Rozdział XXXIX: Bunt Charny
24 lutego 2020Panna Aberville z niechęcią przyjęła wieść o przyjęciu na jej cześć. Dopiero, gdy wypiła pierwszy kubek wina jej chęć odbywania służby uleciała w niepamięć. Po oficjalnej części czempioni nie marnowali czasu. Przebili jedną z wielu beczek wina i z wylewającego się strumienia napełniali swoje kubki, które opróżniali jednym haustem.
Od imprezy na jej cześć minęło kilka dni, które spędziła na powrocie wraz z Notrilem i królową do Steadwick. Tyris wyznaczyła zastępcę na czas nieobecności Notrila, a następnie zostawiła mu swoich czempionów.
Wjeżdżali do miasta, w którym podczas nieobecności Charny wiele się zmieniło. Ludzie wydrążyli swoje domostwa w skałach, przy schodach prowadzących na powierzchnię zbudowano kuźnię, której widok przypominał młodej rycerce Harina. Miałby nie lada przyjemność z wykuwania nowych ostrzy.
Gdziekolwiek nie patrzyła, dostrzegała mnóstwo podobieństw ze Steadwick, które opuścili przed Rozliczeniem.
– Pozwoli królowa, że was zostawię i rozejrzę się po stolicy? – spytał życzliwie Notril, który wchłaniał pozostałości wielkiej stolicy Erathii. Królowa myślała, że sama go po nim oprowadzi, lecz widząc jego dziecięcy zapał, czuła, że pomimo swojej niezłej sprawności może za nim nie nadążyć. Gestem ręki puściła go wolno. Kiedy odchodził, zwróciła się do panny Aberville:
– Rion zrobił tu kawał dobrej roboty. – Podobnie jak na Charnie, również na Tyris nowy widok podziemnego Steadwick zrobił spore wrażenie. – Poszukajmy go, skoro tak bardzo chcesz się uczyć magii.
– O niczym innym nie marzę. – Choć odpowiedziała z przekąsem, ani na moment nie pomyślała, że nauka magii może być dla niej czymś uwłaczającym.
Miasto rozwijało się na pieniądzu, mimo że Tyris chciała temu zapobiec. Przed ludzką skąpą naturą po prostu nie da się uciec. Kiedy mijały miejski targ, Tyris ten widok skwitowała niechętnym kręceniem głowy, zdając sobie sprawę, że nie na wszystko może mieć wpływ. W tej chwili były ważniejsze sprawy od rozwoju handlu. Choć udało im się stworzyć fundamenty, na których można budować wielką Erathię, to jednak ludzi wciąż jest za mało, by pozwolić na powstanie między nimi jakichkolwiek barier. Status majątkowy natychmiast rzuca się w oczy i przyczynia się do nierówności społecznych. Wolała, aby ludzie byli skupieni na jednym celu – rozwoju nowego królestwa, a nie zbieraniu pieniędzy.
Ale to, co od niej zależało, rozwijało się nieźle. Miejska gospodarka już mogła stanowić wzór dla wielu miast sprzed okresu rozliczenia. Z kuźni buchała para, w budynkach wojskowych rekrutowali się nowi kadeci, w kapitolu urzędnicy zapisywali w liczbach stan wojska, jedzenia czy narzędzi i na ich podstawie doradzali królowej lub pod jej nieobecność Rionowi, jakie czynności trzeba przedsięwziąć. Mimo to brakowało w armii gryfów i aniołów. Jeśli wierzyć legendzie, to po Rozliczeniu cały świat miała pokrywać gorąca magma, a zmarłe dusze udające się do stwórców miały widzieć wielką czerwoną kulę buchającą ogniem. Dlatego też kontakt z niebem był odcięty, przez co anioły i gryfy nie miały szans dostać się do podziemnej Erathii. Jedyną szansą dla nich było wejście do portali i przeniesienie się do nowego świata.
Po schodach od targowiska zmierzało się w stronę cel, w których Rion odtworzył gildię magów.
