fb Powstanie Ragilii - Rozdział 4 – część 2 - fantastyka - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Powstanie Ragilii – Rozdział 4 – część 2 – fantastyka

21 maja 2024
Pobierz w formacie PDF

Rozdział 4 – część 2 – fantastyka w najlepszej postaci

Fantastyka w najlepszej postaci 🙂

Bagno nie dawało Krolowi wytchnienia. Momentami porywało go, a kwiaty i inne rośliny wręcz oplatały jego ręce. Miejscami woda płynęła w postaci rzeki, więc wykorzystywał jej nurt, żeby oszczędzić sobie męczarni przy zmierzaniu do Gazi. Wiedział, że jest tam port przeładunkowy, więc jeśli miał się czegoś dowiedzieć o tych gnollach, to tylko tam.

Zastanawiało go, czemu Ogran nie pojawiał się od dłuższego czasu. Miał wrażenie, że pokazywał się wtedy, kiedy chciał, a nie wtedy, kiedy go potrzebowali. Teraz też potrzebował jego opinii o planie rebelii. Czy miał sens? Czy warto wprowadzić go w życie? Czy była szansa, że dzięki niemu pozbędą się ludzi z Ragilii? Te i jeszcze wiele pytań chciał mu zadać.

Prowiant od Krapa starczył mu na dzień, jednak trudność, z jaką pokonywał bagna, zmuszała go do częstszych posiłków. Od tej chwili lwią część czasu poświęcał na polowanie na mniejsze jaszczury czy inne ważki, latające wśród drzew. Dzięki zwinności udało mu się upolować kilka ważek, które nie zdążyły przed nim uciec. Później rozpalał ognisko i smażył je oraz inne upolowane jaszczury. Nie miał pojęcia jak daleko była Gazi od Itrapy. Wyprawa, która miała się zakończyć w ciągu kilku dni, trwała już ponad tydzień. Pierwszą część dnia przemierzał bagna i zatrzymał się, nim słońce wzeszło nad horyzontem. Wówczas polował na jaszczurki i inne bagniste stworzenia, które mógłby zjeść, po czym rozpalał ognisko i zajadał się upolowaną zdobyczą, zawiniętą w moglisty dyniacz, który zbierał, gdy przeprawiał się przez wodę.

Po dwóch tygodniach przemierzania bagien ,wspiął się na jedno z wyższych drzew i dostrzegł, jak odnogi rzeki Widy zbierały się u ujścia. To tam wybudowano ogromny port w Gazi, gdzie cumowały statki z Gradenii, które przypływały z materiałami do budowy mostu.

Wreszcie dotarł na miejsce. Zszedł z drzewa i stanął przed pierwszymi budynkami w Gazi. Zdziwił się, że miasto nie miało żadnych murów obronnych, ani innych umocnień. Najwidoczniej ludzie nie spodziewali się, że jakikolwiek wróg mógł przejść od tej strony. Krolowi natychmiast rzuciły się w oczy budynki, jakie ludzie budowali. W niczym nie przypominały ich lepianek w Itrapie. Zbudowano je z solidnego kamienia, utwardzonego jakąś brązową mazią. Zielonołuskowy domyślił się, że to ta sama maź, którą murarze przytwierdzali kamienie do budowy mostu.

Dostrzegł, że wokół domów spacerowali ludzie, więc natychmiast schował się zza jednym z krzewów. Nie widział żadnych jaszczuroludzi, więc nie  był pewnien, jak ludzie by go potraktowali.

– I jak ja mam wśród nich znaleźć gnolli?

Podbiegł pod jeden z domów i spojrzał przez okno do środka. W środku znajdował się kamienny piec, na którym wyłożono garnki. Obok pieca stał stół, do którego przystawiono krzesła. Siedziały na nich dzieci, jedzące posiłeke, a jego zapach wywołał w Krolu skurcze żołądka.

– Dzieci zjadajcie i idźcie jeszcze do kowala, zanim spadnie deszcz.

Jaszczuroczłowiek usłyszał starszej kobiety,dochodzący z wnętrza mieszkania, i natychmiast schował swoją głowę. Przywarł mocniej do ściany z bijącym szybko sercem. Potrzebował dowiedzieć się, jaki jest stosunek ludzi do takich jak on, lecz bał się wyjść ze swojej kryjówki..

– Ej, łapać tego gada! – krzyknął jeden ze strażników, gdy dostrzegł Krola.

Kilku strażników z dwóch stron natychmiast pobiegło za nim. Zielonołuskowy wbiegł w gąszcz domów, a gdy zerknął za siebie, dostrzegł kilkanaście ludzkich sylwetek, biegnących za nim. Biegł w labiryncie korytarzy między domami ludzi i próbował ich zgubić.

– Straż! Straż! Tu jest gad!

