Powstanie Ragilii – Rozdział 10 – część 1 – fantastyka
6 sierpnia 2024Rozdział 10 – część 1 – fantastyka w najlepszej postaci
Fantastyka w najlepszej postaci 🙂
Okazało się, że klątwa, którą ludzie rzucili na gnolle, opierała się na zaletach magicznych i instynkcie gnolli. Zdorak pokazał Krolowi, w jaki sposób przygotowywał tą miksturę, którą później rozprzestrzeniał za pomocą ogniska znajdującego się w środku osady.
– To dlatego ogień cały czas się palił – zrozumiał Krol.
– Tak mój panie – odrzekł Zdorak.
– Zatem wystarczy zgasić ognisko i natychmiast ludzie przestaną mieć nad wami władzę.
– Niestety nie mój panie. Byłoby trzeba zniszczyć wszystkie ogniska w Ragilii, a nawet w całym Ererat. – Dzięki Zdorakowi Krol dowiedział się, że świat, w którym żyje, nazywa się Ererat. – Sam widzisz, że jest to niemożliwe. Należy pozbawić ludzi tej mieszanki.
– Znasz się na magii? – zapytał zielonołuskowy Zdoraka.
– Tylko krąg podstawowy magii udało mi się przyswoić, jako jedyny wśród gnolli. Znam też hipnozę, którą wykorzystujemy do klątwy.
– Zatem nie odprawiaj rytuału magicznego, wtedy wszystko będzie w porządku.
– Nie mój panie, nie będzie w porządku – postawił stanowczo Zdorak, na co Krol się wzdrygnął. – Przepraszam mój panie. Proszę mi wybaczyć za moją zuchwałość. – Upadł nowemu przywódcy do stóp i złożył mu pokłon
Zielonołuskowy natychmiast go dźwignął i uśmiechnął się.
– Nie zwracaj tak na mnie uwagi. Są ważniejsze sprawy niż to co pomyślę. Powiedz lepiej, w jaki sposób można przeszkodzić klątwie w działaniu.
– Wtedy mój panie, co mnie przyłapałeś na rozmowie z ludźmi, to nie tylko płaciłem za spokój od ludzi, ale również za składniki, które były mi potrzebne do sporządzenia mikstury.
– Poczekaj, poczekaj – trzymał ręce w powietrzu – płaciłeś ludziom, za spokój i jednocześnie za to, abyś miał składniki do klątwy? – Skinął mu. – W takim razie trzeba ludziom nie płacić.
– Wtedy zaczną się znęcać nad gnollami mój panie.
– Ale cały czas to robią.
– Wiem mój panie, ale nie płacenie ludziom tylko pogorszy sprawę. Uwierz mi mój panie, to nie jest rozwiązanie.
Jaszczuroczłowiek krzywo patrzył na Zdoraka i zaczął spacerować po tutejszej świątyni Goryi. Wiedział, że był jakiś sposób, żeby oszukać ludzi, tylko nie wiedział jaki.
– Mam – po chwilowym spacerze przyszedł mu kolejny pomysł – zwołaj wszystkie gnolle.
– Na co wpadłeś mój panie?
– Zobaczysz, to na pewno jest dobre rozwiązanie.
Chwilę później cała osada znajdowała się przed paleniskiem. Zdorak przekazał Krolowi żółtą skórę, na której znajdowały się czarne plamki. Chciał pokazać gnollom, że zrzekł się władzy i przekazuje ją Krolowi. Jaszczuroczłowiek od razu docenił wygodę szaty oraz miękkość od widocznej strony. Podziękował byłemu przywódcy za ten gest.
Dopiero, gdy były przywódca gnolli ściągnął z siebie skórę i wręczył ją Krolowi jaszczuroczłowiek dostrzegł, że Zdorak miał wyciągnięte wszelkie włosy na wysokości żeber. Zielonołuskowego przeszył dreszcz, bo przypomniał sobie, jaki ból mu doskwierał, kiedy łuski odchodziły mu od skóry.
Krol zauważył Broana, który otrzymał dodatkową pręgę przez klatkę piersiową oraz Kroicia machającego do niego ręką pozbawionej skóry. Pozostałe gnolle również nie wyglądały najlepiej. Zielonołuskowy dostrzegł, że część z nich nie miało oka, inni mieli łapy zawinięte w temblaku, a jeszcze inni trudności z wyprostowaniem się.
