafił ją tak energicznie przekręcić. – Chcesz to się nabijaj z nas do woli, ale to nie zmieni tego, że wojna ani trochę się nie zbliża do rozwiązania. Przybyłyśmy tutaj, żeby trochę odciążyć cię od bitwy i nieco odpowiedzialności za decyzje wziąć na siebie. Ale skoro chcesz sama wszystko załatwiać, z przyjemnością wrócę do stolicy.
Groźba Tyris Lockenhole podziałała na pannę Witmore. Charna czuła się zbędna. Już wcześniej Sorsha jej tłumaczyła, że ma być cieniem dla niej, dlatego nigdzie nie zamierzała odchodzić. Jednakże skoro zasłużona Erathianka widzi w niej zwykłego giermka, to dlaczego pozostali uczestnicy wojny z nekromantami mają w niej widzieć kogoś więcej?
– Dajcie się chwilę przespać. O świcie zwołajcie naradę. Musimy znaleźć sposób na obronę Hartferd.
Sylvia Witmore opuściła namiot dowodzenia. Podobnie zrobiła Charna wraz z doświadczonymi rycerkami. Rozkazały przypadkowym parobkom rozłożyć namiot, by miały się gdzie przespać.
Panna Aberville leżała i czekała, aż głosy nekromanckie zbliżą się do jej głowy. Głosy stawały się wyraźniejsze. Wciąż nie wiedziała, jakie mają zamiary względem jej, ale wiedziała, że już nie chodzi o samo pokazanie władzy nad nią. To robiły co noc. Teraz widziała w tym pastwienie się nad swoją ofiarą. Jeśli tak, to dlaczego chciały, żeby je zrozumiała? Gdy rozmyślała, sprawdzała, czy panna Margary czuwa nad nią, lecz dostrzegła, że wykończona podróżą od razu mocno zasnęła.