fb Rozdział XXXV: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XXXV: Bunt Charny

27 stycznia 2020
Pobierz w formacie PDF

Próba cichego odbicia miasta z rąk nomadów legła w gruzach. Co prawda, kiedy nomadzi nie są na koniach, już nie są tacy skuteczni, jednak prędzej znajdzie się wyjście z piramidy, niż spotka nomada, który na służbie nie jest na rumaku. Charna dała rozkaz do ataku, mimo że nie wszyscy posiadali broń. Wybiegli z ukrycia. Ci, którym udało się dostarczyć broni, natychmiast ruszyli do walki na zbudzonych przeciwników. Pozostali ruszyli do kuźni po miecze, sztylety i cokolwiek, co nadawało się do walki. Byli gotowi do stoczenia pojedynku, lecz większość nomadów już wcześniej dosiadła swoich koni, co im wystarczyło, by otoczyć uciekinierów.

Charna wiedziała, że nie mają żadnych szans. Pół tysiąca przeciwników wbiło się w nich jak w masło. Charna raz po raz powalała przeciwników, podobnie jak Notril, lecz za ich przykładem nie poszli pozostali żołnierze. Nomadzi zgrabnie i z łatwością przecinali im ręce, nogi, a potem sztyletem ich dobijali.

Bardzo szybko tracili liczebną siłę, Charna i Notril walczyli bez przerwy, lecz nomadzi skutecznie ich otoczyli i zmasowaną siłą powalili na podłogę.

Dziwiło pannę Aberville, że nomadzi zamiast ich zabić, ponownie ich pojmali. Zakuli ich w dyby tuż obok ratusza, mieszczącego się w dolnych częściach miasta, obok opuszczonego siedliska troglodytów. Stamtąd mieli widok na powstającą szubienicę. Oprócz nich nomadzi pojmali jeszcze dziesięciu żywych Erathian.

Dla Charny była to pierwsza porażka. Myślała, że skoro chodzi ze szczęściem w parze, to nic nie może się jej stać, tym bardziej że takie rozwiązanie podpowiedziały jej głosy.

Co teraz nagle milczycie? – Próbowała uparcie je wezwać. – Boicie się przyznać, że dałyście mi złudną nadzieję na wyjście z tej sytuacji? Czy może lubicie się napawać śmiercią? Jeśli to drugie, to przeklinam was i choćby nie wiadomo co byście mi teraz robiły, to i tak się wami już nie przejmuję.

Nie miało to nic wspólnego z prawdą. Wiedziała, że jeśli przyjdą do jej głowy, będzie wiła się z bólu, nieważne jak bardzo była odporna.

Nie będzie musiała tego już znosić. Jeżeli słowa nomadów o kolejności ich zabijania się potwierdzą, to Charna zginie na samym końcu. Chcą, aby patrzyła na to, do czego dopuściła. Wiedziała jednak, że dobrze zrobiła, dając szansę na zwycięstwo swoim oddziałom. Przynajmniej zginęli honorowo w walce, a nie w wielkich męczarniach.

– Przynajmniej dali nam widok na szubienicę.

Od momentu wyjścia z cel Notrila nie opuszczał humor, mimo że był w nich cały spanikowany. Teraz również wisi nad nim widmo śmierci. Najwidoczniej cela źle na niego wpływa.

– Skąd ta pewność, że popatrzysz na jakąkolwiek egzekucję? Myślisz, że dożyjesz do tego dnia?

– Oczywiście. Inaczej zabiliby nas od razu. Możesz zapomnieć o zjedzeniu czegoś przez cztery dni, ale poić nas będą normalnie.

Nie popierała jego optymizmu. Podobnie jak pozostali żołnierze, którzy trzęśli się ze strachu. Szubienica wyciągnęła z nich wszystko, czym popędzali siebie do walki. Teraz już nie mają jak walczyć, jedynie czekają wyrok.

Nad nimi zebrała się liczna grupa lżących ich nomadów.