Krol znał to z własnego doświadczenia. Bicz wyrządzał dużo zła. Stanął przed gongiem i rozpoczął przemówienie.
– Zrozumiałem, skąd w was tak wielkie przywiązanie do ludzi. Wiem, że niektórzy z was dalej obwiniają siedzącego obok mnie Zdoraka, ale prawda jest taka, że uległ kłamstwu ludzkiemu po to, żeby was chronić. To nie on jest winny tylko ludzie.
Nastały szmery wśród gnolli. Krol widział wśród nich zapał i chęć walki z wszystkim co ludzkie, w tym również ze Zdorakiem, którego niektórzy nadal uważali za zdrajcę. Wiedział, że miał pozycję wśród nich. Był ich wybrańcem, który miał ich poprowadzić do wolności. Jaszczuroczłowiek mając ich uwagę mówił dalej.
Dalsza część opowiadania poniżej
Jeżeli treść opowiadania Ci się spodobała i chciałbyś wpłynąć na rozwój świata literackiego, to serdecznie zachęcam Cię do sprawdzenia mojego Patronite. Kliknij w poniższe logo.
Albo postaw mi kawę, będę serdecznie za nią wdzięczny:
– Jesteście pod wpływem klątwy, która utrzymuje się z tego ogniska. – Wskazał na palenisko przed sobą. – Ugaszenie go, również nie pomoże. Opłacenie ludzi, również nie pomogło. Wiem, że w myślach macie nienawiść do ludzi, ale klątwa blokuje wam niegodziwe działania przeciwko ludziom. Prawda jest taka, że to też jest ich sposób walki. Podstęp. Skoro oni są podstępni. Również i my bądźmy.
– W jaki sposób? – zapytał Broan.
– Zabierzmy im, ich składniki do klątwy.
– Mój panie, ale wtedy zrozumieją, że to my za to odpowiadamy – zaoponował Zdorak.
– Część podrzucimy ludziom, a część weźmiemy dla siebie. Kto się pisze na to zadanie?
Natychmiast ręce do góry podnieśli Broan i Kroić. Krol ucieszył się z ich chęci. Sympatyzował z oszczędnym w słowach gnollem oraz pozbawionym skóry na dłoniach Kroiciem.
– Mój panie, a co z nami? – zapytał jeden z gnolli.
– Robicie wszystko, aby ludzie się nie domyślili, że ja, Broan oraz Kroić idziemy na łowy.
– Mój panie – rzekł Zdorak – weź listę składników do przygotowania magicznego wywaru. Wszystkie je czerpiemy od ludzi.
Wziął listę od Zdoraka i przyjrzał się jej.
– Moglistego Dyniacza, to znajdziecie wszędzie na bagnach – powiedział do tłumu, kiedy przeczytał pierwszą rzecz z listy. Pozostałe składniki nic mu nie mówiły. – Wystarczy, że zbierzemy wszystkie mogliste dyniacze znajdujące się w pobliżu Gazi.
– A jak ta roślina wygląda? – Krol usłyszał pytanie z tłumu, lecz nie potrafił zlokalizować jego nadawcy.
– Ma pomarańczowe liście, które od środka rozkładają się na zewnątrz. Zazwyczaj tworzą taki piękny bukiet. Tylko łatwo go pomylić z bagiennym torfem, który wygląda podobnie, ale pod liśćmi ma czarne duże kropki. Pamiętajcie, by ich nie zrywać, bo to rośliny trujące. Czy ktoś z Was ma jakieś pytania? – Odpowiedziała mu cisza. – Zatem odwracajmy uwagę ludzi od naszych przygotowań. Już nigdy nie będą wami pomiatać.
– Krol! Krol! Krol! Krol! – skandował tłum.
Od kiedy rozpoczęła się mobilizacja wojsk Gradenii do wojny z Bestretą praca przy budowie mostu stawała się znośna. Nawet wbijanie filarów podtrzymujących most szło sprawniej. Mokar dostrzegł mniejszą liczbę strażników oraz noszone kamienie były lżejsze. Jego rany na skórze zaczęły się zabliźniać, a on odzyskiwał nowe siły. Gdy Krap powiedział im, że Krol spotkał gnolli i został ich przywódcą, przypłynęły do niego nowe siły.