– Czuję się, jakbym miała wchodzić do innego świata. – Porównała Charna drzwi prowadzące do gildii magów. Zdaniem dziewczyny wyglądały, jakby zostały zrobione z kości tytana.
– Stolarze naprawdę się spisali – powiedziała Tyris, ciągnąc za klamkę. Jeśli magia w środku jest tak samo silna jak te drzwi, to gildia magów musi kryć w sobie mnóstwo energii.
Młoda rycerka była pod wrażeniem miejsca. Właśnie jest naocznym świadkiem opowieści o ogromnych kopułach, na których namalowane są freski wielkich herosów. Wiedziała, że tak zbudowane budynki znajdowały się w Bracadzie, to nie był erathiański styl, więc kto ją tu wybudował i to pod ziemią? Teraz nie obchodziło jej to zbytnio, zachwycała się obrazami przedstawiającymi walki rycerzy z nekromantami oraz aniołów z demonami. Sala miała kształt koła i na jej ścianach leżało mnóstwo zwojów.
– Może codziennie cuda są naszym udziałe, ale ten się do nich nie zalicza. – Przywitał się Rion Sinkarina, wyrywając dziewczynę z zadumy nad pięknem tego miejsca. Nie spodziewała się zobaczyć go w innym ubraniu niż w szacie klerykalnej, lecz miała wrażenie, że tę widzi po raz pierwszy.
– Ta kopuła to tak naprawdę zapomniana część Steadwick. Gdy odtwarzałem zaklęcia z gildii magów, wiedziałem, że gdzieś te wszystkie zwoje trzeba przechowywać. Wtedy przez przypadek odnalazłem to miejsce i od razu przerobiłem je na nasze potrzeby.
– Gdzie w takim razie są twoi pomocnicy.
– Dzisiaj się napracowali. Wciąż odtwarzamy niektóre zwoje pochodzące z wyższych poziomów magicznych.
– To ile ich jest? – Młoda rycerka pomyślała, że skoro już ma się uczyć rzucania zaklęć, to niech przynajmniej wie, jaka podróż przez zwoje ją czeka.
– Pięć – odparł Rion. – Mamy odtworzone cztery poziomy, został jeszcze tylko piąty.
– Macie wiele do wyjaśnienia, więc zostawiam was samych. – Tyris skorzystała z okazji, by przekazać Charnę Ronowi i opuścić gildię magów.
Rion oprowadzał młodą rycerkę po wielkim pomieszczeniu i opowiadał o magii:
– Magia jest czymś, co musisz w sobie poczuć. Jeśli myślisz, że nauczysz się jej w ciągu dnia, to bardziej niż teraz nie mogłaś się mylić.
Doskonale wiedziała, że jej nauka nie skończy się na dniach. Gdy czytała w Fort Riverstride o niektórych wielkich magach, zauważyła, że ich obcowanie z magią trwało kilkanaście miesięcy, zanim poznali tajniki magii w stopniu wystarczającym, żeby mieć z niej pożytek w trakcie bitwy.
– Jak dobrze wiesz, istnieją cztery żywioły magiczne: ziemia, ogień, powietrze i woda. Od wielu wieków specjalizujemy się w tym ostatnim, bo Erathianie nie potrzebują zadawać dodatkowych obrażeń wrogom, gdyż nasze uzbrojenie i tak daje przewagę nad barbarzyńcami czy jaszczuroludziami. Poziomy pierwszy i drugi są do siebie bardzo podobne. Wiele najprostszych zaklęć przenika się między sobą. Z tego względu na początku możesz w sobie czuć żywioły wody i ognia, ziemi i wody lub powietrza i wody, ale wraz ze stopniem wtajemniczenia w magię to woda będzie tobą rządziła.
– Skąd ta pewność? – Wiele razy zaskakiwała wszystkich swoją odmiennością.
– Jeśli faktycznie inne żywioły zaczęłyby tobą władać, to zastanawiałbym się, czy faktycznie jesteś Erathianką.