Ludzie krzyczeli, gdy ich mijał. Nie miał co szukać wśród nich pomocy. Wskoczył na dach jednego z mniejszych domów, mając nadzieję, że strażnicy mu odpuszczą. Nim zdążył wyjść, zauważył, jak dzida z ostrym grotem przeleciała tuż obok niego irobiła wyżłobienie w płytkach dachowych. Spojrzał w dół, gdzie kilku strażników naprężało łuki i mierzyło do niego. Natychmiast puścił się biegiem, ponieważ gdyby pozostał choć chwilę dłużej, strzały niechubnie by go dosięgły.Zwinnie przeskakiwał z dachu na dach i nie zatrzymywał się, dopóki strażnicy nie znikli. Nawet jeśli jedna grupa strażników straciła go z widoku, to pojawiała się kolejna.

Musiał coś zrobić, żeby nie dać się złapać. Zeskoczył w alejkę pełną domostw, gdzie nie było ludzi i wbiegł do dużego domu. Okazał się opustoszały, a w środku było kilka stogów siana. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdowały się w nim boksy, w których zamknięto istoty na czterech nogach z zakończonymi kopytami i podłużnym pyskiem.

– Czy to są byczary? – spytał sam siebie w nadziei. Podszedł do jednego z nich. – Nie, one miały rogi i były znacznie potężniejsze. Też zniewolone tak samo jak my.

Istota, przed którą stał Krol zaczęła się gwałtownie poruszać. Podnosiła kopyta z zamiarem odgonienia Krola. Wraz z nim pozostałe istoty przywarte do boksów zaczęły się nerwowo poruszać.

– Cichutko, nie chcę wam robić krzywdy – uspokajał je, ale jeszcze bardziej panikowały.

– Tu jest ten gad!

 

Dalsza część opowiadania poniżej

Jeżeli treść opowiadania Ci się spodobała i chciałbyś wpłynąć na rozwój świata literackiego, to serdecznie zachęcam Cię do sprawdzenia mojego Patronite. Kliknij w poniższe logo.

 

Albo postaw mi kawę, będę serdecznie za nią wdzięczny:

Krol  usłyszał krzyk jednego ze strażników, i natychmiast wskoczył do jednego ze stogówsiana. Odsłonił widok na korytarz, gdzie już znajdowało się kilku strażników.

– Gdzie się ukrywasz, gadzie? – spytał złowrogo jeden ze strażników z wyciągniętym mieczem.

– Widziałem, jak wbiegł tutaj – dodał kolejny, który trzymał dzidę wystawioną przed siebie.

Krolowi serce podchodziło do gardła. Zastanawiał się, kiedy zostanie zdemaskowany, i ta świadomość pchała go do wyjścia z ukrycia, lecz resztki rozsądku podpowiadały mu, , że to będzie zły pomysł.

– Konie się spłoszyły, więc na pewno tu jest. Nawet one wiedzą, że jaszczuroczłowiek jest zły – powiedział ten z wyciągniętym mieczem.

Uspokoili konie i rozglądali się po budynku. Sprawdzali między boksami, weszli pod dach budynku i już mieli wychodzić, gdy jeden z nich rzekł.

– A może schował się w sianie? – rzekł ten z dzidą.

– Podpalmy ją i zobaczymy – dodał inny, z młodzieńczym głosem.

– Siano jest tutaj cenne i rzadko dostępne, a konie nie lubią tego ragilijskiego świństwa. Lopar – podszedł do niego ten z mieczem – wbij miecz do każdej z nich i zobaczymy co się stanie.

Gdy podszedł do pierwszej kopy, wbił miecz w kilku miejscach. Poczuł siano, więc przeszedł do następnej kopy, w której również było siano. Zbliżał się do kopy, w której był Krol. Jaszczuroczłowiekowi serce zabiło jeszcze szybciej. Nim Lopar zdążył wbić miecz, Krol wyskoczył z kopy siana i rzucił się do ucieczki przez korytarz. Nimzdążył uciec z budynku, kilku strażników przyszpiliło go do ziemi.

– Tu jesteś, wstrętny jaszczurze! Chciałeś uciec od pracy, co? – rzekł Lopar, który związał jego ręce, a następnie siłą podniósł go w góręi postawił na nogi. – Trzeba przyznać, szybki jesteś i jak na jaszczura silny. Będzie dużo mięska do jedzenia.

Cała grupa wybuchła śmiechem, a następnie wyprowadzili go ze stajni.

Początkowo strażnicy prowadzili go przez wąskie brukowane uliczki w mieście, na których Krol się ślizgał. Później Gradenianie weszli z nim na główne ulice Gazi. Szybko zebrała się gawiedź, która rzucała w Krola wszystkim, co było w pobliżu.