Niebieskołuskowy coraz bardziej rozumiał, że rebelia rzeczywiście miała sens i szansę powodzenia. Razem z gnollami mogli zrobić znacznie więcej. W świątyni wytwarzali broń, szkolili się do walki, powstały już nawet sekcje mieczników, miotaczy, dzidowników czy tarczowników. Zaczynali przypominać armię. Nie byli zbieraniną zwykłych jaszczuroludzi, tylko wojskiem, które w przyszłości wypędzi ludzi z Ragilii. Mieli jeden problem.
– Inja, nie damy rady nimi wszystkimi dowodzić – rzekł Mokar do ukochanej Krapa, kiedy znajdowali się w świątyni Goryi. – Krol będzie panował nad nami i gnollami, ale sam nie da rady z wszystkimi.
– Rozmawiałam też o tym samym z Oranią i zasugerowała, żeby Krol delegował zadania podległym sobie. On ma odpowiadać za kluczowe kwestie, a nie za to, czy rozkaz zostanie wysłuchany.
– Nic z tego nie rozumiem. Mówisz do mnie słownictwem, którego nie znam.
– Również i ja nic z tego nie zrozumiałam. Spotkajmy się z Oranią, myślę, że nam to wyjaśni.
Zbliżał się wieczór, kiedy Mokar. Krap i Inja zeszli z placu budowy. Dalszą opiekę nad odwracaniem uwagi ludzi od rebelii przejął Koras. Riba został oddelegowany do trzymania kontaktu między jaszczuroludźmi budującymi most, a tymi pracującymi w kopalniach. Od momentu, kiedy ich zobaczyli relacja między nimi zaczęła się zagłębiać. Mieli wspólny cel, wypędzić ludzi z Ragilii.
Weszli do pnia drzewa, do którego chwilę później przyszła Orania w luksusowych i pobrudzonych szatach. Dyszała głośno, jakby biegła nie zatrzymując się.
– Oranio, co się stało? – zmartwiła się Inja.
– Przepraszam, ale dowiedziałam się czegoś strasznego.
– Złap oddech – uspokoił ją Krap, który wręczył jej wody do picia. Zrobiła kilka szybkich i głębokich łyków, po czym uspokoiła swój oddech. – Dasz rady mówić? – Skinęła mu. – Co się dzieje?
– Wojna Gradenii z Bestretą staje się faktem i już król Waren poczynił pierwsze kroki ofensywne.
– To dobrze, to najlepszy czas na rebelię – wywnioskował Mokar.
– Też tak myślałam, ale dzisiaj przybył wysłannik króla Warena do pałacu barona. Powiedział wprost, że Bestreta ma armię większą, niźli się spodziewaliśmy. Przez co główny atak jest w stanie odeprzeć, a kontrofensywę wyprowadzić od północy.
– Co to znaczy? – spytała Inja.
– Nastąpi uderzenie z dwóch stron – zarówno od równiny Magnuma, jak i rzeki Wida.
– Zaraz, zaraz – wszedł jej Krap w słowo – czy rzeka Wida, to nie jest ta, którą ludzie dostarczają nam kamienie do budowy mostu? – Skinęła mu. – To w takim razie Bestreta wyświadczy nam przysługę i pokona ludzi i już będziemy wolni – wywnioskował z nadzieją w ustach.
– Będzie jeszcze gorzej – rzekła Orania. – Możecie mi wierzyć lub nie, ale jeśli Bestreta zdobywa rejony, to nie po to, żeby wspaniałomyślnie ratować ludy tam żyjące spod opresji innych. To są barbarzyńcy najgorszego sortu, istoty, które za nic mają życie. Możecie ludzi nienawidzić, ale uwierzcie mi, że jak Bestreta przejmie władzę nad Ragilią, wtedy nie będziecie mieli żadnych praw. Nawet prawa do życia.
Kolejna część opowiadania w następny wtorek o godz: 16:00
Zainteresowany dalszą częścią? Jeśli tak to kliknij poniżej „Następny wpis”.
Sprawdź moje media społecznościowe:
https://www.facebook.com/KamilSobikPisarz
https://www.instagram.com/kamil_sobik_pisarz