Część IV Part 1: Podbój Steadwick
2 lipca 2020Wyszedł z rady czując, że Królewski Militarny Oddział Erathii robi z igły widły. Mieli do czynienia z chochlikiem, a stwarzali wrażenie, jakby atakował ich arcydiabeł. Poradziliby sobie nawet z kilkoma arcydiabłami , więc czym tak naprawdę zaprzątać sobie głowę? Zastanawiał się Darwin, który zebrał kilkunastu czempionów i nakazał im przygotować się do wymarszu. Kiedy otrzymali rozkaz, to trzęśli się, jak galareta.
– Nie no, oni też. – Na głos wypowiedział swoje myśli, kiedy zniknęli do przygotowań. – Totalnie nie rozumiem, czego się tu bać.
Oporządził swojego konia, zarzucił mu siodło i wyszedł naprzeciw swoim oddziałom. Ozdobił swojego wierzchowca, jakby szedł na paradę, a nie na wojnę, a jego celem nie było zbadanie terenu, tylko pysznienie się swoim zwycięstwem. Dzielił skórę na smoku, mimo, że jeszcze żadnego z nich nie upolował i jak podejrzewał żadnego upolować nie będzie miał okazji.
Czekając na nich przed bramą wyjściową, dostrzegł zbliżających się czempionów. W stosunku do swojego dowódcy przygotowali konie jak na wojnę, zabezpieczając je przed ewentualnymi obrażeniami. Tarcze zawiesili na swoich plecach, z boku konia przywiązali piki, a na głowach mieli hełmy z przyłbicami na głowie. Dumnie reprezentowali barwy Erathii i gryfa, który był na ich szatach.
– Wyruszamy do Keventry – wyciągnął miecz – pokażmy naszym wrogom, gdzie jest ich miejsce.
Wyruszyli z miasta i spokojnym kłusem zmierzali na wschodnią część Erathii. Pierwszą przerwę zrobili już w pierwszej napotkanej wiosce. Wykupili od chłopów zapasy na drogę i wyruszyli dalej, lecz drugą przerwę zrobili w następnej wiosce, a nie minęło nawet pół dnia. Odpocząwszy po lekki wysiłku, wyruszyli dalej, lecz zmuszeni byli stanąć w kolejnym miasteczku na obiad i napoić konie. Nim nastał wieczór zrobili jeszcze kilka przerw, mimo, że wschód potrzebował ich obecności.
Czempioni z każdą kolejną przerwą irytowali się coraz mocniej. Po tygodniu podróży w końcu jeden z nich nie wytrzymał i rzekł:
– Mój panie, konie nasze nie są zmęczone, a i nam nie potrzeba odpoczynku. Nie przebyliśmy nawet połowy drogi, a w Steadwick czekają na nasze informacje.
Dannil miał słomkę w ustach i leżał w cieniu pod drzewem, rozkoszując się błogim odpoczynkiem.
– Król Kendall ma dużo innych obowiązków, nasza informacja nie zmieni jego planów. Wypoczniemy jeszcze i wtedy ruszymy.
– Panie poruczniku, jednak …
– Wykonać.
Urwał dyskusję, na co czempion zasalutował i wrócił do swoich kumpli wyraźnie niezadowolony z opieszałości. Jednak dla Dannila liczył się przede wszystkim wypoczynek. Nie lubił się przemęczać, zwłaszcza, jeśli nie było trzeba. Nie ma wojny i żadna się nie zbliżała, a więc po co się zachowywać, jakby jakaś nadchodziła? Jeszcze długo wypoczywał z takim nastawieniem, aż w końcu zmęczony samym odpoczynkiem, nakazał podróż swoim żołnierzom. Wsiedli na konia i dogalopowali do następnej wioski i zmęczeni podróżą stanęli na noc.
W takim tempie dotarli w pobliżu Keventry po dwóch tygodniach od wyruszenia ze Steadwick. Zatrzymali się w pobliżu jednej z wiosek, gdzie poszli się pożywić do karczmy. Jednakże Dannil wyczuwał na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się i dostrzegł, że kilka dziewczyn frywolnie uśmiechało się w ich kierunku.
– Panowie idźcie się najeść, ja do was dojdę. – nakazał, a samemu poszedł w kierunku dziewek. Podszedłszy do nich rzekł. – Drogie panie, ładnie to tak podglądać mężczyzn. – zagaił żartobliwym tonem.
– Chyba pan rycerz nie jest tym faktem zdziwiony.
– Oczywiście, że nie. W końcu nie macie zbyt często możliwości widzieć prawdziwych rycerzy Erathii.
