Saga Sawrhino – Tom 1 – Rozdział 5 część 2
14 kwietnia 2021Było późne popołudnie, kiedy pierwsze osoby zbierały się nad urwiskiem. Ołtarz był postawiony nad przepaścią, a pod nim dodano drewna i siana. Słońce panowało na niebie, choć chyliło się ku zachodowi. Wybiła trzydziesta trzecia klepsydra. Wokół paleniska ustawiony był podest, który prowadził pod ołtarz, gdzie ustawione były drwa. Z prawej strony wchodziła osoba bliższa zmarłej, którą według prawa był mąż.
Stolarz rozejrzał się po zebranych. Zauważył przyjaciół i współpracowników ze szkoły Lany, Hebi i inne jej bratnie dusze, swoich pracowników ze stolarni oraz bliższych i dalszych znajomych. Przyszło również kilku urzędników, co wywołało wypieki na twarzy stolarza, ale zrozumiał, że zjawili się w celu dopełnienia formalności.
– Turnley, wszyscy czekamy na twoje słowa. – powiedział Cavin, kiedy wszyscy zaproszeni zebrali się wokół nich. Nie chciał go popędzać, ale przykry obowiązek należało dopełnić.
Stolarz niechętnie podszedł do podestu, trzymając łatwopalną oliwę. Kiedy stanął przy nim odwrócił się do gości, nie wiedząc co powiedzieć. Nie przygotował swojego przemówienia, bo ilekroć próbował coś nakreślić, tylekroć wściekał się, że żadne słowa nie oddawały jego uczuć do Lany.
– Kochałem ją, była moim sensem życia, który rozjaśnił mój ciemny świat. – Nigdy nie miał zdolności poetyckich, ani nie miał nic wspólnego z rodem Moreran. – Marzę, żeby ponownie jej to powiedzieć – łzy wychodziły na policzki. – Tyle słów nie zdążyłem jej powiedzieć, a na które tak bardzo zasługiwała. Tego najbardziej żałuję, skoro nie mogę żałować tego, że nie udało mi się jej uratować.
Zaczął płakać, a razem z nim jej ojciec, Hebi i większość zebranych gości, nawet urzędnicy mieli trudności z powstrzymaniem łez. Gdy się opanował przemawiał dalej, choć co zdanie robił dłuższą przerwę na złapanie oddechu.
– Chciałbym, żebyście wy nie żałowali słów, których nie zdążyliście powiedzieć. Chciałbym, żebyście niczego w życiu nie żałowali, lecz jeśli już macie czegoś żałować, to żałujcie tego, że zrobiliście za mało by być szczęśliwi. – Musiał pokierować swoją przemowę w inną stronę, bo czuł, że się rozpłacze. – Zapewne macie sobie nawzajem tyle do powiedzenia, a ukrywacie to z obawy o to, co pomyśli druga osoba. Nie bójcie się odkrywać waszych myśli. Nawet, jeśli przyniesie wam to więcej wrogów niż przyjaciół, to przynajmniej z wami zostaną ci prawdziwi, którzy docenią waszą szczerość.
Nastały smutne oklaski.
– Przede wszystkim chciałbym wam podziękować za waszą obecność i jestem przekonany, że Lana też jest wam wdzięczna. Powinienem od tego zacząć swoje przemówienie, ale dziękuję, że przyszliście i sprawiliście Lanie radość.
Nie zwracał już uwagi na końcowe oklaski. Poprosił Cavina, żeby wziął pochodnię i poprowadził go na podest. Tam rozdzielili się na swoje przejścia i spotkali się tuż przy palenisku, ułożonym pod ołtarzem jego żony. Turnley otworzył pojemnik z łatwopalną oliwą i nim zaczął rozlewać go po ołtarzu, poczuł rękę Cavina na swoim barku. Polał po ołtarzu i palenisku, a nadmiar oliwy spływał po drewnianej konstrukcji. Na końcu pozostało mu polać ciało jego żony. Po raz ostatni czule złapał ją za rękę i rozlał na nią oliwę. Następnie rzucili pochodnie pod drwa, które szybko zajęły się ogniem.
