fb Rozdział XXI: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XXI: Bunt Charny

17 października 2019
Pobierz w formacie PDF

Pierwsze oddziały, które Charna dostrzegła, były oddziałami wampirów oraz mrocznych jeźdźców. Za nimi szły jednostki zombie oraz szkieletów. Całkowicie z tyłu stały lisze, których zadaniem było wspieranie wojsk nekromanckich z dystansu. Na flankach latały zjawy i kościane smoki. Sorsha spojrzała na upiory i trochę się przeraziła. Upiory mają tę umiejętność, że podobnie jak chochliki z Kreegan potrafią kraść manę dowódcy. Bitewnie te jednostki na niewiele się zdawały, lecz ich obecność była nieoceniona, gdyż uniemożliwiały bohaterom rzucanie zaklęć.

Mimo dzielącego obie armie dystansu słyszalne były drwiące z sił erathiańskich śmiechy nekromantów. Ta drwina wprowadziła niepokój w szeregi wojsk Sorshy Margary.

– Utrzymać szyk! – Powtórzyła rozkaz. Wyglądała na pewną swojej decyzji, ale rozumiała strach żołnierzy. Sama obawiała się tego, co nastanie.

Śmiechy ustąpiły miejsca pokazowi siły. Wszystkie jednostki umarłych w jednym rytmie uderzały mieczami o tarczę, tworząc pieśń wojenną mającą przerazić oddziały wroga. Pieśń dochodziła do uszu Erathian, wydobywając z nich strach i zwątpienie. Armia nieumarłych przeszła do ofensywy.

Krzyżowcy już wyrywali się do ataku.

– Czekać – powstrzymała ich zapędy Sorsha.

Krzyżowcy chcieli atakować ze strachu, Charna pragnęła wyprzedzić coś, co jest nieuniknione, ale wiedziała o ukrytym asie w rękawie Sorshy. Ufała starszej stopniej.

Na przedzie wojsk nekromanckich znajdowały się koronne oddziały nekropolii – mroczni jeźdźcy oraz wampirzy lordowie. Mroczni jeźdźcy walczyli wklęsłym mieczem. Nierzadko wydawało się, że jednym cięciem potrafią zadać więcej ran niż krzyżowiec dwoma cięciami, a jakby tego było mało, jeśli zaatakowali wroga, to zarażali go klątwą, przez co natychmiast spadały siły wojsk walczących przeciw nekromantom. Ich koronne znaczenie dla nekropolii również podkreślał ubiór, a zbroje tych jednostek lśniły nawet wówczas, gdy cały świat został spowity mrokiem.

Wampirzy lordowie przypominali zsiwiałych ludzi. Wyróżniała ich szara przesiąknięta śmiercią skóra i czerwone ślepia. Resztę zakrywał czarny płaszcz ze złotymi zdobieniami. Wampiry, jako jedne z nielicznych stworzeń, potrafią regenerować obrażenia w trakcie bitwy, przez co wydaje się w walce wręcz, że mimo licznych obrażeń nic im się nie dzieje.

Każda z nekromanckich jednostek jest niebezpieczna i wszystkie te jednostki zmierzają w ich stronę. Wampiry i mroczni jeźdźcy przyspieszyli. Do nich dołączyły kościane smoki. Chmara smoków zalała nocne niebo. Wampiry trzymały się przy mrocznych jeźdźcach, którzy cwałem zmierzali na stratowanie wojsk erathiańskich. Byli coraz bliżej. Za chwilę wszystko się rozstrzygnie i jeśli taktyka przyniesie oczekiwany skutek, to zniwelują przewagę liczebną wojsk atakujących.

Wojska nekromanckie nadciągały coraz szybciej, niczym bezpańskie psy na martwą zwierzynę. Mroczni jeźdźcy wyciągnęli miecze do góry, szykując się na cięcie łbów. Wampiry wraz ze smokami zbliżyły się do mrocznych jeźdźców, tworząc klin, który miał wbić się w ludzi.

– Utrzymać szyk, ale wciąż czekać!

Krzyżowcy słuchali rozkazu. Było już za późno na ucieczkę, więc mogli polegać jedynie na geniuszu swoich dowódców.

Mroczni rycerze wymachiwali mieczami, przygotowując się do skrócenia swoich przeciwników. Odległość erathian od umarlaków wynosiła pół długości areny walk. Sorsha dostrzegła, że już nie zdążą wyhamować. Sięgnęła po swojego asa z rękawa.

– Pole siłowe! – Machnęła ręką, a wraz z nią pojawiła się zielona zapora między wojskami Deyji a Erathii.