– No, ci tutaj pikinierzy – machnęła ręką i głośno mlasnęła wargą, kiwając głową – żaden z nich nie jest tak przystojny.
– Ze skromności nie zaprzeczę – złapał jedną frywolną dziewczynę i zbliżył ją do siebie. Pozostałe również nie stały z tyłu. – Gdybyście tylko wiedziały z jakim bohaterem rozmawiacie, wtedy inaczej byście do mnie podeszły.
– Opowiesz nam? – Nalegały, żeby podzielił się z nimi kilkoma historiami.
– No dobrze, drogie panie. Kilka przygód mogę wam opowiedzieć. – Specjalnie poczekał dłuższą chwilę, żeby nasłuchać się próśb kobiet i niczym bajarz opowiedzieć legendy o wielkich herosach. – Wiecie, kim jest Yog i Crag Hack. – Wiedziały, że pokonali Sandro razem z Gem i Gelu. O tym mówiło się w całym Antagarich. – Tak więc ja służyłem u boku tego drugiego. Pamiętnego wieczoru, kiedy wkroczyliśmy na tereny Deyji wpadliśmy w zasadzkę. Tysiące wampirów nas zaatakowało. Wyglądały potwornie, a te ich czerwone ślepia odstraszały niejednego chojraka. – Nigdy nie widział ich na oczy. – Zostaliśmy zaskoczeni, ale dzięki dobremu dowodzeniu Craga Hacka, któremu doradzałem w kwestii bitewnej, udało nam się wyjść z opresji i nawet zaatakować przeciwnika.
– Ale ty jesteś dzielny. – powiedziały wszystkie razem.
– To jeszcze nie koniec, moje panie. Potem dopiero się zaczęło, gdyż jak się okazało, to była pierwsza fala nekromantów. Następna była dużo silniejsza. Okazało się, że za wampirami były lisze i widmowe smoki. Lisze zaczęły uderzać nas swymi trującymi kulami, które nas dziesiątkowały, a smoki atakowały resztki naszych oddziałów. Bitwa zbliżała się ku końcowi.
– Ooo! – zawyły z przerażenia.
– Jednak najgorsze było to, że nasz dowódca znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Uderzał swoim toporem na lewo i na prawo, ale nie dostrzegł smoka, który leciał na niego. Widząc to, pobiegłem do niego i gdy smok otwierał paszczę rzuciłem się na Craga Hacka i tak smok miał w swojej paszczy mnie, zamiast pana Hacka.
– Jak z tego wyszedłeś? – Pozostałe też to interesowało.
– Byłem pewien, że zostanę przez niego rozszarpany, ale całe szczęście miałem miecz ze sobą i gdy smok chwilowo przestał miotać głową, wyciągnąłem go z pochwy. – Powstał i wyciągnął swój miecz. – I z całej siły przeciąłem mu jedną z kości szyi. – Zamachnął się mieczem udając, że przecina opowiadanego smoka na pół. – Ten uszczerbek na mieczu przypomina mi o tamtej bitwie. – Pokazał im miecz, w którym odłupała się część klingi, bo kowal przywalił za mocno.
– Oooooch! – Kobiety zapowietrzyły się widząc i słysząc, z jakim bohaterem miały do czynienia.
– Więc, drogie panie, ze mną wam nic nie grozi. – Ponownie usiadł między dwiema kobietami, lecz tym razem przyciągnął do siebie dwie najbliższe . Zresztą nie musiał tego robić, gdyż same się do niego garnęły. – To co? W jaki sposób panie stąd podziękują bohaterowi za uratowanie im życia i zapewnienie bezpieczeństwa?
Już jedna z nich już miała przejść do rzeczy, lecz ziemia zatrzęsła się pod nimi. Najpierw nieznacznie, a potem coraz mocniej tak, że ten kto stał, miał problem z utrzymaniem równowagi. Dannil nie wiedział co się dzieje, kobiety tak samo, również goście z pobliskiej karczmy i jego wojowie wybiegli na zewnątrz, chcąc poznać odpowiedź.
Gdy tąpnięcia stawały się coraz mocniejsze, w końcu ziemia się otworzyła, a z niej wybiegły potwory nieznane Dannilowi. Kolejne otwarcie ziemi nastąpiło tuż za ich plecami. Później kolejne, po chwili następne, a potem, gdzie się nie spojrzało tam wychodziły wszelkie jednostki o wrogim usposobieniu. Wymachiwały dzidami, nożami, niektóre miały postać węża, ale ręce i głowę kobiety, a zamiast włosów na głowie wyrosły im małe wężyki.