– Mam nadzieję, że odnajdziesz drogę do aniołów. – Pomyślał Turnley, który razem z Cavinem oglądali jak ogień z drewna powoli przechodził na ołtarz. Grube nogi, które podtrzymywały ołtarz, pod wpływem siły ognia słabły, aż w końcu ugięły się.
Żołnierz i stolarz schodzili z podestu. Gdy zeszli Turnley odwrócił się i patrzył na iskry jakby przedstawiały najpiękniejszy taniec, który był ofiarowany tylko jemu. Śledził z uwagą każdy ich ruch. Spoglądając w nie, dostrzegł w nich siłę, która wyciągała jego ukochaną do nieba, do miejsca, gdzie będzie szczęśliwa. Prowadzą ją do raju, którego tak bardzo pragnęła, i którego tak bardzo nie mogła mieć na ziemi. Chciał być tam z nią.
Nie wiedząc skąd zebrał w sobie siłę, żeby do niej dołączyć, ruszył w stronę płonącego ołtarza, widząc w nim bramę, po której przekroczeniu znajdzie się w raju. Biegł z nową nadzieją.
– Turnley!
Nagła siła zepchnęła go i powaliła na ziemię, przygniatając samym sobą. Tą siłą był demon, który miał czerwone oczy i ciemną twarz. Stolarz zaczął z nim walczyć, ale demon był dużo szybszy od męża Lany i kilkukrotnie zdzielił go w twarz. Uderzenia nie były mocne, jednak wystarczająco silne, żeby przywrócić mu zmysły. Wciąż leżał na ziemi, lecz demon zmienił się w ojca Lany.
– Cavin?
– Tak to ja – odparł z przekąsem.
Pan Dnok spojrzał na ogień, który przed chwilą pokazywał mu żonę biegającą radośnie po łące. Portal się zamknął, a ogień nadal żywiołowo trawił ołtarz i wszystko, co się na niego składało. Wrócili do ludzi, którzy patrzyli na ten niespodziewany pokaz z obawą o życie Turnleya. Jej ojciec najprawdopodobniej pierwszy dostrzegł opętanie stolarza, a dopiero później kilku mężczyzn. Większość ludzi już opuściła obrzęd, a przy ołtarzu pozostali ci, którym Lana najbardziej zapadła w pamięć.
– Panie Turnleyu – zaczepił go jeden z urzędników – prosimy o złożenie podpisu i wszelkie sprawy formalne będą już załatwione.
Wziął pióro od urzędnika i nie zwracając uwagi na zawartość pergaminu złożył podpis. Urzędnicy ukłonili się i zostawili ich samych. Ogień, który wcześniej wyzwolił w nim halucynacje, teraz zrodził w nim uczucie zemsty. Rozpacz już odeszła i nie zamierzała wracać. Skoro nie mógł jej uratować, to postanowił pomścić. Żaden sąd nie był w stanie należycie ukarać jej oprawców.
Kiedy ołtarz przestał płonąć wszyscy uczestnicy, oprócz Cavina i Turnleya, wrócili do domów. Ogień pochłonął cały ołtarz, a Lanę iskierki poprowadziły do aniołów. Razem z Cavinem podeszli do ołtarza i pod nim znajdowała się metalowa blacha, która miała za zadanie zebrać prochy zmarłej osoby. Wyciągnęli ją i prochy wsypali do urny.
Później poszli tuż nad urwisko. Stolarz był tak zawładniętym płonącym ołtarzem, że nawet nie dostrzegł, kiedy późniejszy wieczór zamienił się w gwieździstą noc. Właśnie w jednej z wielu takich nocy poprosił Lanę o rękę. Gdy potwierdziła skakał z radości jak małpa, która znalazła las pełny bananów. Teraz w taką samą noc ją żegnał.