fb Saga Sawrhino – Tom 1 – Rozdział 3 - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Saga Sawrhino – Tom 1 – Rozdział 3

24 marca 2021
Pobierz w formacie PDF

Nagle wstał z łóżka zauważywszy, że Lana nadal nie wróciła. Nigdy nie musiała tak długo siedzieć w szkole. Założył sandały, do których wrzucił skórzane oprawki i wyszedł z domu. 

Chwilę później dostrzegł jej spiczasty dach szkoły. Wszedłszy do niej otoczyła go ciemność taka sama jak na zewnątrz. Żadna z pochodni już się nie świeciła i miał problem ze znalezieniem żywej duszy. Wyglądało, że szkoła zakończyła pracę na dzisiaj, ale spacerując przez ciemny korytarz w końcu zauważyła go jedna z nauczycielek. 

– Panie Dnok, co pana do nas sprowadza o tej porze? – Zdziwiła się jego obecnością. 

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy Lana jest jeszcze w szkole? 

– Nie, już dawno wyszła. Tym razem wyjątkowo szybko wywiązali się z przestarzałą dokumentacją w archiwum. Wyszła razem ze wszystkimi. Nie wróciła do domu? – spytała widząc, że Turnley nie wie, gdzie jest. 

– Jeszcze jej nie ma. – Martwił się coraz bardziej, ale zachował trzeźwość umysłu. – Czy kiedy wychodziła razem z innymi słyszała pani, żeby gdzieś szli? Mam na myśli, jakąś karczmę, albo coś podobnego? 

– Już za szkołą rozeszli się w swoje strony i pańska małżonka wracała do domu. 

To było nietypowe dla Lany. Nawet, kiedy chciała odreagować po pracy, to zawsze zostawiała informację w domu, gdzie mógłby jej szukać, lub wysyłała wojskowego. Nigdy nie znikała bez słowa. 

– Dobrze, serdecznie dziękuję.  

– Jestem przekonana, że pana żona bezpiecznie wróci do domu. – uspokoiła go widząc, że zaczął się niekontrolowanie trząść. 

Skinął jej głową i poszedł do siebie, zgodnie z radą nauczycielki. Chciał sprawdzić wszelkie możliwości, gdzie mogłaby się zatrzymać. Rozejrzał się po wyjściu ze szkoły, lecz tylko nieliczne budynki były oświetlone i dochodził z nich gwar rozmów. Skończył się tydzień roboczy, więc wielu korzystało z okazji odreagowania w karczmie. Wszedł do jednej z nich, mając nadzieję, że znajdzie tam Lanę. Wypatrywał jej wśród mieszkańków rodu Parhir, którzy zostali przemieszani z rodem Razi. Ciężko było ich rozróżnić i dopiero, gdy się im przyjrzało, to dało się zauważyć, że ubrania z rodu Razi bardziej eksponowały złotem i nawet mieli ten kruszec wszyty w ubrania, w porównaniu do tych z rodu Parhir, którym musiały wystarczyć ozdoby w kolorze złota. 

Nie było jej tutaj. Ani tu, ani w żadnej innej karczmie, będącej tuż przy drodze do domu. Miał problem z zebraniem myśli i sensownym wyjaśnieniem jej zniknięcia. Wszystkie możliwości skracały się do porwania, grabieży, lub co gorsza, okaleczeniu. Tej ostatniej możliwości nawet nie chciał brać na poważnie. Przyszła mu do głowy pewna ewentualność. Mogła pójść do jednej z najlepszych przyjaciółek i tam się zasiedzieć. 

Najbliżej miała do Hebi, jej najlepszej przyjaciółki i zarazem ich sąsiadki. Jej wystrój domu, był podobny do domu stolarza, toteż czuł się jak u siebie ilekroć tam był. W środku panowała ciemność, więc już zapewne spała. Miał nadzieję, że chociaż ona będzie wiedziała, gdzie mogłaby być. Obydwie były nierozłączne i choć Turnley ożenił się z Laną wiele lat temu, to jego żona nie zapomniała o swojej przyjaciółce. 

Trudno, pewnie mnie ubije. – Pokrzepiwszy się w myślach zapukał do drzwi. Z domu dochodziły odgłosy kroków i skrzypiącej podłogi. Chwilę później stała naprzeciwko niego. 

– Turnley? – Nie była pewna, czy widzi tą osobę co powinna, czy wzrok ją okłamuje. – Wiesz, która jest godzina i co człowiek po zmęczonym dniu zazwyczaj robi? – Głośno ziewnęła dając znak, od czego ją wyrwał. 

– Przepraszam, że cię budzę, ale czy Lana nie była dzisiaj u ciebie jakoś po pracy? 

– Nie, choć chciałam spędzić z nią nieco czasu, to mówiła, że musi zostać dłużej w szkole. A co nie wróciła? – Jej oczy wciąż się kleiły do snu. 

– Właśnie, że nie. 

– To idź do szkoły, pewnie tam ci powiedzą, co się z nią dzieje. 

– A myślisz, że skąd wracam? Zdążyłem przejść nawet karczmy będące na naszej ulicy, lecz nie było jej tam. 

Momentalnie się obudziła. Znała ją dłużej od Turnleya i nawet dla niej było to nietypowe. Jednakże nie panikowała w stosunku do niego. 

– Jestem przekonana, że wróci cała i zdrowa. A teraz idź spać i każ jej przyjść do mnie, kiedy wróci. Mam ochotę ją ubić, że tak mnie nastraszyła i ciebie przy okazji też. 

Cała Hebi, wszystko by obróciła w żart, nawet to, że Turnley mało co nie umierał ze strachu. Pożegnał się z nią i wyszedł z powrotem na ulicę. Zastanawiał się, gdzie jeszcze mogłaby pójść i im dłużej to robił, tym mocniej przekonywał się do uspokajającego głosu przyjaciółki. Może faktycznie za bardzo panikuje? Jednakże jak miał się opanować, skoro miłość jego życia, była gdzieś na wyspie, a on nawet nie wiedział gdzie? Posłuchał głosu rozsądku i wrócił do domu. 

Przez chwilę nie mógł znaleźć miejsca. Jego myśli kotłowały się wokół ukochanej. Dopiero, gdy odrzucił wszystkie pesymistyczne scenariusze, co do jej zniknięcia, odnalazł w sobie spokój. Postanowił, że gdy żona wróci, będzie musiała gęsto się z tego tłumaczyć, a na ten moment ściągnął z siebie ubrania i wszedł pod kołdrę. Kiedy się położył, coś małego i ostrego wbijało się w plecy. Odwrócił się i na łóżku leżało coś przypominającego małą metalową strzałkę skierowaną w dół. 

Był to emblemat wojskowy, który nosili dowódcy oddziału. Początkowo chciał go oddać jej ojcowi, ale odwróciwszy ją na drugą stronę dostrzegł napis: Lana Dnok. W ten sposób żołnierze zapisywali osoby, które mieli porwać, okraść, wygnać lub … zabić. Turnley tej ostatniej możliwości nawet nie chciał brać pod uwagę. Wyskoczył z łóżka i biegł do koszar ile sił miał w nogach. 

1 1 vote
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x