fb Część V: Podbój Steadwick - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Część V: Podbój Steadwick

16 lipca 2020
Pobierz w formacie PDF

            Steadwick znikało już za horyzontem i Xanthor, wyglądający jak mnich, zmierzał na zachodnie granice Erathii. W trakcie swoich podróży wielokrotnie zmierzał do Tatalii i Krewlod. Pamiętął, jak podczas jednej z wielu podróży na bagna towarzyszył mu jaszczuroczłek Korbac. Był to silny i zwinny tatalijczyk, a o ważkach wiedział więcej niż ich treserzy. Gdy profesor spoglądał na jaszczuroczłeka, wręcz widział, jak swoimi ruchami poddawał je tańcu. Wspominał mu, że ważki, zwłaszcza te złote, mają tendencję do kąszenia przeciwników, dlatego trzeba ostrożnie kręcić się wokół nich. Słyszał, że ugryzienie takiej ważki rzadko kiedy bywa śmiertelne, ale skutecznie uwalnia ukąszonego od wszelkich pozytywnych skutków magicznych i osłabia go. Z tego powodu wodzowie Tatalijscy wysyłali je do walki, aby osłabić przeciwników i jednocześnie wysłać silniejsze jednostki do boju.

            W trakcie tej podróży na bagna zaatakowała ich banda nighońskich przeciwników, którzy znaleźli się tam nie wiadomo skąd. Zaatakowało ich mnóstwo harpii i obserwatorów. Profesor rzucał zaklęcia, bo w walce wręcz nie czuł takiej pewności. Natomiast Korbac eliminował je z dziecinną łatwością.

            Niemniej nie dali rady z przeważającymi liczebnie przeciwnikami, zwłaszcza, że z oddali zbliżali się obserwatorzy. Profesor zdawał się ich nie dostrzegać, natomiast jaszczuroczłek natychmiast je spostrzegł. Widząc, że Xantor ich nie zauważał, pobiegł ku niemu i gdy obserwatorzy wystrzelili wiązkę energii w profesora, Korbac rzucił się na niego, odsuwając go od linii strzału. Xantor dostrzegłszy niebezpieczeństwo, rzucił łańcuch piorunów na przeciwników, czym skutecznie ich wyeliminował.

            Pozostały jeszcze harpie, ale one widząc, że miały do czynienia z potężnym magiem natychmiast uciekły. Korbac był również pod wrażeniem umiejętności magicznych profesora, ale ten patrzył na niego, jak na kogoś, dzięki komu żyje. Xantor wiedział, że Tatalijczycy mają wyczulone zmysły, które się przydawały w poszukiwaniu pokarmu na mokradłach, ale nie spodziewał się tak mocno wyuczonego instynktu przetrwania. Gdy przeciwnicy uciekli całą noc świętowali, będąc wdzięczni za to, że przeżyli.

            Xantor dobrze wspominał tamte czasy i miał nadzieję, że pomimo niedobrych czasów,  jaszczuroczłek nie będzie żywił urazy do profesora. Nie powinien się dziwić, w końcu Tatalia i Erathia były w stanie wojny, a oni reprezentowali przeciwne strony. Jednak miał nadzieję, że są pewne przeżycia, które są większe, niż przywiązanie do królestwa.

            Po kilku dniach intensywnej podróży dojechał do jednej z karczmy, skąd przed wielu laty uczcili sławetne zwycięstwo. Wszedłszy do środka, natychmiast poczuł, że miejsce to jest odpowiednie dla takich spotkań. Ciemno, ponuro, kręcą się tu społeczni wyrzutkowie, a dodatkowo każdy z nich za kołnierz nie wylewa. Miał dzień drogi do Tatalii, dwa do Krewlod, więc mógł stąd obserwować potencjalny najazd przeciwników.

            Poprosiwszy o lekki trunek, zasiadł w cieniu i trzymał kubek, będąc opartym o stół. Głowę lekko przechylił, tak, że ktoś z boku mógł pomyśleć, że się modlił.

            – Witam, profesorze.

            Eratiańczyk odpłynął w modlitwę, nie dostrzegając, kiedy pojawił się stary przewodnik. Dopiero mocny syczący głos, jak u jaszczurki, wyrwał go z modlitwy. Wyglądał tak samo, jak w czasie pamiętnych wydarzeń. Miał wrażenie, że przewodnik z dawnych lat ani trochę się nie zmienił. Miał bujną grzywę, podobnie jak u lwa, która pojaśniała wręcz z wiekiem – miał wrażenie profesor.  Charakterystyczne były też żółte ślepia, dzięki którym profesor nie wiedział, co wyrażają.

            Z poważną miną, przysiadł się do niego. Nie wiedział, czego profesor mógłby od niego chcieć. Czyżby rzeczywiście służba dla królestwa była ważniejsza, niż wspólne przeżycia?

            – Bądź pozdrowiony, Korbac. – Wziął łyk piwa. – Wiedziałem, że przyjdziesz.

            Jaszczuroludź ani trochę nie był chętny do rozmowy. Swoim spojrzeniem krępował profesora, jakby traktował go jak wroga.

            – Czego chcesz?

            – Przyjacielu…

            – Nie mów tak do mnie.

