Część 5: Charna vs Mardon
30 września 2020Gdy Charna potwierdziła wersję mieszczanina jej imię szybko znalazło się na ustach całej Erathii. Tyris i Sorsha dopilnowały tego, żeby każdy Erathianin mówił o niej w pozytywnym świetle. Rozgłos zadziałał na tyle dobrze, że niektórzy snuli domysły, w jaki sposób ta mała dziewczyna mogła pokonać, bądź co bądź, aż sześciu zakapturzonych mężczyzn, którzy, z relacji mieszczanina, nie byli chucherkami do popychania.
Sama uważała, że nic wielkiego nie zrobiła. Przespacerowała się po mieście, żeby spróbować wyrzucić swoje głosy z głowy, a że przy okazji trafili się złodzieje, to coś musiała zrobić. Zabiła dwóch korzystając z osłony nocy, a pozostali czterej wyobrażając sobie, że z niewidzialną i potężną siłą mieli do czynienia, uciekli.
Wieści o wyczynie panny Aberville dotarły do samej Katarzyny Ironfist, która długo się zastanawiała, czy dostąpić zaszczytu mianowania jej na giermka jednego ze swoich rycerzy. Dała się przekonać, że to będzie dobry gest w stronę jej ojca, który oddał czterech synów za wolność królestwa, oraz, że pójdzie fama na sąsiadujące nacje, że już dziesięciolatka w szeregach Erathii jest w stanie pokonać sześciu zakapiorów, to co dopiero dorośli rycerze.
W tym celu królowa zorganizowała huczną biesiadę w zamku Gryphonheart, której głównym planem była pochwała Charny od samej Katarzyny Ironfist. Tego wydarzenia nie mógł przegapić jej ojciec, który zostawiwszy wszystkie swoje obowiązki ruszył do Steadwick. Kiedy usłyszał, że jej dziesięcioletnia córka zostanie giermkiem Sorshy Margary, nie wytrzymał i wypuścił łzy, tym razem ze szczęścia. Zapłakany podszedł do córki, kiedy wszyscy gratulowali jej wyczynu. Towarzystwo rozstąpiło się, widząc zbliżającego się lorda. Natychmiast rzucił się córce w ramiona:
– Charna, nawet nie wiesz jak bardzo jestem z ciebie dumny. – I jeszcze mocniej ją uścisnął. – Ledwo półtorej miesiąca minęło od naszego rozstania, a ty już mi udowodniłaś, że jesteś takim samym rycerzem, jak twoi bracia.
Nie pamiętała ich, ale tyle się nasłuchała, że rzeczywiście musieli być postawionymi rycerzami. Dziewczyna odwzajemniła gest, choć nie czuła tych samych emocji, co jej ojciec. Dla niej to było zwykła pomoc mieszkańcom, nic wielkiego.
Dla niej nic wielkiego, ale dla Mardona to cios w jego ego. Przez całą ceremonię gratulacji patrzył na nią, jak na kogoś, kogo miał ochotę zabić. Dziewczyna, którą gnębił od początku jej pobytu w Steadwick, teraz doświadczyła tak dużego wyróżnienia i to od samej królowej. To on powinien tam być, to on powinien zostać tak wywyższony ponad przeciętność, to dla niego powinny być te zaszczyty, a nie dla tej miernoty.
Już wtedy jego emocje kipiały, lecz, kiedy dziewczyna została mianowana giermkiem Sorshy Margary, to początkowy szok i niedowierzanie przerodziło się w furię. Kręcił głową we wszystkich kierunkach, jego ręka macała rękojeść miecza i to nie tego ćwiczebnego. Następnie zawędrował ręką na drugą stronę pasa, gdzie po krótkim głaskaniu czegoś metalowego złapał za jego rękojeść. Był to sztylet, który zawsze miał przy sobie i lekko uśmiechnąwszy się poszedł ku Charnie.
