Rozdział XXXIV: Bunt Charny
23 stycznia 2020Tyris chciała pogratulować Charnie dobrze wykonanej roboty. Dzięki zapasom wody z drugiego miasta nighońskiego ludzie mogli pić i pić, a i tak by jej nie wyczerpali. Miała już przygotowaną nagrodę dla swojego giermka, którą wręczy, kiedy dziewczyna wróci do Steadwick. Jednak nie nadejdzie to szybko. Nie miała wątpliwości, że posłaniec, który przybył z owego miasta, miał list napisany przez dziewczynę. Wzdrygnęła się na myśl o walce ze smokami. Zakładała, że panna Aberville odkryła już kłamstwo z ucieczką na smoku, ale rzeczywiście miała z nimi do czynienia w trakcie oblężenia Steadwick.
Czerwone smoki wywoływały w niej wstręt i przerażenie. Te przykre chwile w trakcie podboju Steadwick już na zawsze pozostaną w jej pamięci. Za każdym razem na wieść o smokach przechodzą jej ciarki i na jej skórze powstaje gęsia skórka. Bała się tej potyczki, lecz również wiedziała, że jest ona nieunikniona.
Charna zwróciła uwagę również na dużo gorszą przeszkodę – na nomadów. Dla Tyris zastanawiające było, skąd znaleźli się oni w Erathii i jakim sposobem przedarło się ich tylu, żeby stanowić zagrożenie dla oddziałów erathiańskich?
Nie zlekceważyła zagrożenia z ich strony. Gdy w podziemiach Steadwick znalazło się ponad sto koni postanowiła z powrotem szkolić oddziały kawalerzystów. Chciała na chwilę poczuć się w swoim dawnym żywiole. Początki były ciężkie. Niewielu mieszkańców garnęło się do walki. Wielu z nich wciąż odczuwa strach przed możliwym kolejnym Rozliczeniem, które może nadejść lada dzień.
Mimo że od zderzenia Miecza Mrozu z Ostrzem Armagedonu minęły trzy miesiące, wciąż wielu mieszkańców panikuje na myśl o kolejnym wybuchu. Wcale im się nie dziwiła. To, że jeszcze żyją, można uznać za cud. Nie wierzyła jednak w postapokaliptyczne wybuchy, które zmiotą z powierzchni tych, którym udało się przeżyć. Na ten moment interesowało ją to, co się teraz dzieje, a teraz zmierza tunelami do miasta, które jest w zagrożeniu.
Doszli do miasta, w którym zabiła kupca i ogłosiła się królową. Formalności odbyła w Steadwick i przy wszystkich mieszkańcach, lecz armię zjednała sobie w tym mieście.
– Pani – zaczepił ją jeden z kawalerzystów. – Ile jeszcze czasu potrzebujemy do tego miasta?
– Kawalerzysto, też tam jadę po raz pierwszy. Możliwe, że będziemy tam jutro, a możliwe, że dopiero za tydzień. Bazuję tylko na tej mapie. – Pokazała mu prowizoryczną mapę narysowaną przez Fionę.
– Nie pijcie wody z tego miasta – oznajmiła. – Nie jest zdatna do spożycia i szybko zamienicie się w umarlaków. Miasto jest pilnowane przez naszych żołnierzy, więc jedzenia mają tam pod dostatkiem. Wyposażymy swój ekwipunek i ruszamy do tego miasta rano. Rozejść się.
Gdy przejechała przez most, zauważyła, że jej żołnierze wcześniej wyglądali na wykończonych, a teraz zachowują się, jakby rzuciła na nich szał bitewny. Wraz z zejściem z koni naraz wstąpiły w nich nowe siły.
Przystanęła w mieście, obserwując swoich żołnierzy, kiedy jeden z nich szturchnął ją z boku. Początkowo chciała zganić młodego rycerza za obyczaje, lecz stwierdziła, że będzie lepiej, jak rycerze będą traktować ją po staremu. Wówczas będzie miała u nich szacunek, na którym najbardziej jej zależy.
– Jak ich pani ocenia jako kawalerzystów? – Skierował głową na nowo utworzony oddział Tyris.
– Pierwsze wrażenia są kiepskie, ale zaczynają lepiej ode mnie. Ja nawet konia nie umiałam dosiąść, a kiedy to zrobiłam, to zrzucił mnie z siebie jak pacynkę. Musiałam nauczyć się ich słuchać. Wracając do nich, na razie nie robią wrażenia, zobaczymy, jak zachowają się w czasie bitwy.
Żołnierz wyglądał na obeznanego w sytuacji na froncie. Tyris przyjrzała mu się i dostrzegła, że mimo młodego wyglądu musiał już wielokrotnie nadstawiać karku za Erathię, więc pewnie stąd jego maniery nie znikały nawet, gdy rozmawiał z królową.