            Wyszczerzył oczy w stronę jaszczuroczłeka. Nic mu nie zrobił, a ten zachowywał się tak, jakby miał mu za chwilę wydłubać oczy. Nie rozumiał reakcji swojego kompana, a przede wszystkim, dlaczego ten jest taki nienawistny w stosunku do niego.

            – Dlaczego traktujesz mnie jak wroga? – Nie odpowiedział. Zapowietrzył się i milczał. – Zrobiłem ci coś złego?

            – Służysz królowi Erathii, ja Tralloskowi. Nic nas ze sobą nie łączy, w ogóle nie powinienem tutaj przychodzić.

            – To czemu przyszedłeś? – Nie uzyskał odpowiedzi, a skoro jej nie miał, to postanowił milczeć. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, aż w końcu jaszczuroczłek odwrócił głowę i zaczął głośno fuczeć. No tak, po co tutaj przyszedł i rozmawiał z wrogiem. – Może dlatego, że przywiązałeś się do mnie, tak jak ja do ciebie i nie myślisz o mnie, jak o wrogu, mimo, że tak mnie traktujesz?

            – Mów, czego chcesz? – Wiedział, że profesor nie wyjdzie, jeśli tego nie dostanie.

            – Potrzebuję przewodnika, tak samo jak kilka lat temu potrzebowałem. Chcę się spotkać z twoim królem.

            – Wykluczone, król nie ma na to czasu. – Odłożywszy kubek, powstał.

            – Erathia chce zawrzeć układ z Tatalią.

            – Tatalia ma ważniejsze sprawy, niż wojna z Erathią.

            Zmarszczył swoje czoło, przy czym jego charakterystyczne brwi w kształcie litery n spłaszczyły się.

            – Przecież najechaliście Erathię, razem z Krewlod, to co może być ważniejsze od wojny z nami?

            – Właśnie wojna z Krewlod. Namówiliście ich, żeby zdradzili sojusz i na nas najechali na. Wysłaliście swojego szpiega, który postanowił skłócić nas ze sobą. Udało się wam. Na zachodzie macie spokój.

            Wyszedł z karczmy, a profesor natychmiast wybiegł za nim. Widział jak przygotowuje lejce i wkłada nogę w strzemiono. Podbiegł do niego.

            – Dlaczego Krewlod miałoby was napadać? Przecież obopólnie skorzystaliście z zasobów zagrabionych w Erathii…

            – Spytaj swojego szpiega, będzie więcej wiedział.

            – Ale…

            – Niech profesor skończy! – Powstrzymał go Korbac. – To był ostatni raz, kiedy się z panem spotkałem. Teraz będę odpowiadał tylko na oficjalne listy. – Kopnąwszy w konia ruszył w stronę Tatalii.

            Profesor nic z tego nie rozumiał. Jak to Erathia miała niby skłócić dwóch sojuszników ze sobą? Przecież miała swoje problemy z demonami, a na północnych ziemiach nic nie wskazywało na spokój. I jedni, i drudzy mieli idealną okazję do ataku, więc czemu się pokłócili?

            Są pytania, na które nawet profesor nie ma odpowiedzi, jednak potrzebował upewnić się co do prawdy w słowach byłego już przyjaciela.

 

            Wstał następnego dnia wraz z nastaniem świtu. Wyruszył w głąb ziemi Tatalijskiej, gdzie dostrzegł połamane drzewa oraz porozrzucane topory i obuchy, typowe dla ogrów. Z tego słynęło Krewlod, że jak już prowadzi wojnę to totalną, niszcząc wszystko za sobą. Przemierzał bagna tatalijskie, zmierzając za zniszczeniami, które wyrządziło Krewlod. Początkowo pewnie mieli przewagę nad Tatalią i póki jest osłabiona, to chcą pewnie skorzystać z okazji i zagrabić tyle ile będzie się dało.

            Po wędrówce wśród zniszczeń doszedł do obozu barbarzyńców. Dostrzegał cyklopy zbierające kamienie, orki ostrzące swoje topory, a gobliny i wilczy jeźdźcy sprawdzali swoje wyposażenie. Klimat był pełen przygotowań, jak do bitwy. Xantor obszedł obóz dookoła i widział, że po drugiej stronie również znajdował się obóz, tylko do bity przygotowywała się Tatalia. Wiwerny wylatywały ze swoich gniazd, gorgony wychodziły z zagród, a bazyliszki z labiryntów.

            Wyglądało na to, że Tatalia i Krewlod rzeczywiście się pokłóciły. Jakkolwiek to się stało, szczęście uśmiechnęło się do Erathii i przez jakiś czas ma spokój na zachodnich granicach. Teraz zrozumiał, dlaczego Korbac jest na niego wściekły i gdy profesor stał się świadkiem przygotowujących się oddziałów do bitwy zrozumiał, że Korbac miał uzasadnione pretensje względem królestwa ludzi. Ktoś musiał ich skłócić ze sobą, bo choć Krewlod nie miało dowódców strategicznych, tak nawet oni zdawali sobie sprawę, że atak na Tatalię to zły pomysł.

            Ktoś musiał zamieszać, ale kto?

            Powstało pytanie, na które Xantor nie miał dobrej odpowiedzi. Wychodziło na to, że Erathia miała spokój na zachodniej granicy i nie musiała zawiązywać pokoju. Misję swoją wypełnił, choć tak naprawdę niewiele zrobił. 

5 2 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x