fb Rozdział XXIII: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XXIII: Bunt Charny

31 października 2019
Pobierz w formacie PDF

Wyruszyli z nastaniem świtu. Od przełęczy Sandro dzielą ich trzy dni drogi konno, lecz na piechotę może nawet tydzień. Charna znowu nie przespała nocy i dopiero ostatnie chwile przed wschodem zasnęła. Oprócz atakujących głosów jej myśli były skupione wokół Sorshy, której śmierć łączyła z nimi, a niektóre kwestie wciąż pamiętała:

„Teraz już jest nasza. Ta zjawa straciła swojego przewodnika. To tylko kwestia czasu, kiedy straci drugiego… Osiągnęliśmy zwycięstwo, zmierzamy pewną drogą po swoje. Ludzie błądzą w nieświadomości, lecz ona zostanie przytłumiona… Bitwę przegraliśmy, ale w naszej wojnie jesteśmy na dobrej drodze do zwycięstwa”.

Nie rozumiała, o jaką „ich” wojnę chodzi i dlaczego są na dobrej drodze do zwycięstwa? Przecież ponieśli druzgocącą porażkę i jej wynik przechylał się na korzyść Erathian. Rozkładając pierwsze zdanie na czynniki pierwsze, sądziła, że opisali jej stratę Sorshy, lecz również wielu giermków w tej bitwie straciło swoich rycerzy. No i jest człowiekiem, a nie zjawą czy upiorem. Jednakże o co chodzi ze stratą drugiego przewodnika?

Zdania te sprawiają wrażenie bełkotu. Może za bardzo bierze je do siebie? Ale jak ich nie brać, skoro w wielu przypadkach pokrywają się z tym, co ją spotyka? I jeszcze czym jest to błądzenie w nieświadomości?

Szła obok Sylvii Witmore. Nie została przydzielona pod jej opiekę, lecz mimo że się oddalały od siebie, prędzej czy później i tak na siebie wpadały. Dlatego też nieformalnie uzgodniły, że wspólnie będą zmierzać w kierunku Clovergreen.

Mijali wiele wiosek po drodze, które pamiętają jeszcze czasy wojen drzewnych i niedawnej kampanii wyswobodzenia Erathii. Charna już nie interesowała się ich nazwami, bo oprócz tego, że jej myśli biegły swoim torem, to i tak dziwne nazwy w jej głowie niewiele pomogą.

Nie uszło uwadze Sylvii, że panna Aberville jest w swoim świecie.

– Dalej myślisz o Sorshy?

– Tak, myślę o niej – skłamała. Żałuje, że nie ma jej tutaj przy nich, ale musi się przyzwyczajać, że najbliżsi będą odchodzili i to w najmniej spodziewanym momencie. Dlatego też nie ma sensu przywiązywać się do kogoś. Zwłaszcza do rycerza. – W końcu od czterech lat miałam z nią do czynienia. Nieraz nadstawiała karku za moje wygłupy, więc mam u niej dług do spłacenia.

Sylvia zerknęła na nią, jakby nie tego spodziewała się usłyszeć.

– Ty masz względem niej jakikolwiek dług? Dziewczyno, uratowałaś nas wszystkich. – Pozytywnie wypomniała jej. – To prędzej ona ma u ciebie dług. Albo miała, bo już go spłaciła.

– Od kiedy można płacić śmiercią?

– Na wszystko patrzysz jednokierunkowo. Poleciała za tobą na bitwie, bo oprócz tego, że ty tam sama przeciwko wampirom się znalazłaś, to jeszcze dostrzegłaś moje niedopatrzenie, które mogło się skończyć tragicznie. Gdyby nie zawyła w róg, to dzisiaj byśmy ze sobą nie rozmawiali lub bylibyśmy już nekromantami. Tak więc spłaciła dług względem nas swoim heroizmem. Poza tym w armii nie ma długów między rycerzami innych niż pieniężne.