– Założę się, że wielu z nich nie miałoby szans z moimi krzyżowcami.
– Wolę tego nie sprawdzać, zwłaszcza że konie stratowałyby krzyżowców.
Wiedziała, że jej uwaga jest nie na miejscu. Koń dawał przewagę, jeśli walczyło się z tymi, co nie wiedzieli, jak się zachowywać przeciwko nim. Krzyżowcy mieli tę wiedzę.
– Poza tym nie od razu zbudowano Steadwick. – Użyła metafory, by pokazać, że to bitwy i wojny kształtują rycerzy.
– No nie od razu zbudowano. – Przetarł ręką po głowie, wątpiąc w słowa swojej przełożonej.
Królowa uznała rozmowę za zakończoną. Postanowiła przygotować swój prowiant na dalszą drogę, mimo że kilku rycerzy wręcz się paliło żeby ją obsłużyć. Są pewne sprawy, których wolała nie przekazywać podwładnym.
Jedynie Rionowi przekazała opiekę nad stolicą i nad sprawami dworu. Mimo że jest on klerykiem, to posiadał cechy dobrego zarządcy. Cieszyła się, że zwłaszcza on uratował się w trakcie apokalipsy. Jego rady od początku pomagają jej w zarządzaniu. To dzięki jego słowom rozpoczęła budowę podziemnej stolicy, podobnej do tej na powierzchni. Dotychczas postawili prowizoryczne koszary, wieżę łuczniczą, wieżę strażniczą, klasztor oraz arenę walk. Pomogła mu w segregowaniu oraz odtwarzaniu zwojów magicznych, które porwał z powierzchni w ostatniej chwili. Zwoje były tak utworzone, żeby w nawet najgorszej sytuacji możliwe było ich odtworzenie przy pomocy nawet jednego magicznego zwoju. A kleryk porwał ich kilka.
Wróciła myślami do Charny i miasta, któremu potrzebne jest wsparcie. Mogłaby się tam przenieść dzięki zaklęciu lot, ale obiecała wielkiemu Wezyrowi Bracady, że póki żyje będzie używała zaklęcia tylko, jeśli nie będzie innej możliwości. Ale czy jedna z tych sytuacji nie zdarzyła się właśnie teraz? Co jeśli jedyne miasto, w którym jest woda, zostanie podbite przez nomadów lub smoki? Wtedy znów będzie musiała wysłać ludzi na poszukiwania wody, które tym razem mogą trwać jeszcze dłużej niż te Charny. Tym bardziej, że nikt inny jeszcze nie przybył z podobnymi informacjami.
Po przygotowaniu ekwipunku ułożyła się w jednej z wielu wygodnych izb w nighońskim forcie. Jej podróż po pięknym świecie snu przerwał jeden z żołnierzy, który wyważył drzwi, zupełnie jakby ogr popchał go na nie. Zerwała się i złapała za miecz, mimo że miała na sobie tylko przepastę.
– Królowo Lockenhole – rozpoczął nieśmiało, widząc, jak w niezręcznej sytuacji postawił swoją panią. – Przepraszam, że…
– Do rzeczy!
Miała świadomość, że jak ktoś wyważa drzwi w środku nocy, to nie może to być błahostka.
– Przybył jeden z żołnierzy z drugiego nighońskiego miasta. Z tego, gdzie znajdują się zapasy wody. Ktoś chciał, żeby pani nie posłyszała, co ma do przekazania.
Strach, w jakim posłaniec opowiadał Tyris o uciekinierze, mógł dowodzić, że jego wiadomość dla niej nie jest optymistyczna. Odegnała posłańca, wrzuciła swobodne, lecz pełne uzbrojenie na siebie i zbiegła na przedmieścia, gdzie przed bramą zauważyła przybysza. Z wyglądu mógł być w wieku Charny, lecz jego blada twarz sprawiała wrażenie, że nie miał do czynienia z wojną.
Przystanęła przy nim niczym najlepsza przyjaciółka. Podała mu miód, by przywrócić go do pionu, lecz patrząc na stan chłopaka, pewnie i cała beczka w tym jej nie pomoże. Niemniej chłopak wziął się w garść i przekazał jej wiadomości.
– Właśnie uciekłem z miasta. Zostało ono podbite przez nomadów, którzy z zaskoczenia weszli na mury. Wybili większą część wojsk, a pozostałych zamknęli w lochach, skazując ich na śmierć głodową.
W Tyris zapłonęła furia. Była przygotowana na złe wiadomości, lecz spodziewała usłyszeć o oblężeniu miasta, nie o jego podbiciu. Zmartwiła się o swoją rycerkę, lecz jeszcze bardziej o zapasy wody, które po raz kolejny zostały jej odebrane.
Wyciągnęła miecz, oznajmiając swoim kawalerzystom nastanie czasu na łowy.