Pierwsze szeregi nadciągających mrocznych jeźdźców oraz wampirów próbowały gwałtownie wyhamować, lecz jednostki znajdujące się za nimi, wpadając na nie, tratowały je i spychały na magiczną zaporę. Gdy kolejne rzędy armii zauważyły, czemu pierwsze oddziały zaczęły zwalniać, było już za późno – z impetem waliły w pole odgradzające Deyjan od Erathian, a na ich tyły nacierały kolejne. Straty po stronie Deyjan były niewielkie, ale udało się Erathii zaskoczyć przeciwnika.

Od żołnierzy nekropolii dzieliła krzyżowców może długość trzech ludzi, tyle brakowało do pewnej śmierci, a mimo to widzieli jak potężna zielona łuna powstrzymała impet wrogich wojsk. Ten popis magiczny na nowo wlał w nich energię i chęć do walki. Jednym głosem przekrzykiwali zdezorientowanych umarlaków, pokazując tym swoją przewagę.

Sorsha zadęła w róg. To był znak dla Sylvii Witmore. Jej wojska wyszły z cienia wzgórza. Jej gryfy natychmiast doskoczyły do zjaw, które oddzieliły się od trzonu armii nekromanckiej. Upiory, mimo przewagi liczebnej, nie miały z nimi szans. Zostały w piorunującym tempie pokonane. Gryfy natchnione tym małym zwycięstwem zaatakowały szkielety i zombie, mimo że miały świadomość pewnej śmierci.

Sylvia, korzystając z chaosu w szeregach wojsk nekromanckich, kilkakrotnie puściła lodowe pociski na lisze, smoki i wampiry, powodując znaczne straty w tych oddziałach. Panna Witmore, by wspomóc gryfy i krzyżowców, rozkazała kapłanom i kusznikom ostrzeliwać wojska przy polu siłowym. Ilość strzał kuszników zakryła niebo. Świecące pociski kapłanów dziesiątkowały oddziały nekromantów. Morale przeciwników znacząco spadało, ale mimo to wciąż mieli miażdżącą przewagę nad Erathianami. Smoki z upiorami zostały wybite, gryfy z kościejami i zombiakami prowadziły wbrew pozorom wyrównaną walkę, lecz ostrzał liszów wytępi je wkrótce na dobre. Reagując na tę niekorzystną sytuację, Sylvia skierowała ogień kapłanów na lisze. Te natychmiast odpowiedziały na ostrzał. Ich pociski otaczała trująca chmura, która oprócz celu atakowała najbliżej znajdujące się jednostki. Siła działania chmury była podobna jak samego pocisku. Kapłani prowadzili wyrównaną walkę z liszami, mimo że przewaga uzbrojenia i liczby była po tej drugiej stronie.

Sorsha wiedziała, że wkrótce skończy się jej mana, a wraz z nią zniknie pole siłowe. Dlatego też, korzystając z ostatków swojej mocy, rzuciła łańcuch piorunów, żeby zmniejszyć liczbę mrocznych jeźdźców i wampirów. Z nieba dochodziło kilka błyskawic, które uderzyły w mrocznych jeźdźców, w wampiry w o połowę mniejszej sile oraz w kościejów i zombie.

– Gdy pole siłowe zniknie, natychmiast atakujemy! – Przekrzykiwała Sorsha. – Dzisiaj jest nasz dzień i nasze zwycięstwo!!!

Charna poczuła szturchnięcie Sorshy, przypominające, że ma się trzymać blisko niej. Dziewczyna poczuła silną potrzebę walki, schowała w odmęty duszy resztki stresu i wydobyła z siebie tyle krzyku, ile mogła. Czekała z niecierpliwością, aż zielona łuna zniknie. Choć hełmy mrocznych jeźdźców zakrywały im twarze, dostrzegła w ich czerwonych ślepiach wściekłość, że tak łatwo dali się zaskoczyć. Ich liczba znacząco spadła. Podobnie jak wampirów, a wciąż są ostrzeliwani przez kuszników.

Pole siłowe zniknęło.

– Do ataku!!! – Zakrzyknęła Sorsha, jako pierwsza ruszając na wroga. Oczywiście wraz z Charną.

Za nimi ruszyły jednostki krzyżowców, które niczym nóż w masło wbijały się w oddziały nekromanckie. Strącali wciąż zdezorientowanych mrocznych jeźdźców, którzy bez swoich wierzchowców nie byli już tak skuteczni. Zabijali konie, żeby również pozbawione jeźdźców ich nie atakowały. Od ofiary do ofiary posuwali się do przodu.