Również Sini i Iwona patrzyły na Charnę z pogardą i nie rozumiały, jak jej małostkowości mogła nie dostrzegać królowa, która wyswobodziła królestwo w trakcie Odrodzenia Erathii. Ta sama królowa, którą otaczali wielcy rycerze teraz wychwalała najmierniejszego z nich wszystkich. Dla wiedźmy z Tatalii i ogrzycy to również był cios poniżej pasa, aczkolwiek nie tak mocny jak u Sini.
Ciekawe, jak Mardon reaguje. – Na tą myśl odwróciła się w jego stronę i widziała, że on szedł w kierunku Charny, na co wiedźma wyłupiła oczy i zmarszczyła czoło. – Co on idzie jej gratulować? Zwariował? – Zaraz zreflektowała swoje myśli, gdy spostrzegła wyciągnięty sztylet z pochwy.
– Iwona idziemy.
– Ale po co? – Ciężki i ospały głos był równie powolny, jak jej umiejętność kojarzenia faktów.
– Trzeba powstrzymać Mardona, zanim zrobi coś głupiego.
Wzięła ją za rękę i szły do chłopaka. Całe szczęście Charnę otaczał tłum, więc Mardon miał utrudnione zadanie, aby się tam przedrzeć. Dziewczyny zwinniej przenikały przez niego, niż napakowany Behemot i kiedy był na wyciągnięcie ręki Sini skorzystała z okazji odwracając pana Blake’a.
– Zostaw mnie!
– Czyś ty do reszty postradał rozumy?
– Nie twoja sprawa!
– Tak się składa, że moja. – Wiedźma z Tatalii nie ustępowała. – Jeśli to zrobisz, to tylko sobie zaszkodzisz, a nie jej.
– Nie będzie mi smarkula śmiać się w twarz.
– Jak wbijesz w nią ten sztylet – mówiła na tyle głośno, na ile okoliczności pozwalały – to wtedy najbardziej będzie ci się śmiała w twarz. Upokorzy cię na oczach wszystkich, tego chcesz?
Argumentacja Sini podziałała, a Mardon, choć był zdeterminowany do zabicia dziewczyny, tak jednak zrozumiał swój błąd. Odwrócił się do wiedźmy i choć nadal był wzburzony, tak jednak potrafił już myśleć samodzielnie. Aczkolwiek problem tak czy inaczej, należało rozwiązać.
– Zwołajcie wszystkich do mnie. Trzeba się ponownie naradzić, co robimy w sprawie tej smarkuli. – Po czym opuścił zamek Gryphonheart.
Kiedy uczta się odbywała Charna nie czuła się jak u siebie. Część oficjalna się skończyła, a zaczęła się ta nieoficjalna. Dostrzegła jak rycerze nie oszczędzali ani kropli piwa i wszystko wlewali do gardła. Tutaj już nie było żadnych zahamowań. Zachowania, które w każdej innej sytuacji uchodziłyby za prostackie, teraz miały rację bytu. Nawet królowa pozwalała sobie na więcej.
Tyle ile toastów było za Charnę i jej bohaterski wyczyn, to sama dziewczyna już nie potrafiła zliczyć. Zaczęło się od emocjonalnego toastu jej ojca, który zakończył się kolejnym potokiem łez, a skończyło się na pijackich bełkotach pojedynczych wojowników, których nawet nie poznawała. Początkowo panna Aberville nie zamierzała pić, ale gdy usłyszała argument, że skoro jest dorosła, aby kogoś zabić, to również jest dorosła, żeby pić alkohol, to cały czas sączyła jeden kubek.
Była królowa, ojciec Charny, najznamienitsi rycerze w Erathii, dostojni goście z Avlee czy Bracady i nawet z Vori przypłynął król Vol. Jednakże dziewczyna natychmiast zauważyła, że nie ma nikogo z jej kompanii, oprócz Tamary, z którą od momentu pamiętnego treningu zżyła się mocniej. Jeszcze nie miała odwagi postawić się Mardonowi tak przy wszystkich, ale również nie chowała się jak mysz pod miotłą. Podeszła do panny Quin.