– Gnij w więzieniu przeklęty jaszczurze! – krzyknął ktoś z tłumu.

– Z taką paszczą nie chciałabym nawet żyć! – dodał jeszcze ktoś.

Krol nie zwracał uwagi na obelgi. Był zły na siebie, że zawiódł pobratymców, a jeszcze bardziej zły na ludzi, że ci nie mieli choćby minimalnego szacunku do nich.

Tłum szedł za nimido momentu, aż dach jednego z domów zsunął się na ulicę i upadł z głośnym łoskotem. Strażnicy natychmiast rozstąpili się , a dach znalazł się pośrodku nich. Tłum ludzi uciszył się, część z nich uciekła do domów. Strażnicy i Krol nie wiedzieli, co takiego spowodowało, że dach osunął się i spadł na ulicę. Jaszczuroczłowiek zauważył jedynie, że dach został zbyt równo ścięty.

– Panowie do broni i pilnować zbiega – rzekł Lopar, który wyciągnął miecz spodziewając się wroga z każdego miejsca. Podobnie uczynili pozostali.

Trzask rozbijanych kamieni dobiegł do nich z jednego z domów, który pozostawił po sobie wyrwę w budynku. Tłum zaczął uciekać, część żołnierzy niepewnie trzymała miecz, a ci, co pilnowali Krola puścili go. Nikt nie rozumiał co się działo, oprócz Lopara.

– Wyłaź przeklęty magu i pokaż swoją twarz! – wrzasnął, lecz nikt mu nie odpowiedział.

Z bronią wyciągniętą i małymi krokami szedł do przodu. Żołnierze również to zrobili, ale nikt z nich nie chciał tu być. Krol również czuł się nieswojo. Wiedział, że magowie potrafili dużo, ale nie sądził, że są zdolni do takich zniszczeń.

Wtem z jednym z budynków wyszedł człowieko podobny twór, który miał brązowy habit na sobie, kaptur założony na twarz, tylko, że pod nim nie było widać twarzy, a była wyłącznie ciemność. Gdy Krol zauważył kapłana natychmiast się zląkł i nie wiedział, co robić. Strażnicy też nie byli przekonani, czy mieli go atakować. W końcu jeden z nich zaatakował postać bez twarzy, na co tamten rzucił nim o ścianę jednego z budynków, niczym błoto na ziemię.

– Wszyscy razem na niego! – rzekł Lopar, który jako pierwszy zaatakował z mieczem. Rzucił nim w niego, i chociaż trafił, to ostrze przeszło przez maga zupełnie tak, jakby nic pod habitem nie było. Pokaz ten spowodował, że wszyscy żołnierze stanęli. Upuścili broń i zaczęli się trząść, niczym skazaniec przed stryczkiem.

Przez chwilę nastała nerwowa atmosfera. Kapłan mimo swojej przewagi nie chciał podejmować kolejnego kroku, a strażnicy byli zbyt przerażeni, aby się poruszyć uciekać. Tępo patrzyli na postać w habicie, nie wiedząc, co za chwilę się wydarzy.

– Bądźcie przeklęci – rzekł mag przytłumionym głosem, wyciągając rękawy w ich kierunku, a podłoże brukowane momentalnie stało się mielizną. Również pod nogami Krola powstała mielizna, jakby ponownie wszedł w bagna.

– Uciekamy! – zarządził ktoś, ale magiczne mokradła stanowiły przeszkodę nie do pokonania..

Postać maga podchodziła do nich powoli, i im bliżej strażników była, tym bardziej próbowali uciekać, lecz ich próby okazywały się zupełnie bezskuteczne. Jeszcze mocniej zanurzali się w bagnie, aż w końcu mag bez twarzy był tak blisko, że widzieli własną śmierć przed oczami.

– Precz! – wykrzyknął mag, a mokradła nagle znikły, i gdy żołnierze odzyskali grunt pod nogami, natychmiast puścili się pędem.

Krol spoglądał na tą scenę sparaliżowany śmiertelnym strachem. Nie wiedział, czego właśnie był świadkiem, lecz wiedział, że postać, która przegoniła żołnierzy, miała ogromne moce magiczne Mag nie zakończył na tym swojego przedstawienia – gdy Gradenianie znikli, natychmiast spojrzała na Krola.

 

Kolejna część opowiadania w następny wtorek o godz: 16:00

 

Sprawdź moje media społecznościowe:

https://www.facebook.com/KamilSobikPisarz

https://www.instagram.com/kamil_sobik_pisarz

 

Jeśli chcesz poznać inne moje opowiadania, czy powieści, fantastyka i nie tylko, to zapraszam do sklepu:

https://segeworld.pl/sklep/

Korekta i Beta czytelnictwo: Karolina Kwarcińska

0 0 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x