A wraz z nimi wszystkimi Charna, która poczuła się jak ryba w wodzie. Blokowała klingę jeźdźca, żeby następnie wskoczyć mu na konia i odciąć głowę. Poruszała się z krzyżowcami w głąb oddziału elity nekromanckiej. Cięła ją na lewo i na prawo, nie dając wrogom żadnych szans.

Pannę Aberville zastanawiał brak wampirów. Mimo otrzymania sporych obrażeń nie powinny uciec z pola walki. Odpowiedź usłyszała od… katujących głosów w jej głowie.

– Teraz one atakują miotaczy. Zabiją… ukradną z nich życie. Będzie jak wcześniej, mroczni jeźdźcy powstaną, mimo że straciliśmy ich dużo, to zdziesiątkują oddziały erathiańskie.

Spojrzała na wzgórze, skąd atakowała Sylvia Witmore. Nie widziała przy nich skrzydlatych wampirów, ale zmierzały w ich kierunku, a jej wojska nieświadomie atakowały kościeje, zombiaki i lisze.

Zerknęła za Sorshą, wciąż zajęta walką z mrocznymi jeźdźcami, które zgodnie z głosem przeorganizowały swoje szyki i były gotowe do walki. Straty po stronie krzyżowców były coraz większe, a proporcjonalnie malała liczba unicestwionych mrocznych jeźdźców. Jeśli wampirom powiedzie się atak, cała inwazja weźmie w łeb.

Nie patrząc na Sorshę, pobiegła w stronę wampirów. Złapała proporzec erathiański i wybiegając przed zbiorowisko złożone z Erathian i Deyjan wymachiwała nim, jakby stanowiła kolejny front w tej bitwie. Po krótkiej chwili wampiry spostrzegły kierującego się na nich wroga. Większa część z nich zawróciła w kierunku nowego celu.

Sorsha skupiła uwagę na walce z mrocznymi jeźdźcami, mimo to zauważyła brak swojego giermka. Zmartwiona rozejrzała się po polu bitwy, jednakże nigdzie jej nie dostrzegła. Jej uwagę przykuła osoba, która wymachiwała proporcem Erathii, skupiając uwagę nadciągających wampirów. Poznała ją. Znowu wykazała się niesubordynacją.

– Charna, gdzie poleciałaś?! – Wydarła się rycerka, chociaż dostrzegła, że za chwilę będzie gorąco przy oddziałach Sylvii. – Drake za mną – rozkazała dowódcy, który stracił większe oddziały. Zwróciła się do drugiego: – Sylvia ma poważne kłopoty, póki mnie nie ma, przejmujesz nad pozostałymi dowodzenie. Masz atakować jeźdźców i nie dać im nawet zamachnąć się mieczem, zrozumiano?

Gdy dowódca kiwnął głową, Sorsha wzięła pozostałych krzyżowców, śpiesząc młodej dziewczynie na ratunek.

Charna wymachiwała proporcem, mając nadzieję, że skupi uwagę wszystkich wampirów. Jednakże tylko ich część skierowała się ku dziewczynie. Pozostałe zmierzały w stronę jednostek miotających pod dowództwem Sylvii.

Sorsha, widząc, że Sylvia nie dostrzega zbliżających się wampirów, zadęła w róg. Gdy róg rozbrzmiał w ciemnościach nocy, panna Witmore dostrzegła zbliżające się oddziały wampirzych lordów. Skierowała cały ogień na nie, lecz powaliła nim tylko niewielką część atakujących jednostek. Reszta doleciała do kapłanów, którzy w walce wręcz nie mieli większych szans z wampirami. Dopiero kolejny ogień kuszników skutecznie zniwelował ich natarcie.

Do młodej dziewczyny dochodził dźwięk rogu, lecz zanim Sorsha ze wsparciem znajdzie się przy niej, wampiry już dawno ją zabiją i rzucą się na oddziały panny Margary. Nawet takie myśli nie wywołały w dziewczynie strachu. Wręcz odwrotnie. Skoro dzisiaj miała zginąć, to chciała to zrobić w sposób rycerski. Wbiła proporzec w ziemię, wyciągnęła miecz z pochwy i naładowana wysoką energią czekała na swoich wrogów. Lecz oddziały wampirów z tyłu zaczęły padać od bełtów posyłanych przez kuszników. Były to niewielkie, a wampiry podchodziły coraz bliżej. Patrzyła na nie jak na tornado, które zdmuchnie ją z powierzchni ziemi.

0 0 votes
Article Rating

Strony: 1 2

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x