– Wiesz może, gdzie są pozostali?
– Podobno Mardon ich zwołał w twojej sprawie.
Nie spodziewała się jego obecności, ale tego, że będzie knuł przeciwko niej, w trakcie święta Erathii, to już ją zaskoczyło. Miała ochotę cisnąć kubkiem w Mardona, lecz w zamian położyła go na stole. Dłużej tak być nie może. Już dosyć poniżania jej, a przede wszystkim Erathii i wielkich rycerzy. Najwyższy czas, aby behemot przestał się obnosić ze swoją pewnością. Czas podciąć mu skrzydła.
– Tamara chodź za mną.
– Dlaczego? Wychodzisz z biesiady tak bez pożegnania?
– Spójrz na nich. – Tamara odwróciła głowę w stronę biesiadników, z których część leżała pod stołem, a część piła alkohol, urządzając pijackie rozrywki. – Oni i tak już nas nie widzą. – Skierowała się w stronę wyjścia. – No idziesz, czy nie? – Odwróciła się i zmierzała do wyjścia. Tamara natychmiast do niej dołączyła.
Nie wiedziała, po co dziewczyna ją potrzebuje i przede wszystkim, co chce zrobić. Zapewne dowie się w swoim czasie, ale ten czas nie nadchodził, więc w końcu wyrzuciła to z siebie.
– Powiesz mi w końcu co chcesz zrobić? – Nieśmiało zapytała, lecz widząc, że dziewczyna ani myśli reagować, zapytała dosadniej. – Charna, powiesz w końcu, na co wpadłaś?
– Podejrzeć ich naradę.
– Zwariowałaś?! Przecież cię zabije, jak tam wejdziesz.
– Nie mam zamiaru tam wchodzić.
Uciekinierka już nic z tego nie rozumiała. W jaki sposób chce podglądać naradę, nie wchodząc tam? Nie ma takiej możliwości … Chyba że…
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz włamać się do któregoś z pokoi naprzeciwko?
– Włamać nie. – Dziewczyna była tak zdeterminowana, co do wykonania swojego pomysłu, że nawet nie rozważała żadnej innej możliwości. – Zapytam po prostu, czy można skorzystać na chwilę. Oczywiście, jeśli ktoś tam będzie.
– A jak nie będzie?
– To wejdziemy.
– I to według ciebie nie jest włamanie?
Potem zaczęły się kontrować argumentami. Im silniejszy argument dawała Tamara na nie, tym mocniej panna Aberville przebijała go. W tym tonie biegła ich rozmowa aż znalazły się przed koszarami. Przed nimi Charna nie wytrzymała.
– Powiedz wprost, że boisz się Mardona, a nie wmawiaj mi tutaj o poprawności! – Tamara pokonałaby Charnę w bezpośredniej walce, ale ta była tak pewna swego, że nie zamierzała stawać jej na drodze.
– Oczywiście, że się go boję. – potwierdziła. – To on zapewne jest …
– Tak trzyma z zabójcami twojego ojca, wiesz co, to już nawet nie jest zabawne, a coraz bardziej staje się irracjonalne. Gdyby rzeczywiście nim był, to chyba już dawno by cię zabił, nie uważasz?
– Czeka na dogodną okazję.
– Cztery lata?! Tamara, weź się ogarnij i zacznij myśleć. Poza tym naprawdę chcesz żyć w tym strachu, w który cię wpakował? – Nie chciała, ale też nie chciała przyznawać jej racji. Jeśli potwierdziłaby, wówczas całe jej myślenie o chłopaku upadłoby jak Steelhorn po ataku Tarnuma. Tak bardzo, jak chciała się pozbyć ciemiężyciela, tak równie mocno się go obawiała.