Uważasz, że mój ojciec albo moi bracia nie byli Erathianami z krwi i kości? Nie wypuściła pytania przez usta, choć niełatwo jej przyszło w porę się opamiętać. W zamian przytaknęła głową, przyjmując uwagę do wiadomości.
– Dzisiaj za wiele uczyć się nie będziemy, bo musisz poznać, jak magia oddziałuje na człowieka. – Wziął głęboki wdech, szykując się na dłuższy wywód. – Gdy poznasz podstawy, to na każdym kroku będziesz czuła, jak magia próbuje z ciebie wyjść.
– Czyli rozpocznę walkę między sobą?
– Niezupełnie nazwałbym to walką. Raczej pilnowaniem przez matki swojego dziecka, kiedy dookoła niego jest mnóstwo zabawek i nie każda jest bezpieczna. Magia, kiedy z ciebie wyjdzie, będzie chciała poznać nowy świat, który jest dla niej tą niebezpieczną zabawką. Im więcej jej uleci z ciebie, tym więcej tracisz many, a co za tym idzie z dnia na dzień umierasz magicznie.
– Pamiętam, jak Sorsha wspominała coś o manie. – Również o innych rzeczach jej wspominała, jak na przykład o potrzebie porozmawiania z Rionem, żeby odkryć, co za głosy krążą w jej głowie, ale póki się nie odzywają, to nie zamierzała podejmować tego tematu. Wróciła do many. – Mówiła coś o jej pilnowaniu, żeby nie tracić jej na głupoty. Czym jest ta mana i co masz na myśli, mówiąc o magicznym umieraniu?
– Spokojnie przeszlibyśmy do tego punktu, lecz widzę, że ciekawość twoja wygrywa nad czasem. Mana jest czymś, dzięki czemu możesz rzucać zaklęcia. Wyobraź to sobie jako koszt, który musisz poświęcić, żeby wyzwolić z siebie zaklęcie. Gdy opanujesz podstawowe zaklęcia, to niewiele będziesz jej mieć. Wystarczająco do rzucenia zaklęcia atakującego i obronnego.
– A jakie to są zaklęcia atakujące i obronne?
– Wszystko w swoim czasie. Przejdziemy do tego. Tak więc ilość many wzrasta z biegiem czasu. Standardowo na rycerza przypada jej jakoś sto sześćdziesiąt, może dwieście. Klerycy mają jej więcej przez wzgląd na swoje predyspozycje magiczne. Czasami dobijają do czterystu punktów many. Dlatego musisz pilnować swojej many, a magia na każdym kroku próbuje uciec.
Rion szybko machnął palcem, pokazując, jak z niego wylatuje biała strzała w stronę kopuły. Wydrążyła w niej solidną warstwę budulca, który z hukiem spadł na posadzkę.
Charna z niemałą obawą i zaciekawieniem spojrzała na Riona. Niemniej on wyglądał na kogoś, kto wiedział, co robi i panuje nad całą sytuacją.
– Ups, właśnie mi magia uciekła.
Rycerka zastanawiała się, czy to, czego była świadkiem, miało służyć za pokaz siły względem niej, czy miała z tego wyciągnąć jakąś dodatkową naukę. Jakikolwiek cel przyświecał tej strzale, na Charnie zrobiło to spore wrażenie.
– Tylko kiwnąłem palcem, a wyleciała z niego magiczna strzała. Zaklęcie jedno z pierwszych, które poznasz. A teraz wyobraź sobie, że z tego palca wyleciałby łańcuch piorunów. Zaklęcie, z którego słynął wielki Solmyr, sługa samego Gavina Magnusa. Mogę ci obiecać, że nie skończyłoby się na suficie. Dlatego ważne jest, żebyś trzymała swoją magię w ryzach. Możesz się wściekać, bić pięścią, mieczem, kopać nogami, lecz jeśli przez moment zapomnisz, że masz w sobie magię, to ona niczym barbarzyńca wykorzysta ten jeden moment przeciwko tobie.