– Głodni jesteście? – Pytali prześmiewczo nomadzi, którzy po chwil obrzucili ich warzywami i owocami. Charna dziwiła się, skąd mogą mieć takie rarytasy. Wraz z kompanami żywiła się wyłącznie robactwem, a tutaj obrywają czymś, za co daliby się pokroić. Czy nie szkoda im tego marnować? Pewnie muszą mieć ich więcej. Miała świadomość ich koczowniczego trybu życia, lecz nie sądziła, by wracali do wcześniej osiadłych miejsc. Gdy w jednym miejscu jest źle, przechodzą do następnego, a kiedy tam sytuacja się pogarsza, zmieniają je, nie zostawiając sobie możliwości powrotu.

Na chwilę zapomniała o tym, co się działo dookoła niej, dopóki nie wywlekli na piedestał miejskiego ratusza nieszczęśnika, który znajdował się najbliżej szubienicy. Walczył z nomadami, licząc, że dzięki temu odłoży swoją śmierć na później.

– Jakieś ostatnie życzenie przed śmiercią?

Strach zacisnął usta żołnierzowi, jakby cała jego egzystencja skupiła się na trzęsieniu wszystkimi częściami ciała. Nomad uznał to milczenie za brak życzeń, więc wskazał gestem swoim podwładnym, że oddaje im scenę. Dwóch katów oplotło pętlę wokół szyi żołnierza, który zmysłami odchodził do starożytnych. Postanowili zrobić sobie widowisko ze śmierci pozostałych dwunastu ocalałych. Chcieli, żeby poczuli, jak to jest umierać. Dlatego postarali się, żeby sznur, którym oplotą im szyje, nie wyrwał ich kręgów szyjnych, tylko dusił, kiedy będą wisieć w powietrzu.

Kopnęli w skrzynkę, na której stał, i skazaniec zawisł na szyi, a piana wyszła mu na usta. Wierzgał, upatrując w tym swojej szansy na przeżycie.

Nomadzi jednak nie zamierzali skracać jego umierania. Dowódca wyciągnął miecz i odciął mu rękę. Z kikuta wypłynął potężny strumień krwi. Po nim inni nomadzi podchodzili do niego, by odciąć mu kolejne części ciała, a gdy te już oddzielili, wbijali swoje ostrza, bezczeszcząc trupa.

Charna patrzyła na ten teatr śmierci zahipnotyzowana i żądna zemsty, ale to z Notrila biła wyłącznie żądza krwi. Prawdopodobnie gdyby uwolnili go z dybów, rozniósłby ich, nim zdążyliby wyciągnąć miecze. Dziewczyna patrzyła na niego, próbując dojrzeć chociażby cień jego wcześniejszego pozytywnego nastroju. Nic z tego. Zniknął bezpowrotnie, zastąpiony przez czystą nienawiść.

Nomadzi, widząc próbę wyrwania się z dybów Notrila, podeszli do nich.

– Patrzcie, jaki chojrak. Ciekawe, czy taki sam będzie, kiedy nadejdzie jego kolej.

Wrogowie wybuchnęli śmiechem jak jeden mąż.

– Obiecuję wam, że ostatnie, co będzie wam dane zobaczyć, to mój miecz ścinający wasze głowy.

– Widzicie, jaki twardziel? – Wyśmiewali go nomadzi.

Miała szacunek do Notrila za to, co zrobił, mimo iż wiedziała, że to są obietnice bez pokrycia. Nic nie zmierza ku temu, by ich sytuacja się odmieniła.

Nomadzi po wyśmianiu Erathiana za pogróżki zostawili ich samych sobie. Rycerze, którzy byli następni w kolejce, patrzyli na szubienicę, widząc w niej jedno słowo: „śmierć”.

– Mamy cztery dni, żeby znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji – powiedział Notril.

– Wiele nie zrobimy, jeśli wciąż będziemy przykuci.

Choć słowa Charny zadziałały na Notrila dołująco, to ten wciąż patrzył na swoje miejsce męczeństwa jako szansę. Charna zastanawiała się, co też może być w ich sytuacji szansą? Albo jak rycerz dostrzega ich szansę? Chyba, żeby dopiec im słownie.

Rycerz miał rację. Gdy nastała noc, co jakiś czas ktoś do nich przychodził, by każdemu dać łyk wody. Oczywiście nie omieszkał sobie drwin pod adresem rycerzy. Któżby nie chciał skorzystać z marnej imitacji władzy, żeby przez chwilę poczuć się kimś wyższym?

