fb Powstanie Ragilii – Rozdział 8 – część 2 – fantastyka - SegeWorld | Kamil "Sege" Sobik

Strona wykorzystuje ciasteczka by świadczyć usługi na najwyższym poziomie Polityka prywatności

Rozumiem
image

Powstanie Ragilii – Rozdział 8 – część 2 – fantastyka

16 lipca 2024
Pobierz w formacie PDF

Rozdział 8 – część 2 – fantastyka w najlepszej postaci

Fantastyka w najlepszej postaci 🙂

Koras i Riba zmierzali za woźnicą przez wyżłobioną drogę w bagnach. Droga miała już odbite ślady kół od ilości kursów w stronę poboru kamieni do wykuwania broni, i z powrotem do kuźni. Jaszczuroludzie chowali się za drzewami, krzewami, korzeniami wystającymi z ziemi i zanurzali się w bagnie, jeśli sytuacja tego wymagała. Czasami atakowały ich jaszczurki, które nie dały się udomowić.

Dłuższą chwilę nie ustępowali na krok woźnicy, który donośnie chrapał, mając za nic niebezpieczeństwa Ragilii. Doszli do większego pagórka, w którym wykopano kilkanaście wejść. Dzień zbliżał się ku wieczorowi, więc słońce powoli chowało się za drzewami rzucając coraz więcej cienia na okolicę.

– Za chwilę ludzie będą kończyć dzień pracy i wychodzić z tych jam – rzekł jaszczuroczłowiek z grzebieniem na głowie.

Riba przyglądał się pracownikom pracującym w kopalni. Dostrzegł żołnierzy gradeniańskich, którzy poganiali robotników. Zdziwiło go to, że robili to tak samo jakby ich pośpieszali przy budowie mostu.

– Nie wydaje mi się, żeby tam pracowali ludzie – wypuścił swoje zwątpienie Riba, na co Koras momentalnie spojrzał na niego. – Ludzi by tak nie poganiali do pracy.

Obydwaj spoglądali na tych, którzy obrywali z biczy. Koras nie mógł ich rozpoznać, za to Riba od razu ich poznał, a wraz z tym szeroko otworzył paszczę z zaskoczenia.

– Riba, co cię tak zdziwiło?

– Czy ty to widzisz? – Wiedział, że Koras nie miał dobrego wzroku w ciemności, więc wyjaśnił mu. – Tam są tacy jak my, jaszczuroludzie.

– O czym ty mówisz? – spytał Koras. – Przecież nikt z nas nie idzie tam pracować.

– To więc kto tam jest? – retorycznie zapytał Riba.

– Sprawdźmy to.

Podeszli bliżej pagórka. Trzymali odległość, żeby ludzie ich nie dostrzegli. Próbowali podejść jak najbliżej tych pracowników. Riba jeszcze bardziej się utwierdził, że byli to jaszczuroludzie. Tacy sami jak oni, tylko ich skóra była umorusana na czarno i szaro.

– Masz rację – rzekł jaszczuroczłowiek z grzebieniem. – To są jaszczuroludzie, ale czemu my o nich nie wiedzieliśmy? Przecież nikt z nas nie szedł do kopalni pracować.

Riba nie posłuchał, tylko podbiegł do najbliższego jaszczuroczłowieka.

 

Wszystko stało się jasne dla Krola po wyznaniu Zdoraka. Nie spodziewał się, że ten posunął się tak daleko, żeby wymusić na gnollach posłuszeństwo do ludzi. Gdy uciekał przez bagna razem z przywódcą gnolli, Kroiciem i Broanem zastanawiał się, jak bardzo trzeba być łatwowiernym, żeby uwierzyć ludziom w ich dobroć.

Z oddali widzieli pojedyncze pochodnie, których z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej. Gdy przywódca gnolli wyjawił im tajemnice tłum zawrzał i momentalnie chciał go zlinczować. Kilkunastu mężnych psiopodobnych towarzyszy natychmiast rzuciło się z liną na Zdoraka, lecz w drogę wszedł im Krol, który kilku przerzucił za siebie, a następnie razem z przywódcą gnolli puścili się przez bagna, a z nimi Kroić i Broan. Tłum pobiegł za nimi.