Jej słowa nie trafiały do dziewczyny. Raz wybuchła płaczem i wystarczy, lecz że przez nią zginęła, to już inna kwestia. Wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła, to i tak byłaby martwa, a wraz z nią cała erathiańska armia. W najlepszym wypadku walczyliby jako zdechlaki, balansujący między życiem a śmiercią. Dlatego czuła, że zrobiła dobrze. Gdyby jeszcze raz miała stanąć przed takim wyborem, postąpiłaby tak samo.

Schodzili z doliny. Wszędzie dookoła było zielono, lecz coś dziwnego pojawiło się po drugiej stronie doliny. Sylvia zatrzymała armię, próbując dosięgnąć wzrokiem, co też tam się znajduje. Spojrzała przez lunetę, zobaczyła i… zdębiała. Przez chwilę nic do niej nie docierało.

– Ej, co jest? – Nieśmiało spytała Charna, nie wiedząc, z czym ma do czynienia.

Podobnie dopytywali Narin, Drake i pozostali dowódcy. W końcu każdy z nich sięgnął po własną lunetę. Podobnie jak ich przełożona osłupieli.

– W końcu ktoś mi powie, co jest grane?

Narin podał jej lunetę. Charna zerknęła przez nią i zszokowana mało co jej nie wypuściła z ręki.

– Może mi ktoś powiedzieć, co oni tu robią? I przede wszystkim, dlaczego idą w naszą stronę?

– Nie mam pojęcia Charna – odparła Sylvia. – Ale Tyris będzie musiała się gęsto z tego tłumaczyć.

Z drugiej strony doliny widać było całą elitarną armię złożoną z archaniołów i kawalerzystów, która wracała do Hartferd. Sylvia dosiadła konia i wyruszyła w stronę doświadczonej rycerki. Charna oraz pozostali dowódcy zrobili to samo.

Chwilę później znaleźli się przy armii Tyris Lockenhole, która podobnie jak oni była zdziwiona ich obecnością.

– Co tu robicie? – Zdziwiła się, widząc Sylvię, Charnę i pozostałych dowódców. – Nie otrzymaliście rozkazu od króla?

– O jakim rozkazie mówisz? – Spytała Sylvia. – Jedyny rozkaz, jaki otrzymałam, to że mieliśmy szykować inwazję na wojska z przełęczy Sandro i czekać aż król Kendall do nas dołączy.

Obydwie dowódczynie były zdziwione tym nieporozumieniem. Taka sytuacja nie pomaga w jedności armii. Obie dostały inne rozkazy?

– Otrzymałaś ten rozkaz, a co z nekromantami? – Wtrącił się Narin. Tego typu pytanie mógł zadać doświadczony zwiadowca.

– Doniesiono mi, że wycofują się w głąb Deyji – oświadczyła Tyris.

Charnie znowu coś podejrzewała. W takim razie armia ze Stonecastle nie wspiera ich, tylko się wycofuje, ale dlaczego?

– Nie uważacie, że to dziwne, że Nekromanci mimo przewagi liczebnej się wycofują i oddają nam to, co ciężko zdobyli? – Rzuciła swoje przemyślenia Charna.

– A tak przy okazji, gdzie jest Sorsha? – Wtrąciła się panna Lockenhole.

Charna i Sylvia jednoznacznie po sobie spojrzały. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, lecz Sylvia ją powstrzymała. Panna Aberville zrozumiała, że takie obowiązki spoczywają na dowódcach. Tyris dostrzegła w ich spojrzeniach, że te wiadomości jej się nie spodobają.

– Sorsha Margary zginęła – powiedziała spokojnie, lecz czuła ciężar tych słów. – Jej ciało już przewozimy do stolicy, gdzie odbędzie się dla niej uroczysty pogrzeb.

Tyris nie wierzyła w to, co słyszy. Chciała usłyszeć, że to jest kiepski żart, który zaraz zdementuje, ale patrzyła na twarz panny Witmore, która potwierdzała, że nie ma w tym ani odrobiny żartu. Słowa Sylvii poraziły ją jakby Khazandar wykuł potężny młot, którym została uderzona. Milczała. Jej oczy natychmiast się zaszkliły, a pierwsze łzy niemal niezauważalnie spłynęły po policzkach. Wypłakała całą żałość drzemiącą w niej. Sylvia znowu ciężko westchnęła, jakby dopiero teraz dotarła do niej śmierć panny Margary. Panna Lockenhole odwróciła się w stronę czempionów i archaniołów, którzy zrozumieli, że stało się coś strasznego.

