fb Rozdział XXXVI: Bunt Charny - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Rozdział XXXVI: Bunt Charny

3 lutego 2020
Pobierz w formacie PDF

Gdy Tyris dowiedziała się, gdzie jest jej giermek, od razu zarządziła wyjście wojsk. Było to dla niej nieistotne, czy jej kawalerzyści widzieli wojnę czy nie. Chciała wyłącznie odbić miasto wraz z zapasami wody.

W trakcie nadciągania z odsieczą spoglądała na swoich kawalerzystów. Widziała, że szybko się uczą.

– Kłus! – Kawalerzyści natychmiast przeszli do kłusu. – Szarża! – Żołnierze w pierwszych rzędach wyciągnęli lance do przodu.

Mimo że armia kawalerzystów została utworzona naprędce, czuła dumę, patrząc, jak nieźle wchodziło w nich rzemiosło czempiońskie. Jednak testem, który zweryfikuje nabyte przez nich umiejętności, będzie nadchodząca bitwa. Teraz jej rekruci wyglądali dość pewnie, ale w obliczu spotkania z wrogiem nawet doświadczonemu rycerzowi zdarzało się zachowywać jak nowicjusz.

Dojeżdżali do przejścia, które wcześniej było zastawione kamieniami. Wiele z głazów zostało już uprzątniętych, tak że ukazał się widok na drugie nighońskie miasto. Droga do niego zajęła im trzy dni, więc mieli tyle czasu na unicestwienie pozostałych żołnierzy, którzy stawili opór.

Miała nadzieję, że wśród nich nie było Charny.

– Pokonujemy te kamienie i po drugiej stronie ustawić mi się w trzech szeregach.

Kawalerzyści nie dopytywali o szczegóły. Mimo krótkiego okresu szkolenia udało jej się wpoić im bezbłędne wykonywanie podstawowych komend. Na podstawach spędziła z nimi najwięcej czasu, żeby wykonywali je automatycznie jak golemy. Wtedy z łatwością będzie mogła przejść do kolejnych punktów szkolenia. Miała świadomość, że w nawet w jednej dziesiątej nie przekazała tego, co powinna w normalnych warunkach, ale ciężkie czasy wymagają innych metod.

Jako pierwsza przeszła przez przejście i ustawiła się na wprost zamku, w którym przetrzymywano Charnę i pozostałych rebeliantów, jeśli jeszcze jacyś z nich przeżyli. Obok niej w kilku rzędach ustawili się czempioni. Kiedy zajmowali miejsce, z miasta dobiegł ciężki odgłos dzwonu.

– Szykować się – rozkazała królowa, która wystąpiła przed szereg. Czeka ich pierwsza bitwa. – Wiem, że wielu z was się boi. To żaden wstyd się bać. Boicie się, bo macie o co walczyć. Walczycie nie dlatego, że lubicie zabijać. Walczycie, bo chcecie żyć jak wolni ludzie ze wszystkimi możliwymi dobrodziejstwami, jakie skrywa to plugawe podziemie. Największe z nich kryje się właśnie tam – woda, która jest niezbędna do życia. Ale teraz znajduje się ona w rękach wroga, który nie wie, z kim zadarł. Nie wie, bo jeśliby wiedział, to ostatnie co by zrobił, to nas zaatakował. Na waszych oczach zapisuje się historia. Pokażmy, że to my ją zakończymy!

Przemowa Tyris pokrzepiła serca konnych jeźdźców. Nie była ona zbyt okazała, lecz wystarczyła, by ich morale się podniosło. Na dowód odwagi wszyscy podnieśli lance, dając znać, że są gotowi do zabijania tych, co śmieli targnąć na ich życie.

Odwróciła się na dźwięk kopyt. Z miasta wybiegło mnóstwo nomadów ustawionych w formacji swobodnej. Czterokrotnie liczebniejsi w przerazili jej żołnierzy, mimo że nadrabiają uzbrojeniem.

– Szarża! – Na tę komendę jej oddział przemieścił się, tworząc kształt trójkąta, z najostrzejszym wierzchołkiem zwróconym w stronę wroga. Ona sama stanęła na jego końcu, będąc najbardziej wysuniętą osobą z oddziału.

– Piki w dłoń!

Kawalerzyści wysunęli piki przed siebie. Szarżowali bez szyku bojowego, jakby myśleli, że dzięki liczebności wygrają tą bitwę. Płonne ich nadzieje.