Schowali się w gąszczu krzewów i mniejszych drzew, gdy wokół nich pojawiło się mnóstwo płonących punktów, które im bardziej się zbliżały, tym bardziej przybierały kształt płonących pochodni.

– To moja wina – powiedział wódz gnolli. – Powinienem im o wszystkim powiedzieć.

– Gnolle głupie – obalił to Broan.

– Nie zrozumieją – dodał Kroić.

– Tylko, że to razem z nimi jesteśmy w stanie przeciwstawić się ludziom – rzekł Krol, czym jednocześnie zwrócił uwagę pozostałych. – Potrzebujemy ich.

Część rozwścieczonego tłumu gnolli pobiegła dalej w głąb bagien, a część została.

– Gdzie on jest?! – wrzasnął jeden z nich.

– Niech go tylko dorwę w swoje ręce. To zaraz mu nogi powyrywam – zawrzał kolejny.

Słowa te doszły do Zdoraka i wywołały w nim wyrzuty sumienia. Chciał być jak najlepszym wodzem dla nich wszystkich. Cokolwiek nie robił, robił to dla ich dobra, ale okazało się, że zaszkodził im.

– Nawet jeśli się oddam w ich ręce, to nie wystarczy, żeby się tego pozbyć.

– O czym ty mówisz? – zapytali Krol z Kroiciem?

Zanim im Zdorak odpowiedział wyszedł na spotkanie gnolli. Najbliższy z tłumu pochwycił go, po czym dołączyli do niego następni.

– Mamy go! – krzyknął jeden z nich, na co pozostali zawrócili i spętali swojego przywódcę.

 

Dalsza część opowiadania poniżej

Jeżeli treść opowiadania Ci się spodobała i chciałbyś wpłynąć na rozwój świata literackiego, to serdecznie zachęcam Cię do sprawdzenia mojego Patronite. Kliknij w poniższe logo.

 

Albo postaw mi kawę, będę serdecznie za nią wdzięczny:

Krol, Broan oraz Kroić i nie zdołali zatrzymać przywódcy, który ich zdaniem postradał rozumy. Krol nic z tego nie rozumiał, więc wyszedł z krzaków i zmierzał wraz z tłumem z powrotem do wioski. Podobnie za nim ruszyli towarzysze z portu.

Gdy znaleźli się z powrotem w centrum osady gnolli tłum posadził Zdoraka na środku, a niektórzy z nich przewieszali lianę przez drzewo tak, żeby jej końcówka starczyła na oplecenie szyi przywódcy.

– Gnolle zwariowały! – wrzasnął Broan.

– Trzeba zareagować, inaczej go powieszą! – powiedział na głos Kroić do Krola.

Tak samo Krol uważał. Jeśli czegoś nie zrobią, to dojdzie do linczu. Nakazał Broanowi i Kroiciowi spróbować ich powstrzymać przed dokonaniem egzekucji, a jaszczuroczłowiek natychmiast pobiegł do gongu, wziął pień drzewa znajdujący się przy nim i uderzył kilka razy w gong. Dźwięk instrumentu rozszedł się po tłumie, który natychmiast uciszył go.

Rozwścieczony tłum spojrzał na Krola z przestrachem, a później z coraz większym podziwem. Nikt nie miał takiej siły, aby dźwignąć ten pień drzewa i uderzyć nim w gong. Z tego powodu od wielu dekad stał nieużywany.

– Spokój tutaj! – krzyknął z całej siły i jego głos dobiegł do najdalszych zakątków osady. – To nie Zdorak jest winny waszej klątwy, tylko ludzie i magowie, którzy ją na was praktykowali! Ma mi tu być spokój, jasne?!

Gnolle patrzyły po sobie, w tym Kroić, Broan oraz Zdorak. Z każdą chwilą wzrok wyrażający osłupienie zmieniał się we spojrzenie pełne szacunku, aż niektórzy z nich zaczęli bić pokłon Krolowi. Do pojedynczych gnolli dołączyły inne, a później Broan, Kroić i na końcu Zdorak. Jaszczuroczłowiekowi opadła żuchwa i zmarszczyło się czoło. Nie rozumiał, czego właśnie był świadkiem.