Tego dnia zabito jeszcze dwóch Erathian. Charna traktowała to jako przedstawienie zastępujące im obiad i kolację. Jej uwagę przykuwał Notril, który jeśli jeszcze bardziej zostanie rozzłoszczony, to chyba wyrwie się z dybów i niczym królewski minotaur ruszy na swoich wrogów.

Nawet nie garnęła się do rozmowy z Notrilem. Rozumiała, co miał do powiedzenia, więc mówić tylko po to, żeby zabić ciszę, ma tyle sensu, co kopanie rowu mającego uchronić przed smokami.

Jako że Charna, Notril i pozostali żołnierze nie mają możliwości się ruszyć, to nomadzi nie przydzielali im dodatkowej ochrony. Mimo to codziennie kilkudziesięciu żołnierzy przechodziło obok nich, nie marnując okazji ich zełgania.

Kolejne dni były do siebie podobne. Budziła się, nomadzi zabierali jednego żołnierza na śmierć, bezcześcili jego zwłoki, Notril im się odgrażał, ci go wyśmiewali i obrzucali warzywami pozostałych żywych. Dopiero po tym wracali do swoich prac. Następnie wracali w porze obiadowej, by powtórzyć rytuał i wrócić do swoich obowiązków. Ostatni raz przychodzili w godzinie kolacji, by zabić ostatniego w danym dniu.

Podczas swojej ostatniej nocy chciała porozmawiać z głosami. Od momentu zakłucia ich w dyby ani razu się nie odezwały. – Macie idealny moment do ataku, a mimo to go nie wykorzystujecie? Co wy do diabła chcecie osiągnąć milczeniem? – Wciąż miała im do zarzucenia nakłonienie jej na tak głupią próbę ucieczki. Z góry wiedziała, że szans nie mają, ale co szkodziło spróbować? – Może byście krótkie przepraszam powiedziały, tak ciężko wam to wychodzi z ust? – Kończyła.

Dzień mający być ostatnim dniem życia Charny rozpoczął się podobnie jak cztery poprzednie porannym wieszaniem. Najwidoczniej Notril dopiero teraz zdał sobie sprawę, że następny będzie on, i nie chciał umrzeć w milczeniu.

– Nigdy nie sądziłem, że moim przywódcą będzie młodsza ode mnie dziewczyna.

Panna Aberville zastanawiała się, czy miał to być komplement czy obelga.

– Akurat przed śmiercią humor ci się ujawnił?

– Łudziłem się, że jakimś miłym zrządzeniem losu uda nam się z tego wyjść. Teraz już po prostu wiem, że nie.

– Nie wierzę. Jeszcze się łudziłeś, że z tego wyjdziemy? Na jakiej podstawie tak myślałeś? Przecież jesteśmy zakuci w dyby. Nie mamy żadnej broni ze sobą, a dookoła nas grasuje pół legionu nomadów, a mimo wierzyłeś, że jakoś stąd wyjdziemy?

– Zawsze szczęście mi dopisywało, gdy coś takiego się działo, to spadałem jak kot na cztery łapy.

Coś z tego Charna wzięła do siebie. Też jej się zdarzało wychodzić z krytycznych sytuacji bez szwanku. Los nie życzył sobie jej zabrać po walce z rzezimieszkami czy po triumfie w Hartferd, ale wiedziała, że podobnie jak szczęście w kartach w końcu odchodzi, tak również w życiu kiedyś nie dopisze.

Kilku nomadów podeszło do Notrila. Skuli jego nogi tak, że mógł wykonać niewielki krok. Mieli świadomość, że jeśli ściągną z niego dyby, to wyładuje na nich swoją złość, a to daje im dodatkową pracę na uspokojenie walecznego krzyżowca. Następnie wyciągnęli go z dyb. Notril zaczął przeszkadzać nomadom w wypełnianiu swoich obowiązków niczym smok, który za nic w świecie nie chciał być przykuty łańcuchami. Wywijał rękami, nogami, tułowiem, ale na nic zdały się jego próby. Pchali go na miejsce, z którego rozpocznie nowe życie w innym świecie. Rycerz robił, co mógł, żeby kupić dodatkowe chwile życia. Parę zyskał, lecz nie na tyle, by mieć jakąkolwiek nadzieję na ucieczkę. Zaprowadzili go pod szubienicę i ustawili go na skrzyni.

0 0 votes
Article Rating

Strony: 1 2

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x