Panna Lockenhole, znajdując się na szpicu szarży, stępem rozpoczęła atak. Za nią ruszyli jej żołnierze, którzy nawet przez moment się nie zawahali. Ich przeciwnicy galopowali. Tyris przyspieszyła, kiedy wrogowie znaleźli wystarczająco blisko, żeby rozpocząć decydującą szarżę.

Nie dzieliło ich ani pół długości areny w Steadwick, kiedy powietrze i okolicę przeszył przeraźliwy ryk. Wszyscy natychmiast się zatrzymali, jakby ten głos nakazał im stanąć. Do ryku doszły odgłosy skrzydeł, a zaraz potem pojawiły się wielkie pociski ognia.

Z ciemności wyłoniły się ogromne czerwone smoki. Natychmiast obrały sobie wojsko Tyris na cel, pikując najszybciej jak się dało. Schowały skrzydła, chcąc dorwać swoje ofiary, nim się rozproszą. Nomadzi rzucili się do ucieczki w stronę miasta. Jeszcze wierzyli, że jakimś cudem uda im się bezpiecznie schować w nighońskiej przystani. Królowa już nie wierzyła. Żołnierze z powrotem wpadli w panikę. Podobnie ona zamieniła się w kłębek nerwów.

Smoki najpierw mijały nomadów, podgrzewając ich ognistymi oddechami i zamieniając ich ciała w popiół.

Te widoki przywołały Tyris wspomnienia z obrony Steadwick. Jako młoda dziewczyna również patrzyła na śmierć, którą niosą ze sobą te przerażające istoty. Tak samo było tutaj. Smoki paliły ludzi oraz konie, a na następnie zjadały ich resztki. Tyris była spętana strachem. Część smoków urządziła sobie ucztę z zabitych nomadów, lecz niektóre wciąż latały.

Patrząc na smoki, wpadła na pomysł, jak może uratować siebie i żołnierzy.

– Wybacz mi wielki wezyrze – pomyślała o Gavinie Magnusie i wyciągnęła rękę do góry.

– Lot! – Dźwięk tych słów wywołał ogromną bańkę mydlaną, która pochłonęła wszystkich, po czym uniosła się w górę. Tyris ruchem dłoni kierowała zaklęcie na otwór, przez który przechodzili. Gdy wszyscy czempioni znaleźli się za otworem puściła zaklęcie, odsyłając bańkę w magiczne odmęty.

Żołnierze i konie wciąż byli przerażeni i gotowi do ucieczki. Przez strach wciąż nie zwracali uwagi na to, że znaleźli się w bezpiecznym miejscu. Według nich był to chwilowy stan, po którym wrócą do piekła stworzonego przez smoki nighońskie. Żołnierze oprócz smoków obawiali się również królowej. Patrzyli na nią z niemałą wdzięcznością, ale też i z niemałą ostrożnością. Ta sama osoba, która wcześniej była ich podporą, teraz stała się wielką niewiadomą. Niejeden z nich zadawało sobie teraz pytanie o to, kim ona jest, skoro potrafi przenieść taki oddział w bezpieczne miejsce.

Ostatnie, co panna Lockenhole chciała, to odpowiadać na to pytanie. Musiałaby wyjawić, że potajemnie spotykała się z królem Bracady i nieraz omawiała z nim sytuację panującą w różnych państwach. Mało tego musiałaby ujawnić swoją nieśmiertelną tajemnicę. Dużo zachodu, by pokazać, że nic się nie zmieniło. Jest królową, która nadstawi za nich karku.

Chcieli wiedzieć, skąd zna to zaklęcia, ale nie pytali o to. Im dłużej czuli się bezpiecznie, tym bardziej ich ciekawość zastępowała wdzięczność za uratowanie. Tyris w końcu uspokoiła nerwy. Jej ciekawość wygrała nad strachem. Wróciła przed otwór, żeby popatrzeć na pobojowisko.

Smoki plądrowały to, co zostało. Swoimi długimi i zaostrzonymi pazurami rozszarpywały zwłoki. Ocalałych dobijały albo przypalały. Wiedziała, że nikt z nomadów nie wyszedł żywy.

Najwidoczniej smoki splądrowały i zabrały wszystko, co mogły. Zatrzepotały skrzydłami i wróciły tam, skąd zaatakowały. Panna Lockenhole obudziła swoich żołnierzy, którzy usnęli, gdy czekali na odejście smoków.

Gdy cały jej oddział wsiadł na konie, wskazała na miasto. Zmierzając do niego, miała nadzieję, że jakimś cudem Charna przeżyła ten napad smoków.

0 0 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x