– O nasz wielki panie. Jesteśmy twoimi sługami i działamy na twoje życzenie – śpiewał tłum, do czego doszło bicie pokłonów.

Zielonołuskowy ołupiał. Czemu oni traktowali go, jak bóstwo? Przecież nie miał żadnych magicznych mocy. Wziął tylko pień drzewa i uderzył nim kilkukrotnie w gong. Stał i patrzył na przedstawienie, którego był świadkiem, nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Przestańcie, nie jestem żadnym bogiem, ani bóstwem do wielbienia – powiedział, ale i tak nic to nie dawało. Nadal bili pokłon przed nim i wychwalali go jak bóstwo. – Co wy wyprawiacie? Zdorak. Co się dzieje?

Krol podszedł do przywódcy gnolli.

– Mój panie, pozwól mi wyjaśnić.

– Oczywiście, że tak, co tutaj się dzieje?

– Mój panie, jesteś naszym przywódcą, a my jesteśmy na twoje wezwanie – wyjaśnił Zdorak. – Pójdziemy za tobą w ogień i żadne z nas nie zwątpi.

Przywódca? Ja? – pomyślał ze zwątpieniem Krol. Co prawda był już przywódcą jaszczuroludzi, ale czuł, że tam sobie zasłużył, a tutaj miał wrażenie, że go wyśmiewają. Popatrzył na wszystkich gnolli i na ich pyszczkach była wymalowana cała paleta powagi.

– Jak to jestem waszym przywódcą? – spytał wciąż nieświadomy Krol. – Przecież to ty masz nad nimi pieczę.

– Spełnić się przepowiednia – odpowiedział Broan, który również bił pokłon Krolowi.

– Przepowiednia mówiła – wyjaśnił Kroić – że ten, kto podniesie wielki kij i uderzy nim w gong ten jest naszym przywódcą wybranym przez Goryie. Udało ci się to, więc jesteś naszym przywódcą. Wychwalamy cię o wielki Krolu.

– Wychwalamy cię o wielki Krolu – dodał tłum, po czym ponownie zaskandowali.

Krol nie wiedział, co począć. Wciąż wszystko, co widział, dochodziło do niego z opóźnieniem. W dalszym ciągu odnosił wrażenie, że gnolle się z niego naśmiewały i za chwilę wyjawią to donośnym śmiechem. Spodziewał się tego, wręcz świadomość mu podpowiadała, że za chwilę tak się stanie.

Aczkolwiek gdy widział, jak one biły mu pokłon coraz bardziej wczuwał się w rolę wybrańca. To on był tym, który mógł uratować ich spod opresji ludzi, nie tylko ich, ale również jaszczuroludzi. Miał dowód, że został stworzony do wielkiego i szlachetnego celu. Był ich przywódcą. Musiał o tym przekazać swoim pobratymcom. Rozejrzał się po osadzie i zauważył, że na drewnach, podpierających gong, było napis w piśmie ludzkim. Od razu przypomniał, że Krap umiał pisać i czytać w tym języku.

– Czy ktoś z was umie pisać w języku ludzi? – zapytał, ale gnolle wciąż były zajęte oddawaniem mu pokłonu. – Przestańcie! – Gdy krzyknął tłum naraz ucichł. – Czy ktoś z was umie pisać w języku ludzkim?

– Ja umiem – zgłosił się Zdorak – co mam przekazać mój panie?

 

Kolejna część opowiadania w następny wtorek o godz: 16:00

Zainteresowany dalszą częścią? Jeśli tak to kliknij poniżej „Następny wpis”.

Sprawdź moje media społecznościowe:

https://www.facebook.com/KamilSobikPisarz

https://www.instagram.com/kamil_sobik_pisarz

 

Jeśli chcesz poznać inne moje opowiadania, czy powieści, fantastyka i nie tylko, to zapraszam do sklepu:

https://segeworld.pl/sklep/

Korekta i Beta czytelnictwo: Karolina Kwarcińska

0 0 votes
Article Rating

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x