– Dzisiejszego dnia wielka rycerka Sorsha Margary jest już w chwale razem z innymi wielkimi rycerzami.– Po czym wyciągnęła miecz z pochwy, na co tak samo zachowali się archaniołowie i czempioni. – Oddajmy ostateczny hołd dla panny Margary.

Zadudniło sześć tysięcy rękojeści bijących się o zbroje. Do nich dołączyli żołnierze Sylvii Witmore, którzy rytmicznie tworzyli smutną pieśń. Charna również wielokrotnie biła się w pierś, wspominając ostatnie chwile życia panny Margary.

W Tyris zapłonęła furia, ogromna furia, tak że Charna się zastanawiała, czy ktoś aby nie rzucił na nią zaklęcia szału bitewnego.

– Teraz to naprawdę mam ochotę wybić tych zdechlaków. – Zawróciła konia i ruszyła z powrotem na przełęcz Sandro.

Pozostali dowódcy, widząc, na jaki szaleńczy i zarazem bezmyślny krok decyduje się panna Lockenhole, pognali za nią. Pierwsza dotarła do niej Charna, która zrzuciła z konia szanowaną rycerkę. Splątane upadły na ziemię. Tyris za wszelką cenę próbowała zrzucić z siebie dziewczynę, lecz Charna poprzez te kilka lat w Steadwick nauczyła się, jak korzystać z mankamentów swojej wagi.

– Czy po to ginęła, żebyś się teraz zabijała bez sensu!!! – Wiedziała, że spokojnie nie przemówi jej do rozsądku, więc krzykiem próbowała wbić jej ten spokój do głowy. – Jedną wielką osobistość Erathia straciła w trakcie tej wojny. Ma stracić drugą?!

– Zostaw mnie Charna. – Zrzuciła z siebie dziewczynę i wstała. – Nekromanci poczują na własnej skórze, z kim zadarli.

Szał bitewny to mało powiedziane. Poczuła w sobie rządzę krwi, podobną do tej, jaką Kreeganie wywołują w swoich oddziałach. Nic innego nie siedziało jej w głowie, tylko wielka chęć mordu. Najwidoczniej panna Margary znaczyła dla niej coś więcej niż dało się dostrzec.

Sylvia Witmore dobiegła do Tyris, powalając ją z powrotem na ziemię. Zrobiła to podobnie jak wcześniej Charna, jednak w stosunku do niej poczęstowała czempionkę solidnym prawym sierpowym. Dopiero po nim panna Lockenhole wyglądała na choć trochę uspokojoną.

– Pojedziesz w głąb Deyji i co sama tam zrobisz?! – Podobnie jak giermek zmarłej Sorshy Margary zaczęła krzykiem trafiać do przyjaciółki rycerki. – Zabijesz kilka bądź kilkanaście łbów i co dalej?! Myślisz, że ci odpuszczą?! Tyris, spójrz na tych ludzi za sobą. – Przekręciła jej głowę, żeby zerknęła na oddziały, którymi kierowała i które uczestniczyły w wielkiej wiktorii. – Mamy dość wojny, więc nie wywołuj kolejnej. Poza tym nie wiemy, jakimi tak naprawdę oddziałami dysponują nekromanci. Sorsha odeszła, ale my żyjemy. Po to ginęła, żebyśmy i my zginęli?

– Zawsze jej nie znosiłaś, więc jej śmierć jest ci na rękę – oskarżyła pannę Witmore.

– Jak mam nie cenić kogoś, kto mi dupę uratował?! Dzięki Charnie i Sorshy żyjemy. Jedna z nich odeszła, a drugą właśnie powaliłaś. Opanujesz się w końcu, czy kolejnym sierpowym mam ci wbić nieco rozsądku do głowy?! – Nie żartowała, jej ręka była już na to gotowa.

0 0 votes
Article Rating

Strony: 1 2

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x